Teksty piosenek są takim terytorium, na którym się najbardziej otwieram. Z nich można wszystko wyczytać - mówi piosenkarka Małgorzata Ostrowska.
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Jak to możliwe, że piosenkarka, która ciągle jest w dobrej formie wokalnej, i która nie musi nikogo prosić o teksty piosenek, bo sama je sobie pisze, aż sześć lat kazała czekać słuchaczom na swoją nową płytę?
- Nie zawsze jest klimat na zrobienie nowego albumu. Nigdy nie nagrywałam płyt, bo trzeba; bo zrobiła się dziura w dyskografii. Zawsze czekałam na impuls artystyczny, który uruchamiał tworzenie. A że tym razem trwało to dłużej niż zwykle, to już nie moja wina.
Ale podobno w międzyczasie coś Pani nagrała.
- Tak, materiał na płytę był prawie gotowy. Ale jak go posłuchałam, stwierdziłam, że to nie ten kierunek. I wyrzuciłam wszystko do kosza. Widocznie to był fałszywy impuls.
Kiedy nabrała Pani pewności, że \"Słowa” to jest to, o co chodzi?
- W pewnym momencie zauważyłam, że idzie mi dobrze, że piszę fajne teksty do fajnych melodii. Potem, że dobrze mi się je śpiewa. W końcu jak wszystko nagrałam, odstawiłam na parę dni na bok. A kiedy złapałam do tego dystans i przesłuchałam na chłodno, pokochałam te piosenki.
Co było tym bodźcem, który Panią tak pięknie nastroił do pracy nad \"Słowami”?
- Zaczęło się od spotkania z człowiekiem, który mnie zafascynował swoją muzyką. A jemu z kolei przypadły do gustu moje teksty. To Jarosław Kidawa, którego słuchacze powinni znać na przykład ze współpracy z grupą Wilki. Ta wzajemna akceptacja tak nas pięknie nakręciła.
•Słyszałem, że nie lubi Pani opowiadać o swoich tekstach.
- Rzeczywiście, jestem generalnie dość powściągliwa w opowieściach. A już szczególnie nie lubię odpowiadać na pytania w stylu, co miałam na myśli, pisząc to czy tamto. Teksty piosenek są takim terytorium, na którym się najbardziej otwieram. Z nich można wszystko wyczytać.
Ciekawi mnie i pewnie Pani fanów, jak Pani pisze. Czy na przykład ma Pani do tego jakąś ulubioną porę i miejsce?
- Pomysły życie przynosi w różnych miejscach i porach. Ale przekuwam je w wersy nocą przy swoim biurku w domu. Zabieram się za pisanie, jak pozostali domownicy zasypiają. I pracuję do świtu. Żeby sięgać w zakamarki swojej duszy, potrzebuje spokoju i absolutnej ciszy.
A Pani mąż - artysta plastyk - o jakiej porze robił okładkę do Pani nowego albumu?
- To typ skowronka. Za to syn jeszcze się waha. Ale myślę, że skończy jako sowa.
Czym zajmuje się Pani w domu poza pisaniem tekstów piosenek?
- Jak nie jestem w trasie, to robię wszystko. Nie mam żadnej specjalnej pomocy do sprzątania, prania czy gotowania. Lubię te wszystkie babskie czynności. Przy nich się relaksuję. One pozwalają odreagować pracę na estradzie i złapać dystans do kreacji artystycznych.
Co Pani najchętniej gotuje?
- To, co chce rodzina. Zbieram przez cały czas kulinarne marzenia domowników, a potem robię im prezenty.
Ostatnio dołożyła Pani do pracy artystycznej i gospodarzenia jeszcze jedną aktywność. Wzięła Pani udział w akcji na rzecz psów.
- Tak przykuwałam się do psiej budy w ramach akcji "Zerwijmy łańcuchy”. Rzadko biorę udział w przedsięwzięciach społecznych. Ale idea tego mnie poruszyła. Kocham psy i bardzo im współczuję, kiedy całe dnie spędzają na uwięzi. Pies uwiązany na łańcuchu bardzo cierpi i jest znacznie bardziej niebezpieczny dla człowieka niż pies będący na wolności.
Ale, mam nadzieję, nie namawia Pani nikogo, żeby chodził po mieście z psem bez smyczy i kagańca?
- Nie, tu chodzi przede wszystkim o psy trzymane w zabudowaniach podmiejskich. Tam, gdzie mogłyby mieć wiekszą swobodę, paradoksalnie tak bardzo się męczą.
Pani ma psa?
- Mam trzy psy i cztery koty. Dużo, gęsto i kudłato. Mam dom z ogrodem, więc mogę sobie na takie zoo pozwolić.
Zwierzaki żyją ze sobą w zgodzie?
- W absolutnej. Jedna kotka jest szczególnie zaprzyjaźniona z psami. Czasem marzę, żeby wszyscy ludzie umieli żyć w takiej zgodzie jak moje zwierzaki.
Małgorzata Ostrowska zaczęła śpiewać w wieku 11 lat. Studiowała w Studiu Sztuki Estradowej przy Estradzie Poznańskiej, śpiewała wraz z grupą wokalną Vist (z Wandą Kwietniewską, Andrzejem Sobolewskim i Grzegorzem Stróżniakiem). Jest laureatką Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. W roku 1981 została - na dziesięć lat - wokalistką zespołu Lombard z którym nagrała największe przeboje, m.in. "Śmierć dyskotece!”, i "Szklana pogoda”. W 1996 roku, po kilkuletniej przerwie, Małgorzata Ostrowska wróciła na scenę, poświęcając się karierze solowej.
Prywatnie żona fotografika Jacka Gulczyńskiego, bratowa Piotra "Gulczasa" Gulczyńskiego.