Warto zobaczyć jedyną w Polsce ostoję koników biłgorajskich, wywodzących się z dzikich stepowych koni. Znajduje się ona około 80 km na południe od Lublina, koło Janowa Lubelskiego. Można tu
nie tylko popatrzeć na konie żyjące w naturalnych warunkach,
ale również na nich pojeździć
Sześć kilometrów dalej skręcam do Szklarni - małej śródleśnej wioski. Tuż za nią znajduje się jedyna w Polsce ostoja koników biłgorajskich, prowadzona przez Zarząd Parku Krajobrazowego "Lasy Janowskie”.
niezwykła opowieść o mądrych konikach.
- Codziennie tu jestem od ósmej rano. Policzę, czy wszystkie konie są, sprawdzę, czy ogrodzenie gdzie nie uszkodzone. Latem siano się zbiera, ale tylko jeden pokos. Na więcej nie ma pieniędzy. Konie muszą mieć jedzenie na zimę. A najlepiej to lubię pójść na rezerwat w Szklarni, "letniak” jak my to nazywamy. Tam jest około 20 ha śródleśnych łąk. Środkiem płynie Czartosowa, na niej zapora jest zrobiona i zbiornik o powierzchni 30 arów. Jeszcze jak byliśmy w województwie tarnobrzeskim, to ówczesny konserwator przyrody dopomógł nam w budowie tego zalewiku. Lubię patrzeć, jak konie piją, kąpią się, a potem nieopodal w piachu się tarzają. Wcześniej to był problem z wodą. W czasie suszy rzeka wysychała, konie nie miały co pić.
Postoję, popatrzę, w jakim są stanie. Czy który nie okulał, czy nie okaleczony. One tu są w półdzikich warunkach - teren wprawdzie ogrodzony, ale dosyć rozległy i naturalny. Konie same dbają o pokarm. Pasą się na łąkach, ogryzają krzewy i młode drzewka.
W zimie są uzależnione od człowieka,
trzeba je dokarmiać. Wtedy mam z nimi bliski kontakt. To mi pasuje. Poznaję charakter młodych, które oźrebiły się na wiosnę. Zbliżam się do nich, siadam między nimi, dotykam, głaszczę, rozmawiam.
One pomału przyzwyczajają się do mnie i do ludzi, łagodnieją. Przewodniczka, która przewodzi stadu, jeśli tylko odpowiednio parsknie, to się wszystkie rozbiegną, jakby bomba wybuchła. A mnie się nie boją, innych też tolerują. Żeby tylko obcy za blisko nie podchodził.
I tak sobie wracamy do ostoi. Najpierw idzie za mną przewodniczka, potem stado, a ogier zamyka pochód, kontrolując, czy jakiś maruder nie został w tyle.
Wszystkie konie mają imiona. Przeważnie są to nazwy ptaków, kwiatów, np. Sokół, Stokrotka. Każdy koń ma świadectwo urodzenia. Pierwsze klacze były wpisane w tzw. księgach głównych. Tak, że tu jest pokolenie elity, a nie jakaś przypadkowa zbieranina.
To bardzo mądre zwierzęta
Mieliśmy też takiego małego konika, zgrabniutki był. Nie było na niego ogrodzenia. Jak nie mógł przeskoczyć, to na kolankach pod żerdziami się przeczołgał.
Już od maja przyjeżdża tu dużo ludzi:
Klacze źrebią się wiosną same, bez naszej pomocy, na dworze. Małe idą od razu na zieloną trawę i zostają na niej do pierwszych śniegów.
W okolicy są wilki i lisy.
Mamy tu domek, w którym nocują naukowcy z Akademii Rolniczej w Lublinie. Obserwują nasze konie. Zresztą nie tylko oni tu przyjeżdżają. Rocznie przewija się ok. 4 tysięcy osób w zorganizowanych grupach. Turystów indywidualnych nikt nie liczy. Tutaj jest cisza i spokój. Można mieć