• Od kiedy dojrzewał pomysł, żeby nakręcić film o rzezi wołyńskiej?
– Jak robiłem „Różę” (rok produkcji 2011 - przyp. aut.), to obiecałem sobie, że już nie będę robił filmów historycznych, bo nas na to nie stać. Ale po projekcji miałem kilka tak niesamowitych odbiorów, że już chyba wtedy pojawiła się myśl, że może warto będzie wrócić do kina historycznego. Wkrótce wpadły mi w ręce karty z relacjami Polaków ocalałych z rzezi wołyńskiej. Te relacje bardzo mnie poruszyły, a najbardziej mnie zastanowiło to, jak można być taką bestią, skąd bierze się tyle okrucieństwa.
W międzyczasie zrobiłem jeszcze dwa filmy, bo musiałem jakoś odreagować „Różę”, ale wiedziałem, że zabiorę się za film historyczny. Pochodzę z Podkarpacia i już swoje wiedziałem o banderowcach, ale ta wiedza była chaotyczna i nieuporządkowana. Zależało mi jednak, żeby poruszyć ten temat.
• Kiedy dwa lata temu w Lublinie zaczynaliście zdjęcia, mówił pan, że nigdy nie było dobrego momentu na kręcenie tego filmu, a wtedy akurat był jeszcze gorszy. A jak jest teraz, w momencie premiery?
– To prawda, nigdy nie było dobrego czasu. Różnica jest taka, że kiedy cztery lata temu zaczynałem prace nad scenariuszem, nie było jeszcze Majdanu, a świat jeszcze nie skręcił tak mocno w prawą stronę. To nie wydają się być sprzyjające okoliczności. Ale ja mam inne podejście, dla mnie ten czas jest idealny, bo jeszcze żyją ludzie, którzy pamiętają tamte wydarzenia, a ja za chwilę będę za stary i za słaby, żeby robić takie kino. Są pewne zagrożenia, jak chociażby to, że propaganda rosyjska wykorzysta ten film. Ale byłaby w stanie wykorzystać również to, że tego filmu nie nakręciliśmy. Po dotychczasowych projekcjach zauważam, że widzowie dzielą się na optymistów i pesymistów. Optymiści, do których sam się zaliczam, uważają, że po tym jak opadną pierwsze emocje, ten film będzie pracował na uzdrowienie relacji polsko-ukraińskich. Bo my potrzebujemy dobrych relacji z Ukraińcami, a „Wołyń” nie jest wymierzony przeciwko nim, tylko przeciwko skrajnemu nacjonalizmowi. Pokazuje, do czego może być zdolny człowiek, kiedy wyposaży się go w odpowiednią ideologię i da mu się przyzwolenie na zabijanie. I tu pojawia się ta druga obawa, że część widzów może odebrać ten film wprost, czyli uzna, że to Ukraińcy są źli. Wierzę, że takich osób będzie bardzo mało. Czytając pierwsze recenzje widzę, że ludzie raczej odbierają to tak, jakbym chciał.