Wstyd się przyznać, że wielka literatura kusi głównie niską ceną. Dojdzie do tego, że za dzieła noblisty Miłosza płacić się będzie mniej, niż za fikuśne fantazje Sapkowskiego. A tak będzie z pewnością, dziś w Lublinie Żebrowski w roli Wiedźmina rozpocznie podbój masowej wyobraźni. I z pewnością wygra. Cóż przy nim mógłby począć Mistrz z książki Bułhakowa?
Chociaż z dzisiejszego punktu widzenia to historia rodem ze świata fantasy. Kto by uwierzył, że można kogoś zamknąć w domu wariatów, jeśli nie jest on chory na umyśle? Równie absurdalnym pomysłem jest w dzisiejszym świecie karanie kogokolwiek za posiadanie zagranicznej waluty. Albo wyrzucanie kogokolwiek z jego własnego domu, gdy nie opóźnia się ani o jotę z płaceniem czynszu.
Te wszystkie historie ze świata Bułhakowa można tylko między bajki włożyć. Sam wszystkie niewiarygodne przygody wyjaśnia pojawieniem się szatana. To on – Woland i jego kumple Asasello i Behemot – sprawili tak niewiarygodne zawirowania rzeczywistości. No bo przecież niemożliwością jest posłanie kogoś do więzienia na podstawie sfingowanych dowodów winy.
To znaczy, tak to wygląda z punktu widzenia czytelnika pławiącego się w demokracji. I naprawdę nie ma potrzeby, aby represjonowani przez system stalinowski pisali wyjaśnienia, że tak właśnie działo się bez żadnego udziału sił nadprzyrodzonych. Przeciwnie, ludzie ludziom zgotowali taki los. Miło byłoby jednak tkwić w błogiej świadomości, że ten okres błędów i wypaczeń został definitywnie oddzielony od naszych czasów grubą, czarną kreską.
Z miłego nastroju po wielkim literackim kąsku wyrwał mnie jednak artykuł napisany w obronie kijowskiego dziennikarza Rusłana Antonyka. Według autora tekstu, wbrew wszelkim dowodom został skazany za morderstwo. Przyjaciele Rusłana, stający w jego obronie, pragną poinformować opinię publiczną na całym świecie o praktykach stosowanych wobec dziennikarzy na Ukrainie.
Piszą, że nikt nie jest zainteresowany dotarciem do prawdy, nie ma sposobu, aby sprawa została zbadana jeszcze raz. I, prawdę mówiąc, cała opowieść przypomina klimatem „Proces” Kafki. Jednak to życie – nie literatura. I żadnym pocieszeniem nie jest liryczne zapewnienie noblisty Miłosza, że „poeta pamięta”.