Nikt nie wie, ile dokładnie ich jest. XVIII i XIX-wieczne prawosławne i unickie nekropolie czekają. Pamięć wraca za sprawą wolontariuszy
Dr Mariusz Sawa z Biura Edukacji Narodowej Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie, po pracy wraz z grupą wolontariuszy zajmuje się porządkowaniem i renowacją nagrobków na cmentarzu prawosławnym w rodzinnych Werbkowicach. I nie jest to pierwsza nekropolia w jego „karierze” renowatora.
- Na lubelskim pograniczu takich cmentarzyków jest mnóstwo. Pozarastane, z potrzaskanymi, powalonymi nagrobkami, dożywają swoich dni na całym lubelskim pograniczu. Według naprawdę ostrożnych szacunków w powiatach bialskim, radzyńskim, chełmskim, krasnostawskim, zamojskim, tomaszowskim, włodawskim, hrubieszowskim w części lubartowskim, łęczyńskim i janowskim, naliczyłem ich dobrze ponad 300 - mówi dr Mariusz Sawa. - Kiedyś to był tolerancyjny, wielokulturowy tygiel; mała ojczyzna Polaków wyznania łacińskiego czy obrządku wschodniego, Ukraińców, napływowych Rosjan. Niestety polityka, dwie wojny światowe i związane z nimi przesiedlenia, zmiotły stary porządek. Ludzie wyjechali, zostały wiejskie, opuszczone cmentarzyki.
Te cmentarzyki są wszędzie. - Wystarczy dobrze popatrzeć, rozejrzeć się w małych wsiach położonych w pasie z północy na południe, na wschodzie naszego województwa. Prawie każda większa kępa drzew oddalona 200, 300 metrów od wiejskiego kościoła, to unicki lub prawosławny, zapomniany cmentarzyk.
Kościółek mógł być kiedyś wiejską cerkiewką, a cmentarzyk to nieodłączny atrybut takich miejsc. Dziś już nieczynny i zapomniany. Często miejscowi nie wiedzą, że tam spoczywają ich byli sąsiedzi, ba: nawet przodkowie. Jedynie miejscowi znawcy win owocowych korzystają w wiecznego spokoju tych miejsc. Niestety, często też te wiejskie cmentarzyki są wykorzystywane jako śmietniki - dodaje dr Sawa.
Nie wszędzie jednak tak jest. Tam, gdzie działają parafie prawosławne lub greckokatolickie, te cmentarze są w dobrym stanie. Cały czas odbywają się pochówki. - Takie cmentarze działają w Hołubiu, w Wierzbicy, czyli tam gdzie zniszczono pomnik UPA - dodaje dr Sawa. - W dobrym stanie są również cmentarze odrestaurowane w ciągu ostatnich 10, 15 lat. To efekt działalności wolontariuszy m.in. ze Stowarzyszenia Magurycz czy Towarzystwa dla Natury i Człowieka z Lublina.
Walka z pamięcią
Prawie wszystkie opuszczone cmentarze prawosławne, grecko-katolickie czy unickie, są zdewastowane. Powywracane krzyże, połamane nagrobki: to norma. - Nie ma jednolitej teorii, kto za to odpowiada.
Jedna z nich głosi, że te dewastacje były aktem szalonej rozpaczy człowieka, któremu UPA w okrutny sposób zabiło rodzinę na wschodnich rubieżach II RP. Po wojnie ten człowiek zamieszkał na Lubelszczyźnie. W napływach ogromnego bólu po starcie bliskich, te emocje rozładowywał na jednym z prawosławnych cmentarzy, niszcząc nagrobki.
Osobiście uważam, że jest jedna z wielu legend. Moim zdaniem była to zorganizowana akcja. Nie wiem czy komunistów, czy kogoś innego. Świadczy o tym masowa skala zjawiska oraz sposób dewastacji. Bez zaplecza osobowego i ciężkiego sprzętu nie jest łatwo wywrócić i rozbić nagrobki ważące nierzadko kilkaset kilogramów. To była walka z pamięcią, ze starym porządkiem - dodaje dr Sawa.
