Rozmowa z dr. Pawłem Frelikiem z Zakładu Literatury i Kultury Amerykańskiej UMCS w Lublinie.
– Jego twórczość znam raczej z kinowych ekranizacji. Czytałem tylko debiutancką "Cyfrową fortecę”. Nie mam czasu na książki Browna, jest wiele innych rzeczy do przeczytania.
• Jestem zaskoczony. Interesuje się pan literaturą popularną, ale nie najpopularniejszym amerykańskim pisarzem?
– Zależy, co nazwiemy literaturą popularną. To parasol, pod którym kryją się takie gatunki jak science fiction, fantasy, horror czy powieść detektywistyczna. Zarówno prywatnie, jak i naukowo i dydaktycznie najbliższe mi są głównie science fiction i horror, mniej fantasy. Brown pisze raczej rzeczy detektywistyczne, a w sercu jego powieści jest śledztwo historyczne.
• To na jakie książki science fiction warto poświęcić czas?
– Większość czytelników powinni zadowolić dwaj pisarze: William Gibson i Neal Stephenson. Obaj zaczynali od fantastyki, a teraz zrobili parę kroków w kierunku głównego nurtu literatury. Najnowsza powieść Gibsona "W kraju agentów” to faktycznie powieść o polityce, ekonomii, służbach specjalnych. Natomiast Stephenson napisał "Cykl barokowy”; powieści historyczne, przygodowe, o rozwoju nauki i ideach. Losy obu pisarzy pokazują, jak science fiction pożera i kolonizuje literaturę.
• Pożera i kolonizuje?
– Świat ruszył do przodu, a science fiction to nie tylko gatunek literacki, ale i sposób myślenia o świecie. Science fiction najbardziej dotyka i łączy się ze światem. Dobrym przykładem jest Richard Morgan. W jego przedostatniej powieści "Trzynastka” największym osiągnięciem ludzkości jest skolonizowanie Marsa, ale akcja toczy się na Ziemi, a Morgan pisze m. in. o problemach związanych z modyfikacjami genetycznymi. Dla niego fantastyka to sztafaż i pretekst, by mówić o bardzo aktualnych problemach. Dobra science fiction jest bardziej realistyczna niż powieści z głównego nurtu.
• Czemu warto czytać fantastykę?
– Po pierwsze: fantastyka – w najlepszym wykonaniu – mówi nam najwięcej o tym, co kryje się pod powłoką świata. Prawdziwy jest slogan, że fantastyka nic nie mówi o przyszłości, ale wszystko o teraźniejszości. Fantastyka pięknie pokazuje, w jakim kierunku zmierzamy. Po drugie może być przygodą intelektualną. Zmusza do aktywnego czytania. Wiele książek z głównego nurtu czytamy płynnie, bez większego zastanowienia. W fantastyce trzeba kombinować, np. pomyśleć o naukowych założeniach przedstawionego świata.
• A trzeci powód?
– Dobra science fiction; ale również fantasy i horror, oferują to, co oferowała niegdyś proza realistyczna: skomplikowane postaci, frapujące konflikty, ścieranie się światopoglądów.
• To czemu fantastyka ma tak złą opinię wśród większości polskich specjalistów od literatury? Gorzej ma chyba tylko komiks.
– Ze względu na przeszłość. Fantastyka to młody gatunek. Jego początki były marne: opowiadania drukowane na początku XX wieku w tzw. pulpowych magazynach. To rzeczywiście były teksty fatalnie napisane, a ich autorów interesowały głównie wynalazki. Choć i wtedy fantastyka opowiadała o rzeczywistości. Np. u Isaaca Asimova odległe kosmiczne imperia były odbiciem potęgi Stanów Zjednoczonych po II wojnie światowej, a w Obcych widziano Rosjan. Początki rzucają się cieniem na cały gatunek, jednak od lat 60. jakość fantastyki idzie wyraźnie w górę. W Polsce ważny głos w dyskusjach o jakości literatury mają środowiska akademickie. A te twierdzą zazwyczaj, że literatura nie może być głęboka, jeśli się dobrze sprzedaje.
• Coś w tym jest...
– Amerykański pisarz Theodore Sturgeon na zarzut, że 90 procent książek science fiction to gówno, odparł, że 90 procent wszystkiego to gówno. Krytycy często stosują moralność Kalego. Z jednej strony stawiają powieści Thomasa Pynchona czy Jamesa Joyce'a, a z drugiej biorą z science fiction najgorsze przykłady. Porównujmy najlepszych pisarzy z obu stron.
• Pan nie tylko czyta, ale i pisze. Teksty dla metalowego zespołu Vader, jednego z najbardziej znanych polskich zespołów na świecie.
– Napisałem może 40 tekstów. Niestety, nie miałem czasu, żeby napisać coś dobrego na ich najnowszą płytę "Necropolis”.
• Złośliwy powiedziałby, że nie ma problemu, bo i tak tych tekstów nie będzie słychać.
– Ale są wkładki ze słowami. Staram się, żeby te teksty nie były byle jakie i pisane półautomatycznie.
• Co pana ujmuje w ekstremalnej muzyce metalowej czy elektronicznej?
– O tym trudno mówić. Już Edgar Allan Poe zauważył, że muzyka do nas przemawia w bardzo specjalny sposób: nie powiemy, że działają na nas np. drugie smyczki. W muzyce ekstremalnej dzieje się dużo ciekawych rzeczy, zespoły eksperymentują, mieszają się gatunki. Na pewno nie słucham tej muzyki, żeby wyładować agresję. Jak chcę to zrobić, to gram w gry komputerowe.
• Którymi zajmuje się pan naukowo.
– Gry interesują mnie, oprócz aspektu rozrywkowego, jako maszyny do opowiadania historii. Robią to mniej lub bardziej sprawnie, ale inaczej niż książki czy filmy. Przepiękną grą jest "Max Payne” z 2001 roku: zaczynamy grać na samym końcu historii więc w ciągu rozgrywki wiemy, jak wszystko się zakończy – w literaturze to stary zabieg ale w grach to była absolutna nowość. Gry mogą też funkcjonować jako część zjawiska, które nazywam rozproszoną narracją. Żeby poznać cały świat np. Matrixa należy obejrzeć nie tylko trzy główne filmy braci Wachowskich, ale i animowany film, przeczytać komiks i zagrać w jedną z gier. Każdy z tych elementów wnosi coś nowego do uniwersum, objaśnia rzeczy zasygnalizowane w filmach fabularnych. To coraz częściej wykorzystywana metoda.
• Wróćmy do książek, choć rozmowa o literaturze to chyba strata czasu. Przecież coraz mniej osób czyta.
– Daleki jestem od lekceważenia innych mediów narracyjnych, ale to literatura wciąż pozostaje medium oferującym największą głębię opisywanych rzeczy i zjawisk; powoduje największe wzruszenia i najbardziej otwiera oczy na światy poza naszym podwórkiem. Literatura operuje słowem, którym przecież porozumiewamy się na co dzień. W odróżnieniu od filmu czy gier wideo, książka nie wymaga dodatkowych urządzeń, aby doświadczać zawartych w niej opowieści. Historia pokazuje, że książka jest też wbrew pozorom formą najbardziej odporną na zmiany cywilizacyjne. A dla wielu osób fizyczność książki to też wciąż jakość, bez której nie potrafią się obyć.