Najpopularniejsze są pierogi – mówi z uśmiechem Janina. Od kilku miesięcy stoi za ladą w sklepiku „Smaki Ukrainy”. Te smaki dobrze zna, bo w końcu jest Ukrainką. Przyjechała do Białej Podlaskiej z córką miesiąc po wybuchu wojny.
W Kijowie pracowała w turystyce. – Musiałam uciekać, bo pod Kijowem było rosyjskie wojsko. Mam małą córkę, bałam się o nią. Na początku chowałyśmy się w piwnicach – opowiada młoda kobieta. Rozmawiamy, gdy akurat ma przerwę, a za ladą stoi wtedy jej koleżanka, też z Ukrainy. – Mąż został, walczy. Kontaktujemy się telefonicznie lub przez internet, oczywiście jeśli nie ma przerw w dostawie prądu.
Zaczynałam od zera
Do Białej Podlaskiej trafiła przez przypadek. – Tak nas kierowała Straż Graniczna. W tym stresie, niewiele ze sobą wzięłam. Zaczynałam tu od zera.
Ale miasto przypadło jej do gustu.
– Jest małe i spokojne. Zaprzyjaźniłam się już z mieszkańcami. Pomagają mi. Córka też ma swoje koleżanki – przyznaje Janina. Bardzo dobrze mówi po polsku. – Zanim tu trafiłyśmy, nie znałam w ogóle polskiego. Ale teraz codziennie mam lekcje przy centrum wolontariatu w Caritas.
Od marca zeszłego roku, a więc od momentu, gdy przyjechała do Białej Podlaskiej, tylko raz była w Kijowie.
– Pojechałyśmy na dwa tygodnie. Były alarmy i wtedy trzeba było chować się do schronów. Nasz dom jeszcze stoi, ale co będzie dalej, nie wiem – cichnie jej głos. Nawet nie jest w stanie powiedzieć, czy wróci do swojego kraju. – Kto wie, jak będzie wyglądać gospodarka, czy będzie można znaleźć pracę.
Pielmieni i zefirki
Zatrudnienie w sklepiku z ukraińskimi produktami znalazła poprzez Centrum Integracji Społecznej, które powołała kilka lat temu siedlecka Caritas. Ludzie pracują tu w kilku sekcjach, m.in. handlowej, gastronomicznej, sprzątająco-porządkowej czy florystycznej. W sumie 13 osób z Ukrainy znalazło tu pracę.
– Większość koleżanek jest w sekcji gastronomicznej. To one robią te pierogi, na przykład z soczewicą, kapustą czy z grzybami, ale też pielmieni – tłumaczy.
Po godzinie od otwarcia sklepiku, prawie wszystkie tacki z pierogami są już sprzedane. – Mamy stałych klientów. Ale sprzedajemy też ciasto, drożdżówki, kanapki. Uczniowie chętnie to kupują. Do tego słodkości prosto z Ukrainy, choćby chałwa czy zefirki. To takie owocowe pianki. Nie widziałam tego w Polsce – zaznacza Janina. Praca w sklepie jej odpowiada. – Klienci lubią porozmawiać. Czasami pytają o Ukrainę – dodaje.
Wtedy najbardziej tęskni, bo przypomina sobie swoje życie w pięknym Kijowie, gdy było jeszcze „normalnie”.
W sklepie można też zamówić sękacze albo cały catering na imprezy. – Nie znałyśmy wcześniej sękaczy, to tutaj w Polsce nauczyłyśmy się je wypiekać– podkreśla młoda kobieta.
„Smaki Ukrainy” najprawdopodobniej niedługo zmienią adres. Na razie mieszczą się na rogu ulic Moniuszki i Prostej. – Zamierzamy poszerzyć asortyment i działalność. Być może rozwiniemy też cukiernię, dlatego szukamy większego lokalu – mówi Krzysztof Patejuk z Centrum Integracji Społecznej przy Caritas. Oprócz produktów spożywczych, będzie tam można kupić mydła i świece, również wytwarzane w CIS. – Pomysł uruchomienia sklepiku narodził się po wojnie, gdy trafiły do nas kobiety z Ukrainy – dodaje Patejuk. - Na początku miały problemy z aklimatyzacją, ale wraz z nauką języka, dobrze odnalazły się w nowej rzeczywistości.