Rozmowa z prof. dr hab. Marianem Harasimiukiem, kierownikiem Zakładu Geologii i Ochrony Litosfery UMCS w Lublinie.
na środowisko. Rzeczywiście powinniśmy się bać ?
– Wstępne badania geofizyczne nie są żadnym zagrożeniem, poza tym, że po polu jedzie pojazd, który wywołuje wstrząsy. Nowoczesne badania, pozwalają na określenie struktur geologicznych nawet do głębokości 5 km. Dopiero na podstawie wyników badań sejsmicznych rysowane są mapy. Później wyznaczane będą otwory wiertnicze.
Prowadzący poszukiwania muszą wiedzieć, jaka jest relacja między wynikami badań sejsmicznych, a rzeczywistą sytuacją. Ten etap nie niesie żadnych zagrożeń. Nowoczesne wiertnie, jeśli nie ma żadnych awarii, są w pełni bezpieczne.
• Po badaniach przyjdzie jednak czas na wydobycie. Wtedy też nie będzie się czego obawiać?
– Prace badawcze odpowiedzą tylko na pytanie, na jakiej głębokości są złoża i jak są ułożone. Potem ruszą wiercenia pilotażowe. Będą one prowadzone w najbliższych 2 -3 latach. Będzie ich kilkaset w całym regionie. Dopiero potem firmy obliczą, ile tego gazu jest i jakie będą koszty jego wydobycia.
Sama eksploatacja pola gazowego oznacza wykonanie kilkudziesięciu pionowych otworów "matek”, z których prowadzone będą odwierty poziome. Wtedy będą potrzebne drogi dojazdowe, sieć rurociągów do przesyłu gazu, zaopatrzenie w wodę oraz agregaty. Wtłaczają one pod ziemię wodę pod ciśnieniem setek atmosfer. To oznacza hałas i olbrzymie zapotrzebowanie na energię. To duże obciążenie, podobnie jak konieczność dostawy wody.
• A tej potrzeba sporo …
– To zależy od głębokości i liczby odwiertów. Generalnie dla kilku otworów potrzeba tyle wody, co dla małego miasteczka. Problem w tym, że u nas nie ma wiele wód powierzchniowych. Rzeki są mało zasobne, zbiorników wodnych praktycznie nie ma. A te istniejące nie nadają się do wykorzystania. Trzeba będzie rozwiązać ten problem. Można oczywiście eksploatować wody gruntowe. Byłoby ich jednak szkoda, bo są najwyższej jakości. Pojawia się więc kolejny kłopot.
Poza tym każdy otwór oznacza zajęcie terenu od kilku do kilkunastu hektarów. Trzeba pamiętać, że jego eksploatacja będzie trwała nawet kilkanaście lat. Rolnicy będą więc musieli sprzedać pola. Jeśli dziś są one ich jedynym źródłem utrzymania, pojawią się problemy natury socjalnej. Do tej pory nie bardzo potrafiliśmy sobie radzić z takimi kłopotami. Wystarczy sobie przypomnieć, ile pieniędzy otrzymywali górnicy, gdy zamykano kopalnie.
Co to dało? Większość pojechała na wczasy, kupiła samochody, a potem stanęła w kolejce po zasiłek. Musimy te wszystkie elementy brać pod uwagę i określić, czy mimo wszystko gaz łupkowy się opłaca czy też nie. To będą decyzje natury polityczno – gospodarczej, a nie geologicznej.
• Kreśli Pan dość czarny scenariusz...
– Nie potrafię dziś powiedzieć, jak będzie wyglądała sytuacja za 5 - 7 lat. Wtedy powinny rozpocząć się przygotowania do eksploatacji złóż. Z tym zadaniem będzie musiał sobie poradzić kolejny rząd. Po drodze trzeba będzie zmienić prawo górnicze. Należy ustalić, co jako państwo będziemy z tego gazu mieli? Jakie będą podatki dla firm? Ile one za ten gaz będą nam płacić?
Dziś tylko szukamy i dążymy do potwierdzenia, ile gazu mamy. Co do tego, że jest, nie mam żadnych wątpliwości. Na pewno jednak nie mamy go tyle, ile określają Amerykanie, czyli na 200 – 300 lat. Już pierwsze otwory dają wyniki negatywne. To oznacza, że nie wszystkie łupki zawierają gaz. Trzeba znaleźć miejsca, w których on jest, określić przez ile lat można dane złoża eksploatować i wtedy dopiero udzielać koncesji na określonych warunkach.