Wolontariusze
Od kilkunastu lat wolontariusze ze wspomnianych stowarzyszeń prowadzą restaurację zapomnianych nekropolii. W ten ruch włączają się także osoby niezrzeszone. - Z grupą kolegów oczyszczamy i porządkujemy cmentarz w moich rodzinnych Werbkowicach. Dlaczego to robimy? Bo tam leża nasi sąsiedzi i przodkowie. Wystarczy poczytać inskrypcje na nagrobkach. Inskrypcje są wyryte grażdanką po rosyjsku, na niektórych cmentarzach jej starszą i cerkiewną wersją - cyrylicą w języku staro-cerkiewno-słowiańskim, ale także po polsku czy ukraińsku.
Nierzadko też na tych cmentarzach spoczywają ludzie zasłużeni dla lokalnych społeczności, dla Polski, patrioci. Podam dwa przykłady. Ks. Mikołaj Laurysiewicz, duchowny unicki, którego grób znajduje się w Dobromierzycach. Pochodził z rodziny duchownych, która w XIX-wieku, jako polska wykazała się postawami zdecydowanie antyrosyjskimi, choćby w przededniu i w trakcie powstania styczniowego. Inny przykład, to ks. Roman Rogalski, którego mogiła znajduje się w Werbkowicach.
Również rodzina Rogalskich była przez kilkadziesiąt lat wyjątkowo zżyta z miejscową społecznością, zarówno unickimi chłopami, jak i dworem. Księdza Rogalskiego wspominali z szacunkiem byli unici w 1919 roku, którzy zdecydowali, że chcą przynależeć do kościoła rzymskokatolickiego. Warto dodać, że inskrypcja na nagrobku ks. Rogalskiego z połowy XIX wieku jest zapisana w języku polskim.
Praca na cmentarzu jest ciężka. Trzeba podnieść, a często wręcz wyrwać wrośnięte w ziemię nagrobki. Ustawić i posklejać pobite kamienie. Dopiero potem wraca pamięć. - Sporo też się zmienia. Pomagają lokalne samorządy, udostępniając ludzi i sprzęt. Można starać się o ministerialne granty na takie prace. Nie są spore kwoty, ale nawet kilka tysięcy złotych pozwala na kupno paliwa do pił czy kleju do kamienia - dodaje dr Sawa.
Reakcje
Często informacje o podjętych działaniach renowacyjnych czy porządkowych na zapomnianych cmentarzach prawosławnych wiążą się ze skrajnymi reakcjami. Jedni pochwalają, drudzy ganią za odnawianie miejsc pochówku ukraińskich nacjonalistów z UPA. - Tego nie można wykluczyć, bo czasem nie wiemy, kto spoczął na takim cmentarzu. Zapewniam jednak, że jest to bardzo wąski margines.
Mogiły członków UPA znajdują się na przykład w Szychowicach. Większość mogił ma jednak ponad 100 lat - mówi dr Sawa. - Nierzadko spotykamy się z krytycznymi głosami, ale nie można tego uniknąć. Skala nieświadomości jest olbrzymia. Jestem na jednym z takich cmentarzy. Mój motocykl z koszem wzbudza małą sensację. Podchodzi do mnie człowiek i pyta się, co robimy. Odpowiadam, że porządkujemy cmentarz prawosławny. Robi szerokie oczy i jest zdziwiony, że w jego rodzinnej wsi jest takie miejsce. I to od kilkuset lat - dodaje dr Sawa.
Ludzie często stawiają znak równości, pomiędzy chrześcijaninem obrządku wschodniego, a bojowcem UPA. - To wielkie uproszczenie.
Są i dobre przykłady. Przez kilka lat na własną rękę renowacji nekropolii obrządku wschodniego na terenie rzymskokatolickiej parafii w Gdeszynie dokonywał jej były proboszcz ks. Ryszard Ostasz. Własnoręcznie karczował krzaki w Gdeszynie i Zaborcach. Podobnie kolejny ksiądz rzymskokatolicki Stanisław Solilak z Gozdowa, który dba o cmentarz prawosławny w Podhorcach. W dni świąt odwiedza z modlitwą zarówno tę nekropolię, jak i tę zaniedbaną, zapomnianą w Gozdowie.
Spokój
- Gdy tak usiądziemy na uporządkowanym cmentarzu, zniknie harmider pił i łopat, zapanuje spokój, to dopiero można poczuć magiczny spokój tego miejsca. Do głowy przychodzą myśli o przemijaniu, życiu i tym, co po nas pozostanie - kończy dr Sawa. - Czy możemy skazywać na zapomnienie te cmentarze? Nie, nie wolno nam. I nie ważne, czy będzie to żydowski kirkut, czy chrześcijańska nekropolia.