Uśmiechnięty, miły, dobrze ubrany, nie wywyższający się - w takich słowach mieszkańcy Hrubieszowa najczęściej opisują Janara Kokka, estońskiego pokerzystę, który przez miesiąc mieszkał w ich mieście. Trafił tam za karę po przegranym zakładzie. Zapowiada jednak, że wróci za rok: tym razem z własnej chęci.
Wszystko zaczęło się podczas ubiegłorocznego Cash Game Festival, kiedy to pokerzyści Martin „Franke” von Zweigbergk i Janar Kokk założyli się o to, kto będzie lepszym graczem turnieju.
Zakład
Przegrany miał przez cały kolejny rok płacić zwycięzcy po 5 euro dziennie (przelewy należało wykonywać codziennie, nie można było ustawić ich automatycznie, a każde zapomnienie o kolejnej transzy skutkować miało tym, że opłata miała być naliczana od początku) lub przeprowadzić się na rok do wskazanej przez niego miejscowości. Mógł ją w prawdzie opuszczać, ale ostatecznie musiał w niej spędzić pół roku.
Kokk przegrał.
Początkowo wybrał opcję rocznego wygnania, które miał spędzić we Włoszech. Ostatecznie jednak gracze uznali, że wystarczającą karą będzie miesięczny pobyt w małej miejscowości na rubieżach Unii Europejskiej. O pomoc w jej wskazaniu gracze zwrócili się do internautów. Szukali miejsca mającego przynajmniej 10 tys. mieszkańców, odległego od miejsca zamieszkania Kokka oraz położonego daleko od dużego lotniska, morza, oceanu i jezior. Jednym z warunków była także jak najmniejsza liczba dróg prowadzących do miejscowości.
Wśród propozycji znalazły się między innymi francuskie Draguignan, litewskie Troki i norweska wyspa Kvaløya. Wybór padł jednak na Hrubieszów, w którym pechowy pokerzysta miał spędzić czerwiec.
Hrubieszów
- Decyzja, czy płacić czy jechać, była łatwa - tłumaczył nam Janar Kokk. - Kocham podróże i nowe miejsca. Liczę na to, że pobyt we wschodniej Polsce będzie ciekawą przygodą. Mieszkańcy wydają się bardzo życzliwi. Kiedy o sprawie napisały media dostałem mnóstwo wiadomości od różnych ludzi z Hrubieszowa. To było bardzo miłe.
Jedna z pierwszych wiadomości, którą otrzymał Kokk pochodziła od Marty Majewskiej, zastępcy burmistrza Hrubieszowa, która błyskawicznie zorientowała się, że przyjazd pokerzysty to doskonały pomysł na promocję miasta.
- Zaprosimy go do urzędu żeby przywitać i zaproponować mu różne sposoby spędzania wolnego czasu - mówiła Marta Majewska. Kokk zdradził jej później, że głównym powodem, dla którego wybrał Hrubieszów spośród innych miejsc spełniających kryteria był fakt, że w tym mieście urodził się (w 1925 roku) Henryk Orenstein. To jeden z najbardziej znanych pokerzystów, który zrewolucjonizował tę grę. Po II wojnie światowej Orenstein wyemigrował do USA.
- Wprawdzie dom, w którym urodził się Orenstein nie jest w najlepszym stanie, ale Kokk chętnie go odwiedzi. Mieliśmy mu do zaoferowania także o wiele więcej: zabytkową architekturę, wielokulturowość, kuchnię kresów. Jestem przekonana, że Janar Kokk wyjechał od nas z przeświadczeniem, że był to bardzo udany miesiąc i będzie naszą żywą reklamą - podkreśla Majewska.
Dumny Martin
Informacja o „hrubieszowskim wygnaniu” zataczała coraz szersze kręgi. Bardzo poruszyła mieszkańców miasta. Niektórzy cieszyli się z przyjazdu sławnego gościa. Inni byli oburzeni, że ich miasto zostało wybrane ze względu na jego niedostatki.
- Nie wiem, dlaczego ten pokerzysta z Estonii uznał, że Hrubieszów to największa dziura w Unii. Jest kilka większych - denerwował się jeden z mieszkańców.
- Pokerzysta? To wątpliwa reklama dla miasta - usłyszeliśmy od innego. - Taka sama, jak słynny krokodyl nad jeziorem Białym.
O nietypowym zakładzie dużo mówiło się też w środowisku pokerzystów. Na kilka tygodni przed przyjazdem do Hrubieszowa, na Gibraltarze, podczas międzynarodowego festiwalu pokerowego Janara Kokka poznała polska pokerzystka (jedna z nielicznych w Polsce z kontraktem sponsorskim Betsafe) HeyMonia znana w środowisku również dzięki swojej aktywności w Social Media jako komentator turniejów pokerowych, blogger i autorka serii podcastów o tematyce pokerowej.