• Ustalenie tych miejsc to najpoważniejsze wyzwanie?
– Trzeba będzie wykonać analizę środowiskową i socjalną. Określić warunki budowy infrastruktury. Przecież będziemy musieli przebudować cały system planowania przestrzennego w regionie. W istniejącą infrastrukturę trzeba wkomponować nową. Mamy na to od 5 do 7 lat.
• Czy technologie stosowane przez firmy wydobywcze są bezpieczne?
– W naszych warunkach tak. Nie słuchałbym opowieści o zanieczyszczonej wodzie z wodociągów. Oczywiście awaria może być zawsze. Współczesne instalacje do wydobywania gazu spełniają jednak najwyższe parametry. Wytrzymują ogromne ciśnienia. Moim zdaniem w bardzo wysokim stopniu zabezpieczają m.in. przed zanieczyszczeniem wód podziemnych.
Poza tym w naszym regionie wody podziemne występują na głębokościach rzędu kilkudziesięciu metrów. Poniżej są skały bezwodne, a następne wody pojawiają się na głębokości rzędu tysiąca metrów. My jednak tych wód nie wykorzystujemy. Wobec tego kwestia zabezpieczenia wód podziemnych przed zanieczyszczeniem nie stanowi problemu.
Jeśli chodzi o zabezpieczenie powierzchni ziemi wokół wiertni, to układa się płyty betonowe. Są budowane zbiorniki, które zbierają wody opadowe. Powierzchnie zajęte przez pola mogą być naprawdę dobrze chronione. Jeśli dopilnujemy, żeby nie było żadnych odstępstw, żeby odstojniki zbierały zanieczyszczenia, to nie będzie problemu. To jest jednak kwestia sprawności naszych służb ochrony środowiska.
• Wydobycie gazu polega m.in. na wtłaczaniu mieszanki chemicznej w skały. Jej składu nikt nie zna. Czy można tu upatrywać zagrożenia?
– Rzeczywiście, substancja wtłaczana w złoża to nie jest czysta woda. Stosuje się różne dodatki chemiczne. Jakie znajdą zastosowanie u nas? Tego nie wiedzą same firmy. Określą to dopiero po zbadaniu próbek łupków. Pojawiają się postulaty, żeby firmy ujawniały skład chemiczny używanych cieczy. Na razie jednak objęte jest to tajemnicą. Tymczasem obieg tej cieczy jest tylko częściowo zamknięty. Część pozostaje pod ziemią. Dzieje się to jednak na bardzo dużych głębokościach, gdzie nie ma przepływu wód.
• Czy w związku z wydobyciem gazu można się spodziewać typowych szkód górniczych?
– Nie przy takich głębokościach. Nie będzie tego, co dzieje się na przykład w Bogdance. Gaz nie zajmuje takiej objętości, jak złoże węgla. Nie powinno być problemów z osiadaniem gruntów. Pewni będziemy jednak dopiero po wykonaniu pierwszego otworu pilotażowego.
• Głosy przeciwników gazu łupkowego to mity?
– Ja jestem realistą. Gaz u nas jest i może być dla nas szansą. Jako państwo nie jesteśmy jednak organizacyjnie przygotowani do nadchodzących zmian. To także problem ochrony krajobrazu. Czy wszędzie pozwolimy na wiercenie otworów?
Dziś nowoczesne urządzenia mogą wiercić 2-3 km od otworu "matki”. Nie trzeba więc stawiać kolejnych wież wiertniczych. Można ochronić krajobraz. To możliwe pod warunkiem, że będziemy przygotowani, zarówno pod względem organizacyjnym, jak i prawnym. Do sprawy trzeba podejść spokojnie.
Niestety, niektórzy widzą już w swoich mieszkaniach złote klamki. Należy wiedzieć, że jeśli jako państwo wydamy zgodę na wydobycie, to gaz w znaczących ilościach popłynie najwcześniej za 10 lat. Powinniśmy więc zachować spokój i na chłodno przygotować się do nowych wyzwań.
Na razie nasze doświadczenia są marne. Przez 20 lat nie byliśmy w stanie przygotować się do budowy autostrad, a to przecież tylko kilka linii biegnących przez Polskę. Tymczasem gaz to znacznie większe wyzwanie. Za wszystko zapłacą firmy wydobywcze, ale muszą to robić wedle ustalonych przez nas zasad. Musimy dokładnie określić, co im wolno, a co jest zabronione. Tylko w ten sposób ochronimy środowisko, a eksploatacja złóż przyniesie nam realne finansowe korzyści.