Rozmowa z Aleksandrem Gudzowatym, jednym z najbogatszych Polaków i autorem idei Monumentu Tolerancji w Jerozolimie
- Jestem bardzo zaniepokojony dniem dzisiejszym. Coś się w świecie dzieje bardzo złego. Wyraźnie zauważa się zanik uczuć wyższego rzędu. Ludzie lodowacieją. Nastąpił czas konfrontacji i agresji, jako główne rozstrzygnięcie dla każdego sporu. Rzecz jasna, że dopomógł temu cały wiek XX, uczynił bowiem duże spustoszenie w świadomości ludzi. Rewolucja, dwie światowe wojny, kryzys lat 30., Holokaust, a następnie non stop awantury, wojny, wojenki. To trwa do dzisiaj. "Polubiliśmy” zabijanie. Przywykliśmy do awantur. Nie potrafimy już inaczej "dyskutować”. Jak zapobiec złej sytuacji? Do wszystkiego potrzebna jest dobra wola. Norma moralna. Taką normą, najwykwintniejszą i uniwersalną, przystosowaną do wszystkich ludzi, jest tolerancja. Jest prosta do zrozumienia. Tolerancja to złoty środek dla rozwoju różnych ludzi, kultur, zachowań i różnych emocji.
• Kiedy zaczął pan myśleć o Monumencie?
- Kilka lat temu. W każdym razie długo o tym myślałem. Zastanawiałem się, gdzie go postawić, jak i kiedy. Czas przecież naglił. Powinien powstać, tak sobie to wyobrażałem, trwały symbol ożywiający skojarzenia, który przypomniałby potrzebę tolerancji. Mam cichą nadzieję, że pomoże on stworzyć coś w rodzaju mody na tolerancję. W uroczystości jerozolimskiej uczestniczyć będzie kilkudziesięciu burmistrzów stolic świata. Mam zamiar zainteresować tą sprawą burmistrza Pekinu, gdzie za rok rozpocznie się olimpiada. Czy nie byłoby dobrze, gdyby przed jej otwarciem odsłonięto w Chinach taki pomnik, przypominający obowiązek tolerancji? W końcu Chińczycy słyną ze skuteczności.
- Znajomość z Shimonem Peresem bardzo przyśpieszyła moją decyzję o budowie pomnika. Nasza przyjaźń zaczęła się podczas jego wizyty w Polsce. Wówczas pokazałem mu swoją kaplicę ekumeniczną. Z drugiej strony Peres od lat usiłuje zmienić obyczaje na Bliskim Wschodzie. To ciężka praca, powstało wiele konfliktów. Teraz, kiedy został prezydentem Izraela, powstała realna nadzieja na pokój. Świat musi nauczyć się słuchać mądrych ludzi, iść za ich przykładem i to ułatwi kompromis.
• A jak udało się panu zainteresować pomysłem władze Jerozolimy?
- Rozmowy z władzami ułatwili mi moi przyjaciele z Centrum Peresa dla Pokoju, gdzie jestem członkiem Rady Gubernatorów. Ale to nie były jakieś skomplikowane procedury. Okazało się, że merostwo Jerozolimy to bardzo życzliwi ludzie. Natychmiast zaakceptowali pomysł. Mało tego: zaprosili do współpracy prestiżową Fundację Jerozolimy. Nie spotkałem ani jednego człowieka, który miałby wątpliwości.
• Czy łatwo było o tak prestiżową lokalizację?
- To była bardzo drażliwa kwestia. Pomnik powinien być zbudowany na ziemi, do której nie ma pretensji żadna ze stron konfliktu. Wiedział o tym doskonale główny architekt Jerozolimy. To jego inicjatywie i mądrości zawdzięczamy lokalizację, która sprzyja wszystkim. Palestyńczycy również nie mieli uwag. Z dwóch lokalizacji, pierwszej w centrum miasta, zdecydowaliśmy się na drugą, na wzgórzu, gdzie dzisiaj jest misja ONZ. Monument będzie widoczny z każdego miejsca w Jerozolimie.
• Poparcie pomysłu wyraziła także Autonomia Palestyńska. Spodziewał się pan tego?
