Rozmowa z Anią Dąbrowską z Chełma, uczestniczką programu „Idol”, autorką najchętniej kupowanego albumu w Polsce
• Warto było startować w „Idolu”?
– Tak, bo dzięki temu programowi przestałam być w środowisku osobą anonimową. Kiedy da-łam do wydawnictwa BMG demo, nie musiałam tłumaczyć, kim jestem, skąd przychodzę i tak dalej.
• I nie żal ci było, że odpadłaś?
– To, że odpadłam, właściwie nie oznaczało nic.
• Nie uroniłaś łzy?
– Nie, od początku miałam do programu dystans. Wiedziałam, że nie mogę udawać kogoś, kim nie jestem. Niczego wielkiego nie oczekiwałam.
• Wszyscy tak mówią. Ale w głębi duszy chyba każdy chciałby wygrać?
– Pewnie, że lepiej wygrać niż odpaść. Jednak w trakcie występów nie myślałam o tym. Stając za każdym razem na scenie, chciałam po prostu dobrze zaśpiewać, dobrze wypaść Nie miałam takiego poczucia, że dążę do zwycięstwa.
• W końcu podbiłaś publiczność swoim albumem. Spodziewałaś, że odniesie taki sukces, że przez kilka tygodni będzie najlepiej rozchodzącą się płytą w Polsce?
– Skąd! Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Ja po prostu zaśpiewałam i nagrałam takie pio-senki, jakie mi się podobają i jakich sama chciałabym słuchać.
• Nic a nic nie rachowałaś, czy to się spodoba, czy ludzie to kupią?
– Jeśli już, to miałam taką nadzieję, że zdobędę, niekoniecznie liczne, grono wiernych fanów. Takich, którzy potem z zainteresowaniem sięgną po mój kolejny album. Żadnych innych rachun-ków nie robiłam.
• Czułaś ciężar odpowiedzialności?
– Starałam się dobrze bawić. Zdaję sobie sprawę, że dla kogoś, kto chce związać swoje życie z muzyką na dłużej, debiut fonograficzny jest bardzo ważny. Od niego zależy, czy potem artysta tylko rozwija swój styl i poszerza grono fanów, czy też musi naprawiać wizerunek od podstaw i dobijać się o szacunek od zera.
• A jak reagują na twoje poczynania przyjaciele z Chełma?
– Mam taką grupkę przyjaciół, z którymi trzymam się blisko od dawna. Ponieważ ja się nie zmieniłam, serdeczne kontakty między nami pozostały po „Idolu”. I są takie teraz, po wydaniu albumu i tym niespodziewanym sukcesie. Kibicowali mi wcześniej, i kibicują mi teraz. Odczu-wam ich przychylność i wsparcie duchowe.
• Pojawiasz się jeszcze w rodzinnych stronach, czy już połknęła cię stolica?
– Rzeczywiście dużo czasu teraz spędzam w Warszawie, ale Chełm wciąż jest tym moim miej-scem na ziemi. Często bywam także w Lublinie, bo tu mieszka moja siostra z mężem i moja chrześnica.
• Czyli najczęściej poruszasz się w trójkącie Warszawa-Chełm-Lublin.
Tak. Ale w ogóle dużo teraz jeżdżę po kraju, bywam w rozmaitych miejsca i odkrywam miej-scowości, w których nigdy wcześniej nie byłam. To taka pozytywna strona tego zawodu, który wybrałam.
• Wróćmy do twojego longplaya. Zdumiewa mnie wysmakowanie tej bądź co bądź popowej muzyki. Rzecz zaskakująca tym bardziej, że jesteś przecież nagraniową debiutantką.
– Cieszę się, że tak to postrzegasz. Starałam się bardzo, żeby taki był odbiór tej muzyki. Dużo serca i pracy włożyli w te nagrania także producenci i instrumentaliści. Bez nich nie byłoby „Sa-motności po zmierzchu”.
• Jak udało ci się pozyskać do współpracy Andrzeja Smolika, chyba najbardziej zapracowanego obecnie producenta?
– Ja i Bogdan Kondracki, główny producent mojego albumu, znamy się ze Smolikiem już od jakiegoś czasu. On odwiedzał nas w studiu, więc słyszał, co z Bogdanem kombinujemy. No i pewnego razu wpadła mu w ucho piosenka „Nie mogę cię zapomnieć”. Tak bardzo mu się spodobała, że zapytał, czy mógłby dołożyć do niej coś od siebie. Zgodziliśmy się od razu i nie żałujemy. Powstał cudowny numer.
• Skąd wzięła się na twoim longplayu piosenka „Charlie, Charlie”, podpisana przez ludzi o obco brzmiących nazwiskach Frisk i Mattson?
– Usłyszałam jakiś czas temu ten utwór i bardzo mi się spodobał. Zawsze marzyłam, żeby go zaśpiewać na swoją płytę.
• Bardzo piękny kawałek. Aż się dziwię, że wcześniej go nie słyszałem.
– Bo nagrał go mało znany zespół „A Camp”.
• Twój album jest zatytułowany „Samotność po zmierzchu”. Jaki związek z twoim życiem ma ten tytuł?
– Samotność jest takim stanem, który towarzyszy każdemu, nawet jeśli posiada się przyjaciół. Każdy człowiek jest jakoś tam samotny. Rozumiem dobrze ten stan i on mnie inspiruje. Kiedy patrzę w oczy ludziom, szczególnie singlom, natychmiast rozpoznaję tę samotność.