Kiedy w ostatni piątek podwyższony został wskaźnik zagrożenia terroryzmem, Stany Zjednoczone rozpoczęły ostatni etap przygotowań do wojny z Irakiem. Kod „pomarańczowy” jest tylko o jedną skalę niższy od maksymalnego.
d
Oficjalnym powodem do alarmu były przechwycone depesze al-Qaidy, które wzywały do aktów terroru pod koniec pięciodniowego święta muzułmanów „Hadż”. Siatka terrorystów w Ameryce, licząca podobno 31 osób, miałaby zaatakować różnego rodzaju obiekty, nie wyłączając hoteli i szpitali. Ataki mogłyby być przeprowadzone z wykorzystaniem substancji chemicznych, biologicznych lub radioaktywnych. FBI wysłała już list gończy za 36-letnim Pakistańczykiem, Mohammedem Sher Khan, który prawdopodobnie przebywa obecnie w USA i nadzoruje działania siatki.
Prawdziwym jednak powodem wprowadzenia kodu „pomarańczowego” jest wejście wojskowej maszynerii w ostatnią fazę przygotowań.
– Wszystkie oddziały będą gotowe do działań pod koniec lutego, a
wojna rozpocznie się najpóźniej w marcu
– twierdzi pułkownik ze sztabu Central Command. – Później warunki klimatyczne będą niesprzyjające zarówno dla ludzi, jak i dla sprzętu.
W rejon zatoki Perskiej wysyłane są ostatnie oddziały rezerwistów. Jedną z takich grup jest 107 Zmotoryzowana Jednostka z St. Augustine na Florydzie. Zadaniem dwudziestu żołnierzy tego oddziału, którzy w cywilu są specjalistami od spraw kontaktów z mediami, jest opieka nad dziennikarzami – korespondentami wojennymi.
Większość rezerwistów powołanych w ostatnim czasie pod broń to osoby w starszym wieku. Ponad jedna trzecia jest już po czterdziestce, wielu z nich to weterani wojny wietnamskiej. Ich obecność na polu walki będzie mieć duże znaczenie dla młodych, niedoświadczonych żołnierzy.
Ostatnia faza przygotowań obejmuje szereg działań wewnątrz kraju. Gazety drukują wskazówki, jak przygotować się na wypadek ataku i dezorganizacji zaopatrzenia. Zaleca się zrobienie zapasów konserw, wody, baterii i lekarstw. Trzeba przyznać, że Amerykanie z właściwym sobie optymizmem i beztroską niewiele się przejmują nadchodzącą wojną.
– Nie zrobiłam żadnych zapasów, zawsze coś tam jest w domu – uśmiecha się Susan, urzędniczka banku w Atlancie. Jej koleżanka nawet... nie wie, że szykuje się wojna.
Więcej przezorności wykazują władze.
Departament Zdrowia planuje ogólnokrajową akcję szczepień przeciwko ospie. To na wypadek użycia przez terrorystów broni bakteriologicznej. Przed 30 laty uznano, że ospa została wyeliminowana i zaprzestano szczepień ochronnych. Obecnie wznowiono produkcję lekarstw na wieść, że Irak posiada tony amunicji zawierającej bakterie tej choroby.
Po raz pierwszy w historii terminu „cyberwojna” użyto w dokumencie państwowym, zamiast w książce z dziedziny fantastyki. Biały Dom ujawnił, że prezydent Bush polecił opracować wytyczne dla wojska, na jakich zasadach ma być przeprowadzony
atak na urządzenia komputerowe przeciwnika.
Podobne wytyczne zostały opracowane w przeszłości na wypadek konieczności użycia broni strategicznej, jak rakiety nuklearne. Pentagon pracuje intensywnie nad sposobami penetracji wrogich systemów komputerowych, zniszczenia komputerowych środków łączności, stacji telefonicznych, a nawet linii energetycznych. Powoli do użycia wchodzą nowe słowa jak cyberbroń, cyberatak, cyberżołnierz. Stratedzy wojskowi uważają, że nadejdzie taki dzień, że oficer przed komputerem skuteczniej (i taniej!) zniszczy stację radarową przeciwnika, niż oddział komandosów.
