Dnia 18 lutego na placu 25-lecia PRL-u w Świdniku odbyła się nielegalna demonstracja z udziałem wrogich sił antykomunistycznych.
Wbrew kłamliwym opiniom, rozsiewanym przez imperialistyczną propagandę, jakoby na placu polała się krew, rozmowy funkcjonariuszy MO z wrogim elementem przebiegały w pokojowej i przyjaznej atmosferze.
Wyją syreny. Uzbrojeni milicjanci ustawiają się w kordonie.
- Rozejść się, rozejść! - wtórują komendantowi. Za chwilę milkną. Uderzając pałkami w tarcze ruszają na falujący tłum. Ludzie w tym starciu nie mają szans. Cofają się, przewracają, rozpierzchają na boki. Słychać krzyki: - So-li-dar-ność, So-li-dar-ność!
Lecą gałki ze śniegu. Kilku młodych mężczyzn rzuca się na milicjantów. Na twarzach funkcjonariuszy widać wściekłość, zawziętość. Na oślep walą pałami. Potem wloką chłopaków do milicyjnego UAZ-a. Wrzucają do środka jak worek kartofli. Starsza kobieta rzuca się na ratunek: Bandziory jedne, puścić chłopaka! Bo jak wam dołożę!... - krzyczy do milicjantów i okłada ich torebką po głowach.
UAZ odjeżdża z aresztowanymi, a milicjanci wyciągają z tłumu kolejne osoby.
Ocet zamiast czekolady
Czas akcji: 19 lutego 2008.
Bohaterowie: aktorzy z teatru Puk-Puk, uczniowie z II LO w Świdniku. I mieszkańcy Świdnika.
Niektórzy z tych ostatnich wiedzieli, że uczestniczą w zainscenizowanych scenach rodem z PRL-u i stanu wojennego. Zostali uprzedzeni, że happening ma przypomnieć świdniczanom słynne spacery z lutego ‘82 r.
Pani Zofia nałożyła niemodną od lat jesionkę, do tego czapkę i kołnierz z lisa. Prawdziwego; z pyszczkiem i łapkami. W ręku torebka ze świńskiej skóry, która ściemniała po latach. - Tak byłam ubrana w lutym '82, kiedy w porze Dziennika Telewizyjnego wychodziłam na ulice Świdnika. Na nasze świdnickie spacery - wspomina Zofia Górska, nauczycielka. - Tego się nie zapomina. To zostaje w człowieku na zawsze
Pani Zofia pierwsza ustawiła się w kolejce do sklepu, który obsługują dwie siedemnastoletnie uczennice z II LO.
- Czekoladę dla dziecka poproszę - grzecznie podała kartki żywnościowe.
- Nie ma! Wyszła! - odpysknęła znakomita w roli sklepowej Katarzyna Gromada.
- Jak nie ma?! - zdenerwował się mężczyzna w średnim wieku. - Cało noc stałem, to jak nie ma?!
- Troche kultury, bo przerwe zrobimy - zagroziły obrażone sklepowe. - Zamiast czekolady ocet może być. Bierze, czy nie?
To trzeba pamiętać
Kolejka do sklepu faluje nerwowo. Nie dość, że sklep został zamknięty nie wiadomo dlaczego, to po jego otwarciu przed ludzi wepchał się milicjant.
- Gdzie? Gdzie bez kolejki?! - naskoczyła na niego Danuta Domaradzka.
- Spokój obywatelko! Bo zrobimy z wami porządek! - milicjant na to groźnie.
A ona dawaj okładać go kulą po plecach. Bojowo, jak ćwierć wieku temu. - Brałam udział we wszystkich spacerach - opowiada pani Danuta. - Nawet mężowi się naraziłam, bo jemu to się nie podobało. Bał się ZOMO i różnych represji. A ja stawiałam w oknie telewizor, gasiłam światło i wychodziłam na ulicę. Raz tak niefortunnie go ustawiłam, że polała się na niego woda, do tego jakaś uszkodzona wtyczka i telewizor spłonął. To też było znamienne.
Starsza pani, która już na samym początku spontanicznie rzuciła się na milicjantów, żeby odbić młodego chłopaka, nie kryje swojej niechęci do funkcjonariuszy w niebieskich mundurach. - Bandyci wrócili! Mafia jedna - powtarza pod nosem.
Choć, jak się okazuje, od początku wiedziała, że bierze udział w przedstawieniu. - To trzeba pamiętać, bardzo trzeba pamiętać. Żeby ta historia nigdy się nie powtórzyła.