Jest 28-letnią mężatką, mieszka w podlubelskiej wsi, skończyła studium policealne.
Alina, 38 lat
Po studiach Alina urodziła córkę i poszła na urlop wychowawczy. Mogła sobie na to pozwolić, bo mąż dobrze zarabiał. - Miesiąc po powrocie do pracy dostałam wymówienie. Pomyślałam: może to i dobrze, posiedzę jeszcze z dzieckiem.
Alina zaczęła szukać pracy dopiero wtedy, gdy jej córka poszła do zerówki. Na kilkadziesiąt wysłanych podań dostała dwa zaproszenia na rozmowę. - To nie były zbyt ambitne oferty. A byłam pewna, że pracę dostanę bez problemu.
Tyle że oprócz niej podania złożyło... kilkaset innych kobiet. Na rozmowy zaproszono kilkanaście. - Wszystkie były młodsze ode mnie. Wykształcone, bez dzieci i dyspozycyjne. Blado przy nich wypadłam.
Historia powtórzyła się kilka razy. Alina straciła wiarę w to, że kiedyś znajdzie pracę. - Wstydziłam się przed znajomymi, że takim jestem bezrobotnym darmozjadem. Mąż coraz częściej mi to wypominał. Zaczął wydzielać pieniądze. Na jedzenie nie żałował, ale już kremu do twarzy nie mogłam sobie kupić.
Dlatego Alina zaczęła się po cichu rozglądać za jakąś "chałturą”. Najpierw robiła ankiety dla banku; zarobiła niewiele ponad 50 zł. Potem koleżanka przyniosła jej zabawki do składania. 200 zł za dwa tygodnie. Ale prawdziwy raj odkryła w Internecie. Zaczęło się od sprzedaży suszarki na Allegro ("Miałam dwie, a potrzebowałam parę groszy”). Potem była spacerówka po córce, chodzik, fotelik samochodowy. A wreszcie ubrania, które się jej znudziły. - I to był wstęp do prawdziwego biznesu - śmieje się Alina. - W moim ulubionym "ciuchlandzie” zaczęłam polować na okazje; markowe, niezniszczone, w modnych fasonach.
Odnowiłam je, podrasowałam i pchałam w sieć. W tydzień zarobiłam 500 złotych. Po odliczeniu wszystkich kosztów. Teraz tak się wyspecjalizowałam, że w sklepach wyszukuję inne okazje. Poświęcam temu kilka godzin dziennie. Drugie tyle zajmuje mi siedzenie na Allegro. To regularna praca. Innej na pewno nie będę już szukać.
Magda, 26 lat
Nie szukała pracy, bo, jak sama mówi, utrzymywał ją mąż, który zarabiał na zagranicznych wyjazdach. Problem zaczął się, gdy po jednym z takich wyjazdów nie wrócił. - Najpierw była mowa o tym, że przyjadę do niego z dziećmi. Potem zaczęły się jakieś komplikacje, a w końcu okazało się, że on tam kogoś ma. Przestał przysyłać nam pieniądze. Dopiero, jak zagroziłam sądem i rozwodem, przysłał jakieś grosze. Teraz dostaję od niego pieniądze co trzy, cztery miesiące. Spłacam z nich długi.
Magda zaczęła rozglądać się za pracą. - Zarejestrowałam się w pośredniaku. Miałam do wyboru: pójść na półetat do hipermarketu na kasjerkę albo do sprzątania biurowca. Na rękę dostawałabym jakieś 400 zł. Po odliczeniu dojazdów do Lublina wyszło mi, że może zarobię 300 zł.
Postanowiła sama zadbać o swoje interesy. Dała ogłoszenie do "Anonsów”, że zaopiekuje się dzieckiem lub starszą osobą. Bez trudu dogadała się z miłym małżeństwem lekarzy z Lublina. Za 9 godzin opieki nad ich roczną córeczką i 3-letnim synkiem dostaje co miesiąc 650 zł. "Nadgodziny” w nocy to kolejne 10 zł za każdą godzinę. Ostatnio doszło do tego gotowanie obiadów dla całej rodziny; dodatkowe 250 zł miesięcznie. W weekendy Magda sprząta mieszkania zaprzyjaźnionych z jej "pracodawcami” rodzin. - Za godzinę biorę 10 zł. Czyli w sobotę potrafię dorobić 100 zł. Tyle samo w niedzielę. Przed świętami, jak dochodzi mycie okien, biorę podwójną stawkę. Haruję jak wół, czasem już rąk nie czuję, ale miesięcznie potrafię wyciągnąć nawet 2 tys. zł. Na czysto.
Magda kupiła starego poloneza, żeby szybciej i taniej dojeżdżać do Lublina. Planuje remont poddasza w domu rodziców. O zrobieniu matury czy szukaniu legalnej pracy nawet nie myśli. - Jestem zarejestrowana jako bezrobotna, mam ubezpieczenie. I zarabiam godziwe pieniądze bez niczyjej łaski. Czego mi więcej trzeba?
Bożena, 46 lat
Tymczasem, podania Bożeny nikt nie odpowiedział. - Pomyślałam, że muszę przestać wpisywać wiek w moim CV. To rzeczywiście poskutkowało, zostałam zaproszona na jedną rozmowę. Ale potem nikt się nie odezwał.
