Z daleka wygląda to niczym najazd Tatarów. Grupy mężczyzn w kożuchach odwróconych włosem na zewnątrz, z długimi brodami i w wysokich spiczastych czapach sieją postrach wśród ludności. Gdy upatrzą sobie kogoś, ze straszliwym okrzykiem ruszają w jego stronę, groźnie wywijając długim kijem.
Złapanego nie puszczają, aż wytrzęsą nieszczęśnika podrzucając na drągu. Dopiero śmiech „ofiary” uprzytamnia zdziwionemu przybyszowi, że to tylko zabawa. Wkrótce sam daje się w nią wciągnąć.
– Panie, nie bugaj (nie strasz) mienia! – woła zaskoczona w sklepie Białorusinka i uśmiecha się do swego prześladowcy. Inna kobieta broni się trzymając kurczowo lady:
– Jeszcze nie zapłaciłam... – argumentuje, czym wzbudza ogólną wesołość.
Bo z brodaczami jest jak z wielkanocnym dyngusem –
im bardziej dadzą się we znaki, tym więcej zabawy.
A ludzi z poczuciem humoru w Sławatyczach nie brak. Największą radość mają dzieci, które towarzyszą przebierańcom w ich wędrówkach. Drażnią, przezywają, chwytają za wstążki zwisające ze szczytu kapelusza – i triumfują, gdy po raz kolejny uda im się uniknąć zemsty rozzłoszczonych „dziadków”. Zafascynowane strojami brodaczy, podążają za nimi od domu do domu. Bowiem ci, wzorem kolędników, składają noworoczne życzenia. Dawniej również kolędowali.
– Zwykle wyruszali w ostatni dzień starego roku, w dwóch grupach. Przebierańcy z ulicy Włodawskiej śpiewali Wesołą nowinę dziś ogłaszamy, a z Kodeńskiej Powstań Dawidzie. Spotykali się przy kościele parafialnym i razem ze wszystkimi uczestniczyli w nabożeństwie na zakończenie roku – wyjaśnia Zofia Chomiczewska, emerytowana nauczycielka, której rodzina związana jest ze Sławatyczami od kilku pokoleń. Pani Zofia pierwsza zainteresowała się opisaniem nietypowego zwyczaju. W tym celu zebrała informacje od najstarszych mieszkańców. Ale nawet oni nie wiedzą, skąd wywodzi się ta tradycja. Na początku XIX wieku już istniała.
– Kiedyś chodzili nawet po pięćdziesięciu. Teraz grupy są mniejsze, bo
większość młodzieży woli siedzieć przy komputerze.
A przygotowanie stroju wymaga czasu i umiejętności. Najtrudniej zrobić kapelusz. Ma on prawie metr wysokości. Drucianą konstrukcję zdobią kolorowe róże z bibuły, do stu pięćdziesięciu sztuk. Na czubku mocuje się pęk, długich do ziemi, papierowych wstążek – informuje Franciszek Jarmoszewicz, który od lat wkłada na tych kilka dni tradycyjny kostium. Ma on symbolizować dobiegający końca rok. Stąd maska wykonana ze starej pomarszczonej skóry, wiekowy kożuch barani, okrywający sztuczny garb, owinięte słomą nogi i ręce, a w dłoni dziadowski kostur. A przede wszystkim – długa broda.
– Musi być z lnianego włókna.
Broda oznacza długie życie,
bogactwo doświadczeń i przeżyć, dostojeństwo – wylicza Robert Mirończuk, również miłośnik sławatyckiej tradycji.
W przebraniach paradują i młodzi i starzy. Łączy ich umiłowanie kultury regionu, oryginalnego na skalę krajową obyczaju. I choć czasem zdarzy się, że ktoś nie wpuści ich w obawie o zaśmiecenie mieszkania, to większość mieszkańców wita brodaczy-przebierańców ze staropolską gościnnością. Doceniają ich rolę w utrzymaniu przy życiu tego, co pozostało po przodkach. Starają się więc, by panowie w kolorowych kapeluszach nie zniknęli z ulic tej przygranicznej osady.
Małgorzata Basiak z całą rodziną chętnie przyjmuje ich w swoim domu: – Siadajcie, pewnie jesteście zmęczeni – zaprasza już od progu i prowadzi do zastawionego świątecznymi przysmakami stołu. Częstuje winem, które piją... przez słomkę. Zza masek dobiega aprobujący pomruk.
– Stare wino i stary rok – śmieje się gospodarz. Niektórzy proszą brodaczy o pozowanie do wspólnej fotografii. Na odchodne obdarowują ich słodyczami i egzotycznymi owocami. Korzystają z tych upominków dzieci, które czekają na zewnątrz, gotowe towarzyszyć przebierańcom w drodze do następnego domostwa.
– Dawniej zbierali pieniądze na cele społeczne: budowę Domu Ludowego, zakup motopompy i samochodu strażackiego czy organów kościelnych. Już wcześniej szła pogłoska, na co się składamy i każdy chciał się włączyć – wspomina Zofia Chomiczewska. Do wyjątków należała sytuacja, że ktoś nie życzył sobie odwiedzin. Wtedy pukał w okno, a brodacze odchodzili.
Był taki czas, kiedy ów
barwny zwyczaj nie podobał się władzy.
Zniechęceni ludzie przestali się nim interesować. Niewiele brakowało, aby zupełnie zaniknął. Jednak w porę zareagował Bolesław Szulej, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury. Z jego inicjatywy powstał doroczny konkurs na najładniejszy strój. Pierwszy odbył się na początku lat osiemdziesiątych. Popularyzacja tradycji wśród dzieci i młodzieży szybko przyniosła efekt.
– Przyciągają nie tyle nagrody, co dobra zabawa i towarzysząca jej chęć rywalizacji. Wśród uczestników są wielokrotni laureaci. Co roku zaskakują nas czymś nowym. Ocenie podlega przede wszystkim jakość wykonania kapelusza, a ta jest coraz wyższa. Zdarzają się nawet podświetlane konstrukcje – opowiada Bolesław Szulej.
Ożywione zainteresowanie specyficznym lokalnym obyczajem wykazuje ostatnio starostwo powiatowe. Nic dziwnego, gdyż takie ciekawostki
doskonale służą promocji regionu.
Także Muzeum Okręgowe w Białej Podlaskiej od niedawna prezentuje kompletne przebranie brodacza. Cieszy to wójta Sławatycz, który przywiązany jest do wszystkiego, co kresowe:
– Położenie naszej miejscowości na styku dwóch kultur obliguje nas do kontynuowania historycznych związków. Dlatego samorząd stara się nie tylko o zabezpieczenie bytu mieszkańców, ale dużą wagę przykłada również do spraw kulturalnych – podkreśla wójt Dariusz Trybuchowicz.
Najważniejsze, że sami mieszkańcy z coraz większą świadomością dbają o zachowanie tego, co odróżnia ich małą ojczyznę od innych.
– Zniszczyć można wszystko bardzo szybko, ale później nie zawsze da się to odbudować – podsumowuje Ryszard Komarowski.
A w Sławatyczach nie tylko chroni się tradycję,
ale i wzbogaca ją o nowe wątki. Jednym z przejawów tego typu działalności jest na pewno manekin, który w tym roku zjawi się przed domem Krzysztofa Kowalskiego. Ubrany w kostium brodacza ze świecącą w ciemnościach czapką zastąpi ogrodową choinkę. Z pewnością szybko znajdą się naśladowcy. Kto wie, może za kilka lat taka dekoracja stanie się nieodłącznym atrybutem tutejszego Sylwestra?