- Tu pana zaskoczę. Ja kilkakrotnie omawiałem tę sprawę z premierem Autonomii Palestyńskiej, wówczas był nim Ahmed Qurei, później z innymi politykami palestyńskimi. We wszystkich tych rozmowach zauważyłem zainteresowanie projektem, życzliwość i sympatię. To pozwala przypuszczać, że w otwarciu uczestniczyć będzie także oficjalna grupa polityków palestyńskich.
• Jak wyglądało przekuwanie idei monumentu na jego formę plastyczną?
- Symbolika pomnika jest rodzajem mojej opowieści. Na gruzach bezimiennej świątyni, pozostały dwie pęknięte kolumny, stanowiące kiedyś całość, wśród nich rośnie drzewo oliwne, które usiłuje zwieńczyć owe połówki kolumn, jednak bez rezultatu. Może w przyszłości to nastąpi. Między gałęziami, wśród liści drzewa oliwnego, znajduje się złote ziarno tolerancji, które jest symbolem owej nadziei. Najtrudniej było mi znaleźć finał opowieści, owo złote ziarno tolerancji. Na pomysł ten wpadł profesor krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, Czesław Dźwigaj, który nadał całemu pomnikowi kształt artystyczny. Otaczający monument park zaprojektował prof. Shlomo Aronson, znany jerozolimski architekt. Wokół pomnika będą rozmieszczone tablice wyrażające solidarność z ideą tolerancji. Pierwszą tablicę ufundował prezydent Krakowa. Oby był to początek dobrego obyczaju.
• Odsłonięcie monumentu zaplanowano na 16 października. Nie obawia się pan, że jacyś ekstremiści postanowią wysadzić go w powietrze, bo uznają, że ich denerwuje? Bo nie jest "ich”?
- Nie, nie obawiam się. Im także powinno zależeć na pokoju. Akurat ten pomnik jest symbolem normy moralnej, przewijającej się w każdej religii.
• Monument odsłaniać będą kilkuletnie dzieci żydowskie i palestyńskie, a politycy tylko się... przyglądać. Dlaczego?
- Odsłonięcie pomnika, za sprawą merostwa i Fundacji Jerozolimy będzie miało niezwykle uroczysty charakter. Szczególna rola została wyznaczona dzieciom. Już na samym początku uroczystości pięćset dzieci żydowskich, palestyńskich i chrześcijańskich zajmie miejsce wokół pomnika. Osłonięcia dokona dwójka czterolatków - palestyńska dziewczynka oraz żydowski chłopiec. To rodzaj demonstracji wobec polityków i ilustracja oczekiwań wobec nich; zrozumienia, że we wszystkim, co będą robili w przyszłości, muszą pamiętać o dzieciach. Dzieci jeszcze nie znają zła. To nadrzędna reguła, określająca obowiązki polityków na całym świecie.
• Taki apel o otrzeźwienie?
- Tak. To, że ceremonia odbywa się na wzgórzu Jerozolimy, ma nadać temu zdarzeniu szczególne znaczenie. Proszę zauważyć, że Jerozolima to miasto najbliżej Stwórcy. Niekiedy mieszkańcy żartują, że w Jerozolimie połączenie telefoniczne ze Stwórcą realizuję się według taryfy lokalnej. Moim zdaniem, z politykami mamy pewien światowy problem. Nie chcę rzecz jasna nikogo urazić. Zapomnieli oni jednak o prostym języku komunikacji z ludźmi. Stali się czymś w rodzaju elitarnej kasty ludzi obdarzonych a priori zaufaniem. Zapomnieli jednak o tym i stworzyli swój zamknięty świat. Mają swój język, swoje procedury, swoją korzyść z globalizacji, swoje prawo. Mają władzę i mają siłę. Niekiedy napinają mięśnie i straszą się najgorszymi "obietnicami”. Ostatnio w rewanżu Brytyjczykom, samoloty rosyjskie zbliżyły się do ich przestrzeni powietrznej. To są straszne zabawy. Nie na tym polega demonstracja siły. Do tego również potrzebna jest klasa i inny dialog. To właśnie zainspirowało mnie, aby w Jerozolimie w odsłonięciu pomnika uczestniczyły dzieci. Liczę na to, że ich widok uprzytomni "dorosłym” politykom beznadziejność agresji i zabijania. Modlę się o to każdego dnia i każdej nocy.