Można bez przetargu wydać 6,5 mln zł z miejskiej kasy. Można kupić bubel i nie wymóc na wykonawcy usunięcia usterek. Można źle planować rozbudowę dróg i reformę komunikacji miejskiej. A wszystko bezkarnie. Nikt z urzędników winnych trzech ostatnich skandali w Ratuszu nie został ukarany. Bo, zdaniem magistratu, winnych nie ma
Bez przetargu? No to co?
Pierwsza z trzech kontroli dotyczyła budowy wiaduktu nad al. Witosa. Tę sprawę badała Regionalna Izba Obrachunkowa, która zajmuje się m.in. kontrolą wydatków samorządów.
Wiadukt powinna zbudować za własne pieniądze i przekazać miastu na własność spółka, która tuż obok chciała postawić wielkie centrum handlowe. Ale Ratusz postanowił ją częściowo wyręczyć i dofinansował budowę. Tyle że w miejskich aktach nie ma ani słowa o tym, by spółka o takie wsparcie prosiła i by od jego otrzymania uzależniała budowę wiaduktu. Do tej pory magistrat przekazał na nią 6,5 mln zł. Ponadto, publiczne pieniądze wydano bez przetargu.
To dobry interes
Mimo to żaden z miejskich urzędników nie został za to pociągnięty do odpowiedzialności. – To są tylko pewne niedociągnięcia, a nie wielka awantura, dlatego prezydent nie zamierza poczynić żadnych zdecydowanych ruchów kadrowych – mówi Iwona Blajerska, rzecznik magistratu.
Zaś sam prezydent już wcześniej stwierdził, że miasto zrobiło dobry interes. – Przejęliśmy majątek wartości 43,5 mln zł, wykładając tylko 6,5 mln zł – podkreślał Adam Wasilewski, prezydent Lublina.
Tymczasem w sprawie tej inwestycji cały czas toczy się prokuratorskie śledztwo, dotyczące nieprawidłowości we współfinansowaniu wiaduktu przez miasto.
Bubel? I tak zapłacimy!
Rażącą nieporadność urzędników wykazała też wewnętrzna kontrola przeprowadzona w magistracie. Chodziło o sadzawki w Ogrodzie Saskim. Dolne oczko wodne działało tylko przez krótki czas, bo okazało się bublem, podobnie jak strumień łączący je z górną sadzawką. Co więcej, obydwa te obiekty wykonawca zgłosił do odbioru rok po określonym umową terminie, ale w protokole znalazł się zapis, że ze wszystkim zdążył na czas. Ci sami ludzie, którzy ten protokół podpisali, tego samego dnia sporządzili też notatkę, że konieczne są jeszcze poprawki.
Urząd do dziś nie wymógł usunięcia usterek. Mało tego, Ratusz zapłacił za prace o 100 tys. zł więcej, niż to wynikało z umowy. Miasto, choć powinno, nie zażądało też kar umownych od spółki, która podjęła się roli inwestora zastępczego i w imieniu magistratu powinna pilnować, by wykonawca prac przeprowadził je solidnie. Za sam fakt wystąpienia usterek Ratusz powinien naliczyć spółce 5 proc. kary, za każdy dzień zwłoki w usunięciu wad 0,5 proc. i tyle samo za każdy dzień zwłoki w przekazaniu wolnego od wad obiektu.
Ma jeszcze czas na wyjaśnienia
A jakby tego wszystkiego było mało urzędnicy chcą wydać 600 tys. zł na kolejną przebudowę sadzawek, co oznaczałoby że ich koszt sięgnie 1,2 mln zł.
– Jeżeli jest możliwość wyegzekwowania prawidłowej budowy tych obiektów, to nie należy na ten cel wydawać dodatkowych pieniędzy – zapewniał Adam Wasilewski, prezydent Lublina po tym, jak na naszych łamach opisaliśmy sprawę.
Kary nikt nie poniósł. – Dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej ma jeszcze czas na złożenie wyjaśnień – mówi Blajerska.
Drogi do luftu? Co tam!
Winnych prezydent nie znalazł też po ostatniej, druzgocącej dla niego, kontroli przeprowadzonej w Ratuszu przez Najwyższą Izbę Kontroli.
NIK sprawdzała, co Urząd Miasta robił, by usprawnić ruch uliczny i komunikację miejską. Izba uznała za błąd decyzję o wycofaniu się z budowy tunelu pod Al. Racławickimi podjętą w chwili, gdy na projekty budowy miasto wydało już 2,4 mln zł.
Kontrola wytknęła, że miasto nie ma strategicznych planów rozbudowy sieci drogowej, a inne dokumenty są ze sobą sprzeczne: jeden z nich każe wręcz rezerwować tereny pod tory dla tramwajów, z których Lublin dawno zrezygnował. Lista zarzutów jest dłuższa: Zatłoczone drogi, za mało "zielonej fali”, brak wieloletnich planów remontowych. Oraz to, że Ratusz nawet nie sprawdził, jakie efekty przyniosły zmiany w komunikacji miejskiej, za których propozycje miasto zapłaciło prawie pół miliona złotych. I jeszcze jeden zarzut: w zeszłym roku na drogi magistrat ściągnął z Unii Europejskiej dokładnie zero złotych.
Uchybienia się zdarzają. I znów nikt za to nie odpowie.
– Bo w wystąpieniu pokontrolnym NIK nikt nie został wymieniony z imienia i nazwiska – wyjaśnia Blajerska. – Prezydent uznał, że nie są to na tyle ważne uchybienia, by podejmować decyzje kadrowe. Na stanowiskach ponosi się odpowiedzialność za decyzje, ale czasem mogą się zdarzyć uchybienia.