Maria Komorniczak, nietypowa rolniczka z Piotrowic koło Dęblina, jest znana nie tylko w Polsce, ale i w Europie, Azji, Ameryce, Australii
Pierwszym surowym krytykiem kilkunastoletniej zaledwie rzeźbiarki była jej mama.
- Nigdy nie zapomnę - wspomina p. Maria - ile się po takiej krytyce napracowałam, by z tymi, według mamy - "martwymi”, oczami coś zrobić. Umiejętność tę posiadłam dopiero po żmudnych latach rzeźbienia. Bez jakiegokolwiek nauczyciela. Po śmierci ojca bowiem i chorobie mamy, moja nauka skończyła się na technikum rolniczym ze specjalnością ogrodnik-warzywnik. O studiach, malarstwie czy rzeźbie mogłam tylko marzyć...
Wracam do danych z biografii p. Marii. Czytam: "Miałam kilkadziesiąt wystaw w kraju i za granicą. W większości stanowią one plon licznych plenerów, na które bywam zapraszana. Moje rzeźby znajdują się w zbiorach muzealnych. Zdobią wiele domów i kościołów. Nie raz, nie dwa rekonstruowałam rzeźby sakralne. Pokazywała mnie telewizja, kronika filmowa. Mówili w radiu, pisali. Nie zliczę już chyba, ile otrzymałam wyróżnień, dyplomów. Część zdobi ściany domu. Od 1983 r. należę do Stowarzyszenia Twórców Ludowych. W tym samym roku Minister Kultury i Sztuki wyróżnił mnie dyplomem za upowszechnianie kultury. W ślad za tym poszły zaproszenia na zjazdy, plenery. W 1992 r. byłam na Węgrzech. Rok później też. Potem byłam w Czechach, Austrii, na Litwie i - czego nigdy nie zapomnę - w 1999 r. w Japonii. Rzeźbiłam tam w drewnie kamforowym i lodzie.”
Domowe opowieści
Stół kuchenny od lat w tym domu pełni podwójną rolę. Jest bowiem jej ulubionym miejscem pracy twórczej. Lubi się sprawdzać w konkursach. Zwłaszcza rywalizując z profesjonalistami. Traktuje to jako wyzwanie.
- Nie leniuchuję ani na moment - mówi jakby dla usprawiedliwienia swej obecności w kuchni. - Wiem, że mąż (Kazimierz - red.) wszystkiego w gospodarstwie nie zrobi. A sam też ma duszę artysty, kiedyś rzeźbił. Proszę popatrzeć na tę przewrotną w pomyśle płaskorzeźbę. Patrząc normalnie widzi się zwykłą twarz mężczyzny. Mąż podpisał ją: "Przed piciem”. Po odwróceniu płaskorzeźby do góry nogami widzi się już zwierzę pijące coś z naczynia. Podpis brzmi: "Po wypiciu”.
Pani Maria ma dwie córki - Teresę i Beatę i dwóch synów bliźniaków - Marcina i Mariusza, którzy chodzą do szkoły. W takiej sytuacji matka nie może być tylko artystką. Na to, co lubi robić, ma więc czasu niewiele. Zimą zdecydowanie jest lepiej. Wtedy nie tylko rzeźbi, ale i maluje.
- Sztukaterię na ścianach - mówi - wykonałam sama. Obrazy ścienne to też moje dzieło. A jeszcze z pasją kolekcjonuję stare przedmioty - żelazka, lampy, meble, obrazy, monety. Uzbierało się tego już sporo i czas pomyśleć o odrestaurowaniu 200-letniej olejarni w podwórku. Tam urządzę muzeum. Ocalę stare przedmioty od zapomnienia.
Gdy mowa o marzeniach Maria Komorniczak kreśli