- Już wcześniej doszły mnie słuchy o estońskim pokerzyście, który ma spędzić w Polsce miesiąc. Nie sądziłam jednak że dane będzie mi go poznać w tak niespodziewanych okolicznościach - opowiada HeyMonia. - Janar odwiedza festiwale pokerowe wraz ze swoją żoną Elorą. Razem tworzą świetny duet. Oboje są bardzo elokwentni i kulturalni, co nie stoi na drodze wiecznemu żartowaniu i śmianiu się przy każdej możliwej okazji. Tak, poczucie humoru to pierwsza rzecz, która przychodzi mi na myśl, gdy mam opisać Janara. Będąc na Gibraltarze miałam możliwość poznania również Martina „Franke” von Zweigbergka; osobę, która zagwarantowała Janarowi zesłanie do Hrubieszowa. W owym czasie nikt nie wiedział czego się spodziewać po przybyciu Janara do Polski. Stąd też dumny Martin bezustannie dogadywał Janarowi spijając śmietankę zwycięstwa, podkreślając jakąż to genialną „karę” sprezentował koledze.
Zdjęcia
Janar z Elorą do Polski przyjechali kilka dni po powrocie z Singapuru, gdzie świętowali kolejną rocznicę ślubu. Zamieszkali w hotelu Jagiełło. Potem właściciel innego hotelu zaprosił ich do siebie. Szansę na darmową reklamę wykorzystali też inni przedsiębiorcy. Jeden częstował pokerzystę pierogami, inny serwował ciasta. Wielu mieszkańców miasta szukało też bezpośredniego kontaktu z pokerzystą.
- Każdy chciał mieć z nim zdjęcie, którym mógł się pochwalić na facebooku - śmieje się pani Agnieszka. - Ja oczywiście takie zdjęcie też mam. Nie znam angielskiego, więc trochę wstydziłam się podejść do pana Janara, ale się udało. To bardzo miły człowiek. I bardzo dobrze ubrany. Chciałabym żeby mój mąż też się tak ubierał. Pan Janar zrozumiał od razu, że chcę go prosić o zdjęcie. Sam zrobił moim telefonem selfie. Cały czas się przy tym uśmiechał.
- Chyba nikt z mieszkańców Hrubieszowa, nie słyszał o Kokku zanim wszyscy zaczęli trąbić, że do nas przyjeżdża - zauważa natomiast pani Monika. - Dopiero jak przyjechał do nas Filip Chajzer i pokazali materiał o naszym mieście w telewizji, zrobiło się o nim głośno. Ludzie traktowali Kokka jak jakiegoś idola. Dla mnie to było trochę krępujące, bo nie jestem pewna, czy na taką popularność zasługiwał. Ale to na pewno miły człowiek. Z jego miny wnioskuje, że też był zaskoczony i trochę zawstydzony takim przyjęciem. Skromnością podbił moje serce i dlatego też zrobiłam sobie z nim zdjęcie - przyznaje mieszkanka Hrubieszowa.
Turniej
Wykorzystując pobyt pokerzysty w Hrubieszowie zorganizowano imprezę plenerową oraz Turniej Charytatywny, w którym wzięło udział 40 graczy z Europy. Pieniądze z wygranych przeznaczono na pomoc chorym dzieciom.
- Po sukcesie Turnieju Charytatywnego środowisko pokerzystów było w szoku, a jednocześnie rozpierała ich duma, że tak błahy pojedynek przysporzył się do czegoś większego. Zdecydowanie nikt nie był już skory do żartów, jako że „kara” okazała się wspaniałą przygodą dla Janara - zauważa HeyMonia. - Janar jest bardzo otwartą osobą, na co dzień mieszka w Wielkiej Brytanii. Oprócz gry w pokera zajmuje się prowadzeniem własnego biznesu i zdecydowanie można o nim powiedzieć, że ma głowę na karku. Jego pragmatyzm przejawił się podczas pobytu w Hrubieszowie. Wiele osób po prostu spędziłoby ten miesiąc siedząc przed komputerem, podczas gdy Janar przekuł go we wspaniałą historię. Prawdopodobnie dlatego Janar snuje plany powrotu do Hrubieszowa w przyszłym roku, mając więcej czasu niż teraz na zorganizowanie żetonów, stołów i krupierów. Fakt, że Janar planuje organizacje turnieju w przyszłym roku świadczy więcej niż tysiąc słów, jeśli chodzi o jego opinię na temat czasu spędzonego w Hrubieszowie. Przyszłoroczna edycja zostanie ogłoszona znacznie wcześniej, przez co więcej osób będzie w stanie zaplanować sobie czas i pojawić się na turnieju. Sama również z pewnością pojawię się na drugiej edycji, aby bronić tytuł zwyciężczyni - dodaje HeyMonia. - W całym zgiełku przygotowań nawet nie wyobrażałam sobie, że to właśnie mi dane będzie zająć pierwsze miejsce w tym pierwszym historycznym turnieju.