Ukraińcy zadowoleni, bo paliwo idzie im jak woda. Mieszkańcy Lubelszczyzny zadowoleni, bo mają dodatkowe źródło dochodu. Tylko nasze koncerny naftowe psioczą, bo do przygranicznych stacji nie zagląda pies
z kulawą nogą.
Na Ukrainie był pierwszy raz. Za Rawą Ruską nalał pod korek. - Weszło 35 litrów. Dopiero w kolejce na granicy powiedzieli mi, że mogłem wlać dodatkowo 10 litrów do kanistra.
Stówka do przodu
Andrzej Pawłowski zapłacił za benzynę ponad 150 hrywien, czyli 100 zł. W Polsce za taką samą benzynę płaci 50 zł więcej. Gdyby miał dwa razy większy zbiornik na paliwo, byłby stówę do przodu.
O tym, że na ukraińskim paliwie można całkiem nieźle zarobić, dobrze wiedzą mieszkańcy wschodnich terenów Lubelszczyzny, którzy od kilku lat biorą udział w samochodowych "pielgrzymkach” na Ukrainę.
- Mercedes 124 i volkswagen passat to najlepsze ropowozy - tłumaczy Marek. 30-latek mieszka w powiecie tomaszowskim i żyje z handlu benzyną. - Przywieziesz nimi i 100 litrów paliwa.
Po przekroczeniu granicy w Hrebennem daleko jechać nie trzeba. Już pół kilometra za szlabanem dwie stacje paliw. - I tak większość zahacza jeszcze o Rawę Ruską, bo tam można zaopatrzyć się w wódkę i papierosy.
Ci, którzy jeżdżą na Ukrainę przez Zosin, rzadko zapuszczają się do Włodzimierza Wołyńskiego. - Bo i nie ma po co - kwituje Adam z Hrubieszowa. Robi to samo, co Marek: tankuje i handluje. - Paliwo kupisz w Uściługu, całą resztę w nowym markecie zaraz za granicą.
Ukraińcy zacierają ręce. W maleńkim Uściługu otwarto niedawno czwartą stację paliw. Jeszcze jedna i będzie ich tyle samo, co w leżącym po drugiej stronie granicy, pięć razy większym, Hrubieszowie. Ale paliwo i tam idzie w górę. Adam z rozrzewnieniem wspomina czasy, gdy litr benzyny czy oleju napędowego kosztował mniej niż 2 zł. W sierpniu trzeba już było zapłacić 2,5 zł, a ostatnio znowu była podwyżka.
I tak opłaca się jeździć. - Jak masz plastikowy zbiornik, to możesz go sprężonym powietrzem rozciągnąć tak, że wejdzie dodatkowych 10-20 litrów - wyjaśnia Adam. - A do kanistra jeszcze 10 litrów.
Ukraińscy celnicy co prawda krzywo patrzą na kanistry i mówią, że tak nie wolno, ale... - Nie ma co dyskutować - radzi Marek. - Dajesz 5-10 hrywien w łapę i jedziesz dalej.
Bez łapówek ciężko podróżować po Ukrainie. - 10 hrywien przy wjeździe - opowiada Adam. - Jak wracasz, to 5 dajesz na szlabanie, 15 wkładasz do paszportu i dochodzi jeszcze 5 dla celnika. Razem 35 hrywien, a jak tego samego dnia obracasz dwa razy, płacisz więcej. Ina-
czej Ukraińcy będą szurać. Jak jest u nich święto, 8 marca czy 1 maja, za sam wjazd płacisz 20-30 zł. Jak cię ukraiński policjant zatrzyma, dajesz mu na dzień dobry 10 hrywien i możesz jechać dalej. Nie dasz, zapłacisz mandat nawet do 100 hrywien, bo gaśnica nie jest w takim kolorze, jak trzeba.
Na Ukrainę wjeżdża się na oparach paliwa. Na stacjach są specjalne kliny z drewna. - Wjeżdżasz na taki tyłem i do zbiornika wchodzi dodatkowych 5 litrów - mówi Marek.
Ta usługa też kosztuje, od hrywny w górę. Płaci się na stacji.
- Jeszcze niedawno jeździłem po dwa razy dziennie - opowiada Adam. - Teraz rzadziej, bo szkoda mi nerwów na kolejki.
- Polskie przepisy nie ograniczają liczby przekroczeń granicy, ale paliwo przywiezione w fabrycznych zbiornikach pojazdu samochodowego nie może być wykorzystywane w innych pojazdach niż te, w których zostało przywiezione, ani nie może zostać usunięte z tych pojazdów i być przechowywane. Nie może też zostać bezpłatnie lub odpłatnie zbyte - informuje Marzena Siemieniuk, rzecznik prasowy Izby Celnej w Białej Podlaskiej.
A handel kwitnie. W każdej przygranicznej miejscowości wszyscy dobrze wiedzą, kto i kiedy jeździ po paliwo. Ukraińską benzynę czy ropę bez problemu można dostać także w Chełmie, Zamościu czy Hrubieszowie. Przydają się kanistry, bańki na mleko, a nawet większe butelki typu PET.
Ropa i benzyna wychodzą 70-80 groszy taniej niż na stacji.
- Ograniczenie możliwości przywozu paliwa w bakach samochodów przez osoby zamieszkałe w gminach leżących w strefie przygranicznej. Ograniczenie ilości paliwa przechowywanego na posesji do 200 litrów z możliwością przechowywania większej ilości pod warunkiem zgłoszenia i uzyskania stosownego zezwolenia - takie pomysły na handel ukraińskim paliwem ma Halina Pupacz, prezes Polskiej Izby Paliw Płynnych.
Problem mają koncerny paliwowe. Na niektórych przygranicznych stacjach klienci pojawiają się od święta. - We wschodniej Polsce sprzedajemy mniej paliwa - przyznaje Dawid Piekarz, rzecznik prasowy PKN Orlen SA. - Ze względu na import tańszego paliwa z Ukrainy jest to bardzo konkurencyjny rynek.
Na podanie średnich obrotów przygranicznych stacji paliw nie chciał się zgodzić.
- U nas co drugi jeździ na ukraińskim paliwie - szacuje Adam. - Jeden wyjazd to, potrącając łapówki, 60 zł do przodu. Nie są to kokosy, ale jak dodasz papierosy i wódkę, to masz na czysto ponad stówę. Samemu nie ma co jeździć. Weźmiesz komplet pasażerów, masz legalnie 5 kartonów papierosów i 10 butelek wódki. Ale jak jest dużo ludzi w aucie, Ukraińcy się krzywią i znowu wyciągają rękę.
Adam przywozi papierosy i alkohol tylko w dozwolonych ilościach. Markowi zdarzało się parę razy wziąć więcej. - Podjeżdżasz do polskich celników i zaczyna się strach - wspomina. - Tu z łapówką nie wyskoczysz.
Będzie taniej?
Dlaczego polska benzyna jest droższa od ukraińskiej? - W każdym rejonie świata paliwo kosztuje tyle samo, reszta to podatki - wyjaśnia Piekarz.
Ale nawet bez ich obniżenia może być taniej. Jeżeli sprawdziłyby się przewidywania analityków ze Standard Chartered Bank, którzy twierdzą, że cena baryłki ropy w przyszłym roku spadnie z 66 do 40 dolarów, to za litr benzyny moglibyśmy płacić na polskich stacjach w przyszłym roku 3 zł.
Adam nie czyta opracowań Standard Chartered Bank, ale jednego jest pewien: To byłby koniec ukraińskiego paliwa.