Inaczej patrzy się na kraje i miasta od strony wody. Mam nadzieję, że znajdę czas by trochę pozwiedzać – mówi Andrzej Łagowski, mieszkaniec gminy Wisznice, który 3 maja wyruszył z puławskiego portu w swoją podróż życia.
– Po trzech godzinach i zaliczeniu dwóch mielizn zatrzymaliśmy się na noc – opowiada Andrzej Łagowski. – Ze względu na pogodę idzie trochę wolniej niż zakładałem, ale cały czas do celu. Luksusów nie ma, ale kiełbaski na gorąco udało się zjeść na śniadanie – śmieje się nasz rozmówca. W środę, po przepłynięciu 30 kilometrów, podróżnik zacumował w Porcie Czerniakowskim w Warszawie. – Pogoda pod psem, ale się nie poddajemy.
Pierwsze zaskoczenie? W Puławach okazało, że zapomniał zapakować ręczników, ale pomogli koledzy.
Przekonać żonę
To jednak dopiero początek wyprawy, która potrwa kilka miesięcy. Pan Andrzej do pokonania ma 5 tys. kilometrów przez 8 krajów.
Płynie największymi rzekami Europy tratwą, którą sam zbudował.
Na co dzień mieszkaniec gminy Wisznice też podróżuje, ale tirem po europejskich krajach. A skąd wziął się szalony pomysł?
– Od trzech lat pływam łodziami motorowymi. Najdłuższy mój rejs trwał sześć tygodni po Mazurach i Żuławach – opowiada. To jego pasja. – Śledziłem różne relacje z wypraw na kanale YouTube, między innymi z Dunaju, czy niemieckich kanałów. Postanowiłem to wszystko połączyć w jeden duży projekt. Później musiałem tylko przekonać do tego żonę, bo na początku była sceptycznie nastawiona, w końcu się udało. Może nawet jakiś odcinek popłynie ze mną.
Dokładnie rok temu w jego głowie narodził się plan wyprawy tratwą.
– To wyzwanie i moje marzenie życia. Żona się śmieje, że to taki kryzys wieku średniego – żartuje pan Andrzej. Jednak szybko zaczął wdrażać to marzenie w życie. – Na początek prześledziłem żeglowność tej trasy. Musiałem sprawdzić, czy wszystkie śluzy są otwarte, a jest ich po drodze ponad 100 – tłumaczy. Przestudiował też przepisy prawne obowiązujące w danych państwach.
Pod prąd
A płynąć będzie przez 8 krajów.
– Wisłą udaję się w stronę Bydgoszczy, następnie przez Noteć, Wartę i Odrę do Berlina, Hanoweru i Dortmundu. W dalszej kolejności popłynę Renem i Menem do kanału prowadzącego do Dunaju. Potem przez Austrię, Słowację, Węgry, Serbię i Rumunię aż do Morza Czarnego – wymienia Andrzej Łagowski.
Szacuje, że na wodzie będzie ok. 2 miesięcy.
– Po drodze oczywiście mogą pojawić się jakieś przeszkody. Na przykład Renem będę płynąć pod prąd. To kilkaset kilometrów Jeśli okaże się, że mój silnik będzie za słaby, być może trzeba będzie przeholować tratwę – przyznaje podróżnik. Co dalej? – Najbardziej ciekawy będzie Dunaj. To ponad 2 tys. kilometrów.
Nie boi się samotności?
– Jestem kierowcą, więc jestem do tego przyzwyczajony.
Namiot, lodówka i prysznic
Domem na te kilka miesięcy będzie dla pana Andrzej tratwa.
– Jej budowa trochę mnie przerosła. Myślałem, że zajmie mi to kilka dni, a wyszło kilka miesięcy. Zbudowałem ją z 12 plastikowych beczek i drewna. Trochę na zasadzie katamaranu. Długość to ok. 6 metrów, a szerokość 2,5 metra – precyzuje.
Konstrukcja zasilana jest dziesięciokonnym silnikiem (oraz zapasowym pięciokonnym). Na pokładzie znajduje się m.in. turystyczny prysznic z pompą czerpiącą wodę zza burty. Do tego kuchenka gazowa i lodówka.
Na swojej tratwie podróżnik zamierza też nocować.
– Dokładnie to w namiocie. Nie chcę robić z tego dużego „domu”, bo to wszystko ciężar. A jeśli wpłynę na mieliznę, to chciałabym sam móc ją wypchać – tłumaczy nasz rozmówca. Wyporność jego „katamaranu” to około 2,5 tony. Waga, wraz z silnikami i kanistrami z paliwem to niecałe 800 kilogramów.
Cel? – Chodzi o to, aby płynąć z uśmiechem na twarzy. Inaczej patrzy się na kraje i miasta od strony wody. Mam nadzieję, że znajdę czas by trochę pozwiedzać – dodaje nasz bohater.
A potem Sekwana
Podróżnika wspiera gmina Wisznice, która pomogła mu zgromadzić środki na wyprawę.
– Poprosiliśmy sponsorów o wsparcie – przyznaje Piotr Dragan, wójt gminy. – Będziemy również w swoich mediach społecznościowych relacjonować wyprawę pana Andrzeja, bo objęliśmy ją naszym patronatem. Bardzo się cieszymy i jesteśmy dumni z takiego mieszkańca – dodaje Dragan. Poza tym na tratwie znalazł się m.in. baner z herbem gminy.
– Dzięki temu moja wyprawa nabiera większej rangi – podkreśla podróżnik.
Pan Andrzej relacjonuje swoją wyprawę na facebookowym profilu „Tratwą do Morza Czarnego”. Grono jego fanów stale się powiększa. Internauci mu kibicują i chcą się z nim spotkać w portach. Tymczasem właściciel tratwy myśli już o kolejnych projektach. Jeśli ten zakończy się powodzeniem, w przyszłym roku marzy o rejsie; tym razem zwyczajną motorówką, m.in. po francuskiej Sekwanie. Niewykluczone, że po rejsie do Morza Czarnego powstanie też filmik z podróży.