Wójt gminy Jastków Kazimierz Gorczyca sprzedał za 80 tysięcy złotych 80-letnią Genowefę Knap wraz z hektarem ziemi i domem, w którym mieszka, a teraz twierdzi, że się pomylił
Notariusz Jacek Rzączyński sporządził akt notarialny
- To wszystko z góry było ukartowane, a teraz jest odwlekane specjalnie po to, abym umarła, a wtedy sprawa sama się rozwiąże - uważa Genowefa Knap.
Siedzimy przed jej domem w Kolonii Moszna. Jest córka, syn, wnuczęta. Doglądają starszej pani, opiekują się nią, bo ta coraz bardziej podupada na zdrowiu. Naokoło piękne kwiaty, krzewy, drzewa owocowe, od lat pielęgnowane przez właścicielkę.
- O, tamten kawałek budynku - pokazuje Genowefa Knap - to jeszcze pozostałości dworskich zabudowań, w których po ślubie mieszkałam z mężem. Potem dobudowaliśmy nasze budynki.
Miałam 14 lat, kiedy zostałam przyjęta do dworu za pokojówkę.
Ślub nasz odbył się w lutym 1943 roku. To wtedy dziedzic podarował nam w prezencie ślubnym hektar ziemi ze stodółką, studnią i zabudowaniami, w których zamieszkaliśmy. Powiedział żartobliwie: "Tylko patrzeć - będą małe Knapiątka, więc nie chcę, aby biegały po moim polu”.
Któregoś dnia pod koniec wojny dziedzic spakował dwie walizki, na odchodnym dał mi klucze od dworu i powiedział: "Pilnuj Gieniu, a co upilnujesz, będzie twoje”. Poszedł z partyzantami i więcej go nie widziałam. Kiedy przyszli Rosjanie, dziedziczka prosiła, abym do niej mówiła "mamo”. Ale oni i tak wyprowadzili ją z dworu. Wróciła niebawem - pobita i w poszarpanej sukience. Po Ruskich do dworu przyszli "bandosi” i rozkradli wszystko, co tylko zdołali zabrać.
A potem założono komitet, który rozdzielał ziemię dworską. Rozparcelowano ją i podzielono między chłopów. I my dostaliśmy swój kawałek na wsi. Z majątku została tzw. resztówka, czyli dwór, park i ziemia wokół niego. W tym i nasz hektar oraz zabudowania, w których mieszkaliśmy. We dworze zrobiono szkołę. Urodziło nam się pięcioro dzieci i wszystkie chodziły do dworu do szkoły.
W 1965 roku postawiliśmy z mężem drewnianą stodołę, a w 1972 roku wybudowaliśmy dom mieszkalny, na który otrzymaliśmy wszystkie wymagane pozwolenia i w którym mieszkam do chwili obecnej. W 1993 roku "resztówka” została skomunalizowana i przeszła po zarząd gminy w Jastkowie.
I oto nagle dowiedziałam się, że
wraz z ziemią zostałam przez gminę sprzedana!
W tym czasie rodzina Knapów po raz pierwszy zwróciła się do wójta Kazimierza Gorczycy o unormowanie ich własności.
- Poszłam do wójta na rozmowę - mówi Teresa Tkaczyk, najstarsza córka Genowefy Knap. - Czy was stamtąd wyrzucamy? - usłyszałam od wójta. - W pierwszej kolejności chcemy sprzedać pałac, bo niszczeje i traci na wartości - tłumaczył wójt. - A jak się tego pozbędziemy, to zastanowimy się, w jaki sposób wam tę ziemię przekazać... No więc czekaliśmy spokojnie.
W grudniu 1994 roku Zarząd Gminy w Jastkowie ogłosił w prasie "przetarg na zespół ogrodowo-dworski składający się z trzech działek i dworku”. Kolejne przetargi ogłaszano w prasie w czerwcu 1995 r. i lutym 1997 r. Wszystkie miały identyczną treść. Protokół z przetargu, który odbył się w lutym 1997 r., także dokładnie opisywał nieruchomość, wymieniał numery i obszar działek wystawionych do sprzedaży. W regulaminie do przetargu nie figurowała działka użytkowana przez Genowefę Knap.
