Epizod puławski
Chłopców z Afganistanu, wałęsających się nad ranem po puławskim parku Czartoryskich, zatrzymał 15 lutego patrol Straży Miejskiej. Byli głodni i wymęczeni. Nie mieli przy sobie żadnych dokumentów. Wkrótce cała piątka trafiła na policję. W trakcie przesłuchania zostali zapoznani z przysługującymi im prawami. Zrozumieli chyba wszystko, bo dziwnym trafem policjanci dysponowali odpowiednim dokumentem, napisanym odręcznie w... języku afgańskim. Decyzją Sądu Rodzinnego i Nieletnich zostali umieszczeni w Domu Dziecka w Puławach.
Zawładnęli naszą wyobraźnią
Między sobą chłopcy rozmawiają w jednym z wielu narzeczy języka afgańskiego - "pharsi”. Najstarszy, Fawad Khan, włada aż pięcioma językami. Oprócz afgańskiego "pharsi”, zupełnie nieźle posługuje się angielskim. Żadnych trudności nie sprawia mu hinduski, pakistański i irański. Przyjazd do Polski był jego pomysłem. To właśnie dzięki niemu poznaliśmy kulisy niecodziennej eskapady piątki nieletnich Afgańczyków. Podczas spotkania z dziennikarzami Fawad poprosił o kartkę, na której napisał po angielsku tylko jedno zdanie: "Czy wy, Polacy, odeślecie nas do Afganistanu żywych, czy martwych?”
- Byłem przerażony tym pytaniem. Dopiero wtedy uzmysłowiłem sobie, jak wojna potrafi zrujnować ludzką psychikę. A przecież oni są jeszcze dziećmi - mówi Lech Piekarz, dyrektor Domu Dziecka w Puławach.
Wszyscy chłopcy są bardzo religijni. W skupieniu i bez skrępowania codziennie oddają się modłom. Fawad, poproszony o pokazanie symbolu swojej wiary, bez entuzjazmu zdejmuje koszulkę i pokazuje niewielkie pudełeczko pokryte zamszem, przymocowane gumą do prawego przedramienia.
- Tu jest Allach - mówi, po czym trzykrotnie pociera pudełeczkiem oczy i trzykrotnie je całuje.
Ten scenariusz napisała wojna
Zanim dotarli do Polski, cztery miesiące zajęło im pokonywanie bezdroży Tadżykistanu, Uzbekistanu, Kazachstanu, Rosji, Białorusi i Ukrainy. Jechali pociągiem i samochodem. Rzeki pokonywali wpław i łodzią. Setki kilometrów wędrowali wśród górskich stepów, bagien i ostępów leśnych. Ich jedyną mapą było niebo, a pory marszu wyznaczały wschody i zachody słońca. Rodzinny Kabul opuścili 17 października 2001r. Po trzech dniach jazdy samochodem znaleźli się przy granicy afgańsko-tadżyckiej. Graniczną rzekę Amu-darię przepłynęli łodzią pod osłoną nocy. Po ok. 200 km dotarli do stolicy Tadżykistanu Duszanbe. Choroba jednego z nich opóźniła wyprawę o 20 dni.
Otoczeni opieką
Najstarszemu z Afgańczyków drugiego dnia pobytu w Domu Dziecka niespodziewanie pogorszył się stan zdrowia. 16-letni Fawad Khan odczuwał silne bóle brzucha. Po udzieleniu pomocy szpitalnej chłopiec wrócił do Domu Dziecka. Nazajutrz ponownie trafił na oddział. Na szczęście udało się go szybko przywrócić do zdrowia.
W puławskim Domu Dziecka cała piątka cieszy się sympatią. O Polakach mówią, że to gościnni ludzie. Dodają też, że chcieliby tutaj zostać na zawsze.
- Nasi podopieczni od samego początku starali się nawiązywać z tymi chłopcami słowny kontakt. Częściej niż zazwyczaj sięgali po słowniki - twierdzi Iwona Włodek, wychowawczyni VI grupy, do której przydzieleno Afgańczyków.
Podczas posiłków wszyscy bardzo ostrożnie podchodzili do jedzenia. Ale drobny kłopot mieli jedynie z kaszanką i kotletem mielonym. W ich rodzinnym kraju najczęściej jada się ryż, baraninę i kurczaki. W jadłospisie znajdują się także ryby, jajka i ziemniaki. Warzyw w ogóle nie jedzą. Bardzo lubią kawę i herbatę. Jak wszyscy wierni zasadom religii muzułmanie, nie piją alkoholu i nie palą papierosów.
Palcem po mapie
Bilety z Taszkientu do Moskwy musieli wykupić w dolarach. Wypadło po 100 na głowę. Do stolicy Rosji dotarli po kilku dobach męczącej jazdy pociągiem. Dalsza podróż koleją wiodła przez Białoruś. Pociąg zatrzymał się w małym kołchozowym miasteczku. Tam dobrzy ludzie poradzili im złapać okazję i niezwłocznie ruszać dalej. Po 5 godzinach jazdy zdezelowanym busem, kierowca wziął zapłatę i pozostawił ich w szczerym polu. Kilkanaście następnych kilometrów chłopcy pokonali pieszo. Granicę z Ukrainą udało im się przekroczyć bez większych trudności. Kłopoty zaczęły się dopiero wtedy, gdy bez żadnych dokumentów dotarli do jednego z ukraińskich miast. Zatrzymani przez patrol milicji, musieli na pewien czas odłożyć dalszą eskapadę. Wschodnią granicę na Bugu przekroczyli 12 lutego. Pomogła im zorganizowana grupa, zajmująca się przerzutem nielegalnych imigrantów. Za usługę zapłacili 900 dolarów.
Epilog
Mieszkańcy Puław bardzo ciepło i z podziwem wyrażają się o młodocianych Afgańczykach. Ale nie wszyscy. Są i tacy, którzy potraktowali afgańskie dzieci wojny jak ludzi ben Ladena! Niewykluczone, że właśnie dlatego małoletnimi imigrantami, ich bezpieczeństwem, zainteresował się UOP.
Piątka z Kabulu
Dwunastoletni Haroon posługuje się wyłącznie językiem "pharsi”.
Lubi grać w piłkę nożną i ćwiczyć taekwondo.
Obydwaj bracia Javeed Khan i Jawad Khan grają w futbol. Młodszy
uprawia taekwondo, starszy natomiast lubi grać w koszykówkę.
Podobnie jak Haroon, mówią wyłącznie w języku "pharsi”.
Akbar Ali Ahmad ma 14 lat i chętnie ćwiczy taekwondo. Oprócz rodzimego języka potrafi posługiwać się podstawowymi zwrotami angielskimi.
Najstarszy z nich Fawad Khan jest nieformalnym przywódcą grupy.
Jego konikiem jest piłka nożna i kulturystyka.