Rozmowa z Marcinem Puszką, gitarzystą heavymetalowej grupy z Lublina Shadow Warrior.
• Lubisz gry komputerowe?
- Nie jestem zbyt wielkim fanem. Kiedyś lubiłem sobie pograć, od czasu do czasu, w tytuły pokroju GTA czy serię FIFA, ale aktualnie nie mam na to zbyt wiele czasu.
• Pytam, bo jest gra właśnie o tytule Shadow Warrior. To dosyć krwawa strzelanka, zupełnie niepasująca do muzyki, którą gracie.
- Wiem, że coś takiego jest, aczkolwiek, kiedy zakładaliśmy zespół i wybieraliśmy nazwę Shadow Warrior, to nie miałem pojęcia o istnieniu takiej gry. To tylko zbieg okoliczności, że akurat wpadliśmy na taki pomysł.
• Jaką muzykę gra wasz zespół?
- Shadow Warrior to zespół starych, dobrych przyjaciół, którzy postanowili w końcu zagrać to, co im w duszy grało od dawna. Zaczęliśmy tworzyć repertuar od stycznia i postawiliśmy na klasyczny heavy metal, który zawsze był z nami. Mieliśmy już spore doświadczenie na scenie muzycznej, ale nigdy akurat w tym gatunku - tak się przewrotnie złożyło. Okazało się, że to jest to i zagrało nam to idealnie.
• EP-ka, którą wydaliście, nazywa się „Return of the Shadow Warrior”. Debiutujecie pod nową marką, ale już wcześniej występowaliście na scenie i macie całkiem bogate doświadczenie.
- Tak. Mieliśmy pauzę ostatnimi czasy, kiedy kończyliśmy z poprzednimi naszymi projektami i zespołami. Do założenia zespołu namówił mnie nasz perkusista Zdzisław, który jest moim serdecznym przyjacielem i z którym to graliśmy razem w poprzednich składach. Powiedział: „Chodź, założymy zespół, nudzi mi się”. Sama nazwa EP-ki bardziej odnosi się do tekstu utworu tytułowego, który traktuje o powrocie legendarnego samuraja-wojownika z zaświatów. Symboliczny jest jednak także nasz powrót do świata żywych, czyli na scenę.
• Swoją EP-kę wydaliście w mocno ograniczonym nakładzie, bo zaledwie 100 sztuk. Na sierpień zaplanowana jest już reedycja. Materiał się błyskawicznie rozszedł, czyli zainteresowanie waszą muzyką jest.
- Trochę nas to zaskoczyło. Do tego nakładu 100 sztuk podeszliśmy na zasadzie: „wydajmy to dla przyzwoitości na płycie, w minimalnym nakładzie, pewnie zejdzie nam max 30 sztuk, a potem będziemy to wozić po koncertach i przez rok będzie nam to zbywać w magazynie”. Okazało się, że po dwóch tygodniach cały nakład się rozszedł. Zaskoczyło nas to, że reakcja przyszła przede wszystkim z innych krajów: Japonii, Stanów Zjednoczonych, Niemiec czy Anglii. Wszystko nas trochę przerosło, zwłaszcza sam system wysyłania płyt, bo nie spodziewaliśmy się, że nagle będziemy musieli je wysyłać za granicę i to tak daleko.
Okazało się też, że jeden ze sklepów w Japonii, który specjalizuje się w heavy metalu, kupił 20 sztuk tej płyty do siebie. Zapytali też, czy możemy im dodrukować tzw. pasek obi, czyli wkładkę z japońskimi napisami, który ułatwia Japończykom rozeznanie się w temacie. Kiedy płyta tam dotarła, po jakimś czasie skontaktowałem się z tym sklepem. Zapytałem, jak wygląda sprawa z naszym materiałem i czy może mi wysłać zdjęcie naszej płyty na sklepowych półkach. Odpowiedzieli: „Słuchaj, nie ma czego przesyłać, bo tej płyty już dawno nie ma. Poleżała u mnie cztery godziny i została wyprzedana”. Byłem w szoku.
Co do reedycji, to ona nie jest naszą inicjatywą. Chwilę po ukazaniu się EP-ki zgłosiły się do nas wytwórnie: jedna z Japonii, druga z Meksyku, a trzecia z Europy, które zgłosiły chęć wydania tej płyty, bo - według ich słów - muzyka jest świetna. Wytwórnia Spiritual Beast z Japonii wyda tzw. repressa wraz z bonusowym utworem akustycznym. Natomiast meksykańska wytwórnia Burning Leather, bardzo dobrze prosperująca na rynku Ameryki Łacińskiej, zdecydowała się wydać naszą EP-kę, jako pierwszy w ich historii zespół z zagranicy. Będzie też ekskluzywny „merch” (gadżety danej grupy muzycznej - przyp. aut.) w postaci koszulek i naszywek. Z kolei niemiecko-grecka wytwórnia Heathen Tribes wyda EP-kę jako kasetę, tak trochę w stylu retro.