- Oni wszyscy byli w zmowie
Ostatni przetarg odbył się 25 czerwca 1997 r.
Oto fragment protokołu: " Wszyscy uczestnicy przetargu zapoznali się z regulaminem.(...). Najlepszą cenę zaoferowała p. Teresa R., w wysokości 80 tys. zł i ona została kandydatką na nabywcę nieruchomości. Przewodniczący ogłosił wynik przetargu i poinformował, że protokół stanowi podstawę do zawarcia aktu notarialnego”.
Tyle tylko, że w protokole ani jednym słowem nie napisano... za co pani R. zapłaciła 80 tys. zł! Ale o tym co faktycznie kupiła, dowiadujemy się już z aktu notarialnego. W imieniu gminy u notariusza stawili się: wójt Kazimierz Gorczyca i członek zarządu Zdzisław Karpeta, który od lat znał równie dobrze co i wójt sytuację Genowefy Knap i działki, którą użytkuje.
Obydwaj przedstawiciele gminy oświadczyli, że sprzedają państwu R. nieruchomość składającą się z czterech działek (tu wymieniona jest również działka użytkowana przez Knapową) za kwotę 80 tys. zł.
• Czy panowie czytali akt notarialny, który podpisaliście? - pytam wójta Kazimierz Gorczycę.
- Czytaliśmy akt notarialny, ale nie zwróciłem uwagi, że notariusz wpisał do niego cztery działki - mówi Kazimierz Gorczyca i dodaje:
- Poczuwam się do winy.
Ponieważ profesor Teresa R. nie zgodziła się na rozmowę z dziennikarzem, nie odpowiedziała również na pytania złożone na piśmie u mecenas Małgorzaty Nalikowskiej - jej pełnomocniczki, zacytuję fragment protokołu z rozprawy w sądzie.
Oto co powiedziała pani profesor:
Kiedy cała sprawa wyszła na jaw, Urząd Gminy w Jastkowie postanowił naprawić krzywdę wyrządzoną Genowefie Knap. Do akcji wkroczyła radca prawny Regina Wcisło, która dopiero po roku od spisania feralnego aktu notarialnego, w imieniu gminy, wniosła do Sądu Okręgowego w Lublinie pozew, w którym domagała się, by została wykreślona z niego działka 284/3. Przez kolejny rok radca prawny modyfikowała treść pozwu, aby ostatecznie domagać się unieważnienia aktu notarialnego.
Sąd pozew odrzucił i pouczył panią radcę m.in, że... "roszczenie powinno dotyczyć umowy, a nie aktu notarialnego”. Ponadto jako błąd terminologiczny należy uznać słowo unieważnić. Powód już w pozwie powinien wykazać, jaki ma interes prawny w wytoczeniu powództwa, skoro służy mu roszczenie dalej idące, a mianowicie uzgodnienie treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym, w którym Sąd jako przesłankę, bada treść umowy stanowiącej podstawę wpisu do księgi wieczystej”.
Takie wyłożenie "kawy na ławę” przez sąd powinno ostatecznie oświecić radcę prawnego gminy Jastków, ale...
Co robi radca prawny Regina Wcisło?
W pierwszej instancji sąd przysądził od gminy Jastków na rzecz pozwanego - czyli Teresy R. - 6 tys. zł zwrotu kosztów procesu, a sąd drugiej instancji - 3 tys. zł. Gmina Jastków zwróciła więc już Teresie R. 9 tys. zł, a nie wiadomo, ile jeszcze jej przyjdzie zapłacić za kasację wyroku.
- Wszystkie upoważnienia i pełnomocnictwa miała radca prawny Regina Wcisło - mówi wójt Kazimierz Gorczyca. - Zdziwiony więc byłem, że sąd wzywa mnie i pyta: "Zdecydujcie się wreszcie, co chcecie przed sądem dochodzić”.
Radca Wcisło już nie pracuje w gminie Jastków.
Genowefa Knap żali się:
Ale ja wciąż żyję...