Jest ich dokładnie 98. Każda ma imię, swoje fanaberie, szczęśliwe dzieciństwo i różową przyszłość. Na tyle, ile to możliwe w przypadku świnki.
Ryjek się wydłuża
Dziś lubelski klub miłośników świnek liczy ponad dwudziestu członków. Ci nowi, co zapisali się tu po ostatniej wystawie, są pod wrażeniem klimatu i atmosfery.
- Świnek nie dotknęła jeszcze niezdrowa konkurencja. Na razie wszyscy się nimi cieszą. Może tak zostanie, bo nie ma z tego wielkich pieniędzy? - zastanawia się pani Danuta.
Świnki nudystki
Obok Łucji na taborecie wyłożonym miękkim futerkiem ląduje taka sama, tyle że trochę mniejsza i brązowa. To Gabrysia.
- Wchodzą czasem ludzie, zobaczą łysą świnkę i w krzyk: Boże! Jakie obrzydliwe! Inni z kolei wpadają w zachwyt. To wszystko kwestia gustu - mówi hodowca.
Rasa bezwłosych świnek Skinny powstała na użytek badań naukowych. Na ich gołej skórze testowano nowe leki i kosmetyki. Dziś naukowcy wolą myszy i szczury, bo szybciej się rozmnażają.
Zosia, Matylda, Julka, Ada, Tośka...
Iwa w okresie rui śpiewa jak kanarek.
Emma to wielka duma hodowli. Jej brat na 400 świnek w Czechach był drugi.
Zosia wygrała całą ostatnią wystawę. Chociaż jest jeszcze juniorką.
- Przed klatkami może przejść setka osób, a one nie zareagują. Gdy ja wchodzę, mówię "cześć dzieci”, a one momentalnie na szkło, wiszą i wrzeszczą - śmieje się ich właścicielka.
Piszczą, jak są zadowolone lub jak czegoś chcą. Terkoczą, śpiewają, krzyczą. Nie lubią rozczesywania włosów na pupie. Wtedy wrzask jest największy.
Na pokaz i do kochania
- Petr oceniał według standardu europejskiego. To najbardziej wyśrubowane wymogi. Kolor nie może być przesiany, nie może być rozjaśniony. Ważny jest kształt głowy, ucha, oko. No i kondycja: poucinane pazurki, wyczyszczone uszka - tłumaczy hodowca.
Na 18 gryzoni wystawianych przed hodowlę "Miętus” z kretesem przepadły dwie. Reszta wróciła na tarczy. Gładkowłose świnki pani Danuty zwinęły większość zielonych pucharów. Ale nie o nagrody tu chodzi.
- Mam wiele świnek, które na wystawach przepadłyby z kretesem. Na przykład Trudzia, ukochana świnka mojego męża. Nazywa ją chomikiem. Czy Lisa; ma pigment na uchu, przegrałaby w każdej konkurencji, ale nie ma takich pieniędzy, za które mogłabym ją oddać.
Kolejna, III Międzynarodowa Wystawa Świnek Morskich, już 7 marca. Jednodniowa, bo świnki się szybko męczą.
Lepsze od chomika
A jeśli ktoś już ma psa? - Nie ma żadnego problemu. Będą nawet razem spać. Chyba że to myśliwska rasa. Wtedy bym nie ryzykowała.
A kot? - Mam znajomych, których kot wchodzi do kojca i leży razem ze świnkami.
Do kochania są lepsi chłopcy. Dziewczyny mają czasem dziwne pomysły.
Zwłaszcza podczas rui. - Mogą być wtedy nerwowe. Dlatego polecam chłopaków - tłumaczy. - Lepiej chowają się podwójnie. Wtedy się nie nudzą. Trzeba je głaskać po ząbkach, po brzuchu, tak by dawały się położyć na plecy. Jeśli to się uda, to świnka jest oswojona - radzi hodowca.
Małym świnkom lepiej nie wstawiać do akwariów domków. Bo będą tam cały czas siedzieć.
- Roboty wcale nie jest dużo. Co jakiś czas trzeba przyciąć pazurki, wyczyścić uszy, wykąpać. Tym bardziej że one to uwielbiają.
Świnkę wkłada się do zlewu i odkręca kran z ciepłą wodą. Po wyjęciu suszy suszarką. Świnka umiera ze szczęścia. Do totalnej euforii może je doprowadzić jeszcze pełna miska. Świeże siano, pełnowartościowa karma, w lecie zielenina spod bloku, w zimie warzywa z zieleniaka. Za niektóre, jak na przykład cykoria, dałyby się pokroić.
Utrzymanie (jedzenie i ściółka) jednej świnki to około 20 złotych tygodniowo. Świnka z rodowodem to wydatek rzędu 80-130 złotych. Droższe są bezwłose - 180-200 zł.
Uniknęła rożna
Wiwian nie jest tak towarzyska, jak inne. Duża czarno-biała leży spokojnie w akwarium. Mimo młodego jak na świnkę wieku, jest już staruszką (świnki rasy Cuy szybciej się starzeją). Wiwian przyjechała z Czech i nigdy nie dała się oswoić. Nadal jest dzika i nieufna.
- Zanim wezmę ją na ręce, muszę długo do niej mówić, pogłaskać leciutko. Instynktu nie da się oszukać - mówi pani Danuta
Wiwian należy do rasy Cuy. Gdyby mieszkała w Peru, dawno wylądowałaby na talerzu w jakiejś drogiej restauracji. Hodują je tam jak kurczaki.
Fot. Jacek Świerczyński
i Maciej Kaczanowski