Łopaty coraz szybciej tną powietrze, zegary pulsują w rytm obrotów. – Papa Tango. Możemy startować. Lot wycieczkowy. Jeszcze tylko kilka hopek i za chwilę krążymy nad Zamościem. Za sterami Przemysław Panas, prezes Aeroklubu Ziemi Zamojskiej
Latanie to magia
Artur Dobrowolski z Biłgoraja zaraził się lotnictwem od paralotniarzy. – Poszedłem zobaczyć jak startują i od razu poczułem, że to jest to. Wolność, przestrzeń, żadnych korków. Po prostu musiałem tego spróbować. Tylko, że paralotnia wymaga odpowiedniego wiatru, nie zawsze można sobie polatać. Jedynym wyjściem był samolot – mówi Artur Dobrowolski.
Inaczej było w przypadku Przemysława Panasa. – Z lotnictwem zetknąłem się po raz pierwszy w wojsku. Służyłem w jednostkach specjalnych, gdzie obowiązkowo musiałem zaliczyć kurs spadochronowy. Minęły lata, w Polsce nastała wolność, rozkręciłem biznes transportowy, który wymaga szybkiego poruszania się po całej Polsce i Europie. Najpierw kupiłem szybkie auto. Nie zdało egzaminu. Potem był motocykl – też zawiódł. Korki, koleiny i cała zgraja wariatów na drodze. Rosyjska ruletka. Pozostał samolot. Odpalam i za godzinę z moimi pracownikami jestem w Łodzi. Pasja i potrzeba dnia codziennego – mówi Przemysław Panas.
Samolot na imieniny
Podobnymi przesłankami kieruje się Bogdan Jasina, który w Mokrem robi kurs pilota. – Z Warszawy do Zamościa jedzie się samochodem 6 godzin. Samolot to najszybszy środek komunikacji. Za kilka lat na naszym lotnisku będzie stać kilkadziesiąt małych samolocików – mówi Bogdan Jasina.
Natomiast Mariusz Rachował jest genetycznie obciążony. Lublinianin, choć mieszka pod Warszawą i oficjalnie przedstawia się, jako rodowity zamościanin. – Wychowałem się przy lotnisku w Radawcu. Cała rodzina latała na samolotach: ojciec, brat i siostra. Nie miałem innego wyboru. Lotnictwo po prostu było wpisane w moje życie. Poza pracą zawodową szkolę pilotów w Zamościu. Prywatnie latam Jakiem 3, który dostałem od żony na imieniny.
Wagon z czasów C.K.
Zwolennicy powolnego opadania na spadochronie, przez lata za główną siedzibę na terenie lotniska mieli wagon kolejowy, pamiętający czasy cesarza Franciszka Józefa. – Z Krakowa kiedyś przyjechał ekspert od kolejnictwa i stwierdził, że nasza spadochroniarnia to wielki zabytek kolejnictwa – opowiada Krzysztof Sierak, główny mechanik w aeroklubie, który bacznym okiem dogląda wszystkich statków powietrznych, od motolotni aż po najnowszy zakup: polski samolot szkoleniowy AT3.
Trzeba inwestować
Niestety, rzeczywistość na lotnisku nie jest sielankowa. – Pas trawiasty nie przystaje już do wymagań lotnictwa. Mamy wiele telefonów z całej Europy, z Niemiec, Austrii, od pilotów, którzy chcieliby przylecieć do Zamościa. Jak się dowiadują, że będą lądować na trawie, to rezygnują. Szkoda im podwozia – dodaje Panas.
Wymogiem jest betonowy pas o długości 1200 metrów.
Na lotnisku w Mokrem był już utwardzony pas, zbudowany w czasie okupacji przez Niemców. Pas był odwodniony, pokryty asfaltem sprowadzonym z Afryki, wydobytym z dna jeziora. Niestety, nikt nie dbał o ten fragment infrastruktury i asfalt zamienił się w żwirek. Teraz tylko z powietrza widać czarne zarysy. – Spokojnie można wykorzystać niemieckie odwodnienie, tylko że koszt budowy betonowego pasa to 2,5–3 miliony złotych. Poza naszym zasięgiem – przyznaje prezes.
Tutaj piłeczka leży po stronie Starostwa Powiatowego w Zamościu. – Jeszcze w tym roku złożymy do Regionalnego Programu Operacyjnego wniosek o budowę pasa betonowego na lotnisku w Mokrem. Jeżeli przejdzie pozytywną weryfikację, wówczas zaczniemy budowę, na której inwestorem zastępczym będzie Aeroklub Ziemi Zamojskiej – zapewnia Henryk Matej, starosta zamojski.
– 1200 metrów drogi prowadzi donikąd – mówi Panas. – Ale 1200 metrów pasa startowego otwiera cały świat.