• Czyli powinniście się chyba szykować do koncertów w Azji...
- Jesteśmy otwarci. Wiem, że jest tam zainteresowanie naszą muzyką, ale ciężko mi powiedzieć, ile osób lubi to, co gramy. Nasze podejście jest na zasadzie: „co ma być, to będzie”. Nie ciśniemy specjalnie, bo wiemy, że rynek jest bezlitosny i bez pieniędzy niewiele da się zrobić. Natomiast, jeśli ktoś z japońskich fanów albo wydawców wpadnie na pomysł, żeby sprowadzić zespół Shadow Warrior do Japonii, to niech rezerwuje bilety i lecimy!
• W przypadku metalu obserwuję, że jest coraz większe zainteresowanie jego ekstremalnymi formami. Ale czy jest też miejsce dla bardziej łagodnych odmian, jak - na przykład - wasza muzyka?
- To jest dobre pytanie. Wydaje mi się, że takie podejście, o którym mówisz, jest obecnie w Polsce. Mamy ostatnio duży bum na muzykę ekstremalną: black metal, death metal. Niby ten post-black metal jest ciężko przyswajalny, ale urasta do rangi sztuki alternatywnej. Chociażby zespół Furia wystąpił na OFF Festival 2018 i słuchało go kilka tysięcy osób. Towary eksportowe z Polski to zespoły Behemoth czy Vader, czyli też ciężkie granie. Grupy pokroju Turbo czy TSA nie wyszły zbyt daleko poza własne poletko.
Wydaje mi się, że w świecie jest miejsce dla heavy metalu. W Polsce zainteresowanie Shadow Warriorem jest, ale to raczej tylko wśród zatwardziałych maniaków. Za granicą fani są bardziej otwarci. Ludzie, może trochę nostalgicznie, tęsknią za tym, co było w latach 80. Szczególnie, że te największe gwiazdy, jak Iron Maiden czy Judas Priest, są już na finiszu swoich karier. Ludzie szukają, może nie następców, bo to nie jest taka skala, ale tych samych emocji, które towarzyszyły latom 80. i narodzinom, chociażby, brytyjskiej fali heavy metalu.
• Czy to, co dzieje się przez ostatnie miesiące - założenie zespołu, nagranie i wydanie materiału, zainteresowanie słuchaczy - dało wam pozytywnego kopa?
- Zdecydowanie. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że my nic kompletnie nie planowaliśmy. Oczywiście, zespół jest zarządzany według pewnych schematów i realizuje swego rodzaju cele. Ale to też nie wygląda tak, że planujemy rzeczy w stylu „zdobędziemy zainteresowanie wytwórni” czy „pojedziemy na jakiś festiwal”. To są rzeczy, którym dzieją się poza nami i którym pozwalamy się dziać. My planujemy raczej rzeczy typu napisanie materiału na EP-kę, nagranie jej czy jej premierę w danym momencie. To wszystko już się udało zrobić. To, co jest zależne od nas, jest planowane. Zainteresowanie fanów pobudza przede wszystkim naszą kreatywność, żeby pisać nowe piosenki. Poza tym, fakt wyprzedania pierwszego nakładu płyty, zasilił nasz zespołowy budżet. Dzięki temu łatwiej realizować kolejne cele.
• Czy wasze plany się bardzo zmieniły w ostatnim czasie, czy dalej robicie wszystko swoim tempem?
- Działamy tak, jak działaliśmy. To, co się wydarzyło, tylko potwierdziło, że idziemy w słusznym kierunku. Chcemy teraz zrobić materiał na pełną płytę. Założyliśmy sobie, że nie będziemy powtarzać materiału z EP-ki, tylko przygotujemy 9-10 nowych utworów. Mamy ze sobą wytwórnię, więc wypuszczenie albumu nie będzie wymagało wielkiej gimnastyki. Trzeba tylko napisać dobry materiał...
• To przecież takie proste, prawda?
- (śmiech) Nie jest to proste, o nie! Zwłaszcza, jak chce się również grać koncerty. Mamy już ustawiony występ na festiwalu w Czechach, rozmawiamy z promotorami o kolejnych opcjach. Niech się dzieje. Po tym pół roku z hakiem nie oczekujemy niczego, bo wszystko dzieje się samo, często wyprzedzając nasze oczekiwania.