Rozmowa ze Zbigniewem Smółko, członkiem zarządu Lubelskiego Związku Brydża Sportowego
– Już nie. To byłby świat bez rywalizacji, bez przygody i bez przyjaciół. Brydż to nie tylko sport czy rozrywka. To styl życia. Kiedyś po pewnym bolesnym turnieju nie grałem przez rok. Później zaś uczyłem brydża dzieciaki u siebie w Wohyniu. Teraz dzieciaki dorosły, a ja wracam na ring. Może ,,lew zaryczy”?
• Pamiętasz dzień, kiedy pierwszy raz usiadłeś do stolika?
– To była VI–VII klasa podstawówki, wczasy na Mazurach. Było trzech chętnych do gry i zabrakło czwartego. Usiadłem. Generalnie gry nauczyłem się z książek i obserwacji mojego ojca. Tato dużo i dobrze grał, także w inne gry karciane. W liceum z powodów zdrowotnych odpadło mi uprawianie piłki nożnej, szachy też przegrały z brydżem.
• Uznajesz wyższość brydża nad szachami?
– Szachy to gra z pełnym ujawnieniem, widzisz całą szachownicę. W brydżu nie wiesz, kto ma połowę kart. Ta gra dodatkowo wyrabia umiejętność podejmowania decyzji w warunkach ryzyka, przydatną np. przy inwestowaniu na giełdzie. Brydż pomaga rozwijać umiejętności interpersonalne, bo tu kluczowa jest współpraca w parze. Szachy to rewelacyjna sprawa, ale brydż bardziej odpowiada mojemu temperamentowi. Jest zresztą wielu brydżystów, którzy jednocześnie grają w szachy, np. legenda polskiego brydża Cezary Balicki był długo trenerem szachowym
• Brydż nie jest skomplikowany i nudny?
– Zasady są proste. Żeby grać dobrze, to już potrzebny jest pewien wysiłek. Trzeba włożyć w trening tyle samo wysiłku, co w inne dyscypliny sportowe. Mało kto wie, że mieliśmy w Lublinie mistrzów świata par z 1998 roku: Jacka Pszczołę i Michała Kwietnia. Oni trzy, cztery wieczory w tygodniu spędzali z notesami, robili analizy i ustalenia. A grali tylko raz, może dwa razy na tydzień. Ważnego turnieju nie wygra już dziś facet, który notorycznie pije wódkę i pali cztery wagony papierosów. Potrzeba wszechstronnego przygotowania. Ale brydż to przede wszystkim przestrzeń na spotkanie fantastycznych ludzi. Hubal, kiedy przyjmował oficerów, to pytał, czy grają w brydża. Kiedyś to była umiejętność wymagana w wyższych sferach, jak taniec towarzyski czy rozmowa po francusku.
• Wychwalasz brydża, ale to poker uchodzi za grę bardziej seksowną.
– Myślę, że to dzięki pieniądzom albo żetonom usypanym na stole. Poker jest też szybszy. Turniej brydżowy trwa długo, a na końcu sędzia wrzuca wyniki do komputera i wtedy okazuje się, kto jest ostatecznie zwycięzcą. Wyczuwasz, oczywiście, czy idzie ci dobrze czy słabo, ale do końca wyniki turnieju pozostają pewną niewiadomą. Brydż jest grą bardziej intelektualną. Kiedy trenowałem młodzież, przekonałem się, że lista najlepszych liceów w Polsce w dużej części pokrywa się z listną szkół najbardziej "ubrydżowionych”. To nie jest przypadek.
• Co zmienił Internet w grze w brydża?
– Kiedy po studiach wyjechałem z Lublina na wieś, okazało się, że nie mam z kim grać. Teraz trenuję z kolegami oddalonymi o 200 kilometrów, mogę grać z ludźmi z całego świata, oglądać transmisje rozgrywek. Wystarczy zalogować się na Bridge Base Online. Jest też strona Lubelskiego Związku Brydża Sportowego: www.brydz.lublin.pl. Co jednak ciekawe, mimo że powstały całkiem niezłe programy komputerowe do gry w brydża, to nie zdobyły popularności. Grze dodaje urody możliwość konwersacji, obserwowania zachowania pozostałych graczy. Nie ma takiej frajdy w grze z trzeba osobami sterowanymi przez komputer.
• Stosujesz w grze triki psychologiczne?
– Cóż, u niektórych kolegów mam opinię rozrabiaki… W brydżu istnieje możliwość blefu. Zdarza się, że zawodnik świadomie postępuje wbrew szansom matematycznym, aby wywołać w umyśle przeciwnika fałszywy obraz rozdania, tego co jest w zakrytych rękach. Nie ma to nic wspólnego z oszustwem, a potrafią to robić najlepsi gracze. Najlepiej jednak mniej więcej raz do roku puścić potężnego blefa, o którym będzie głośno wśród kolegów, a później grać spokojnie, bo i tak niektórzy będą myśleli, że blefujesz. Są ludzie, którzy szukają w brydżu przygód np. Janusz Korwin-Mikke. Jeśli facet ma do wyboru wygrać turniej lub zagrać błyskotliwie i w efekcie znaleźć się w gazecie, to nie waha się ani sekundy.
• Wozisz ze sobą talię kart? Masz ulubioną?
– Kart nie wożę. Zresztą w pewnym momencie karty nie są potrzebne, żeby analizować rozgrywki. Wszystko masz w głowie. Zbieram tylko jokery. Mam ich kilka setek. Zdarza się, że wyjmuję z kieszeni portfel, telefon, a tu wypadają dwa jokery. Taki talizman…Nie mam ulubionej talii, ale karty to często bardzo ładny przedmiot. Pomysł Dziennika Wschodniego, żeby promować region przy pomocy Regionalnej Talii Kart jest świetny. Chciałbym, żeby pałac z Radzynia Podlaskiego znalazł się na asie pik. To przepiękne i bardzo mi bliskie miejsce. Na pewno najpiękniejszy pałac na Podlasiu, miejsce pełne magii. Serdecznie zapraszam do Radzynia, Wohynia, Czemiernik – nie pożałujecie!
• Z kim z pierwszych stron gazet chciałbyś zagrać?
– Najbardziej chciałbym zagrać kiedyś ze swoimi synami. Paweł ma 10 lat, Andrzej 4. Na razie nie podzielają mojej pasji, ale nie tracę nadziei. Chętnie pograłbym z Korwinem-Mikke i słynnym amerykańskim arcymistrzem Mahmoodem Zia. To byłaby gra pełna fajerwerków, bo obaj słyną z nieszablonowych pomysłów. Z polityków nieźle gra Marek Borowski, świetną brydżystką jest też Renata Dancewicz.