Zarejestrowała się w urzędzie pracy. Przez pół roku brała zasiłek (ok. 450 zł). Do tego dochodziły alimenty na syna (300 zł). - Gdyby nie oszczędności, to chyba nie mielibyśmy z czego żyć. Nikt, kto nie był w takiej sytuacji, nawet sobie nie wyobraża, co to znaczy wydzielać po 5 zł na zakupy. Załamałam się, przestałam szukać pracy, zamknęłam się w czterech ścianach. Otrzeźwienie przyszło, gdy skończył się zasiłek, a pracy na horyzoncie nie było żadnej.
Z pomocą przyszły koleżanki. Podsunęły pomysł: rozliczaj PIT-y, prowadź książki rachunkowe, przepisuj prace magisterskie na komputerze. Bożena ogłosiła się w lokalnej gazecie. Syn porozwieszał ogłoszenia w miasteczku akademickim. Zaczęli dzwonić potencjalni klienci. - Nie wyrejestrowałam się z urzędu, nie odważyłam się założyć własnej firmy, bo najlepiej wiem, jakie to koszty. W mojej sytuacji bardziej opłaci mi się dorabianie "na czarno”. Nie stać mnie, żeby oddawać państwu haracz od tego, co zarobię. W miesiącu potrafię zarobić ok. 1 tys. zł. Jak mam dobry miesiąc (na przykład ostatnio, gdy wypełniam sporo PIT-ów) to nawet 1,5 tys. zł. Jestem szczęśliwa, że nie muszę wysyłać swoich CV i czekać, aż ktoś się odezwie.
Wiem, że jestem stara i zawsze przegram z młodymi. Dlatego nie staję z nimi do wyścigu.
Tomasz Piecak - z-ca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w Lublinie
Dlaczego kobieta? To wynika ze względów społecznych. Kobiety wychowują dzieci, zajmują się domem. Najpierw trudno im znaleźć pracę, bo nie mają doświadczenia i są mniej dyspozycyjne od mężczyzn, a potem jeszcze trudniej, bo dołącza się wiek. To częściej mieszkanki małych miejscowości. Rejestrują się w urzędzie pracy, żeby mieć ubezpieczenie, ale stałą pracą tak naprawdę nie są zainteresowane. Wolą dorobić "na czarno”. Im dłużej taki stan trwa, tym mniejsze są szanse, że te osoby jeszcze kiedykolwiek zaistnieją na legalnym rynku pracy. To błędne koło.
Lucjan Tomczuk - p.o. dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Lublinie
Jeśli ktoś naprawdę chce pracować, to dzięki takiej pomocy w końcu tę pracę znajdzie. Problem w tym, czy faktycznie jest motywacja do legalnej pracy. Z moich obserwacji wynika, że często jej brakuje. Powstał nawet pewien styl życia bezrobotnego, który z jednej strony jest zarejestrowany w urzędzie, a na boku regularnie pracuje. W Polsce, za granicą. Można powiedzieć, że to nawet sposób na życie "pracującego bezrobotnego”.
Długotrwale bezrobotni w liczbach *
Kobiety – 54 proc.
Mężczyźni – 46 proc.
Gdzie mieszkają
Wieś – 59 proc.
Miasto do 15 tys. – 10 proc.
od 15 do 50 tys. – 16 proc.
od 50 do 100 tys. – 7 proc.
powyżej 100 tys. – 8 proc.
Jakie mają wykształcenie
Wyższe – 6 proc.
Policealne i średnie zawodowe – 23 proc.
Średnie ogólnokształcące – 7 proc.
Zasadnicze zawodowe – 33 proc.
Gimnazjalne i poniżej – 31 proc.
Ile lat przepracowali
Do 1 roku – 15 proc.
1–5 lat – 19 proc.
5–10 lat – 12 proc.
10–20 lat – 17 proc.
20–30 lat – 9 proc.
30 lat i więcej – 2 proc.
Nie pracowali – 26 proc.
Za czego się utrzymują
Dochody z pracy zarobkowej – 6 proc.
Dochody z pracy zarobkowej małżonka – 29 proc.
Na utrzymaniu rodziców – 21 proc.
Renta – 2 proc.
Zasiłek dla bezrobotnych – 1 proc.
Dochody z pomocy społecznej – 16 proc.
Alimenty – 4 proc.
Inne (prace dorywcze, sezonowe) – 17 proc.
Dlaczego są bezrobotni
Trudności w znalezieniu pracy po zakończeniu szkoły – 28 proc.
Nie przedłużenie umowy na czas określony – 14 proc.
Likwidacja zakładu pracy – 24 proc.
Likwidacja stanowiska pracy – 11 proc.
Zwolnienie po zakończeniu urlopu macierzyńskiego – 6 proc.
Inne – 18 proc.
Ile mają lat
18–24 lata – 18 proc.
24–34 lata – 32 proc.
35–44 lata – 21 proc.
45–54 lata – 23 proc.
55–59 lat – 5 proc.
60–64 lata – 1 proc.
* Dane pochodzą z raportu „Długotrwale bezrobotni w województwie lubelskim” opracowanego przez Wojewódzki Urząd Pracy w Lublinie.