Nowe technologie wkraczają do medycyny wojskowej. Żołnierze wyposażeni zostali w
nowy typ bandaży,
który umożliwia zatamowanie krwi w ciągu dwóch minut. Bandaż nasycony jest substancją, która powoduje szybkie krzepnięcie krwi płynącej z przerwanej tętnicy. W razie nadmiernego wykrwawienia się, sanitariusz może zaaplikować sztuczną krew. Zaletą sztucznej krwi jest to, że nie musi być przechowywana w lodówce. Nad problemem udzielenia pierwszej pomocy na polu walki pracowano intensywnie od wielu lat. Lekarze wojskowi uważają bowiem, że większość zgonów powodowanych jest przez utratę krwi z ran, które wcale nie są śmiertelne. Chodzi tylko o przetrwanie kilku godzin w celu przetransportowania rannego do szpitala. Planuje się również wyposażenie sanitariuszy w kieszonkowe komputery, które służyłyby informacjami na tematy medyczne i pomogły w zastosowaniu odpowiedniego leczenia i doboru lekarstw.
Społeczeństwo amerykańskie jest podzielone w swojej opinii co do wojny z Irakiem, ale
większość popiera rozwiązanie siłowe.
Mówi Robert, 40-letni lekarz:
– Trzeba skończyć wreszcie z Husajnem i jego zapasami broni masowego rażenia. Jeżeli używał jej przeciwko swoim własnym obywatelom, to pewnego dnia nie zawaha się użyć także przeciwko nam.
Najwięcej rozterki przeżywają rodziny żołnierzy.
– Mój jedyny syn przebywa teraz w Afganistanie. Tak się boję o niego! – mówi 50-letnia Beth, księgowa. – Od trzech miesięcy zażywam pigułki na uspokojenie, inaczej nie mogłabym nawet pójść do pracy...
W telewizji często pokazywane są pożegnania coraz to nowych oddziałów wyruszających na drugą półkulę. Armia amerykańska składa się z zawodowców. Wielu żołnierzy ma żony i dzieci. Rozstanie nie należy do łatwych. Przygnębiające wrażenie sprawiła wiadomość, że ciała zabitych żołnierzy być może trzeba będzie spalić, w przypadku gdy dojdzie do użycia broni chemicznej lub bakteriologicznej. Aby wykluczyć możliwość przeniesienia chorób do Ameryki,
nie będzie można sprowadzić zwłok do kraju,
by tu je pogrzebać. Może to stanowić wyłom w dotychczasowej tradycji. Od czasów wojny wietnamskiej armia czyniła wszystko co możliwe, żeby przekazać rodzinie szczątki poległych. Według przepisów wojskowych, powinno to nastąpić w ciągu siedmiu dni. Wśród żołnierzy istnieje niepisane prawo, że na polu bitwy ryzykuje się nawet życie, aby wydostać poległych towarzyszy broni i zapewnić im godny pochówek.
ONZ – plama za plamą
Szeregi przeciwników wojny topnieją z dnia na dzień po wiadomościach dochodzących z ONZ. Niekończące się debaty, rezolucje nie przynoszące efektów, są zupełnie niezrozumiałe dla przeciętnego Amerykanina. Prasa lubuje się w doniesieniach ośmieszających ONZ-owską biurokrację. Wiele szumu narobiła wiadomość, że... Irak ma przewodniczyć konferencji do spraw rozbrojenia, która odbędzie się w maju tego roku. Niemniej zdziwienia wywołał fakt, że Libia... została wybrana przewodniczącym Komisji Praw Człowieka. O prawach człowieka będzie decydować kraj, którego rząd od wielu lat więzi, torturuje i zabija członków opozycji i którego agenci podłożyli bombę w samolocie Panamu i w dyskotece w Berlinie!
Z przykrością przyjmowane są głosy dochodzące z Europy,
zwłaszcza z Francji i Niemiec, zarzucające Stanom Zjednoczonym prowadzenia polityki neokolonialnej. Łatwo zrozumieć gorycz Amerykanów, którzy w minionym stuleciu trzykrotnie ratowali Europejczyków od utraty niezależności i wydali miliardy dolarów na pomoc po pierwszej i drugiej wojnie światowej.
Perspektywa wojny, szok po stracie promu kosmicznego, spadek kursu akcji na giełdzie przyczyniają się do wzrostu nastroju pesymizmu. Przedsiębiorstwa odkładają nowe inwestycje na później i znacznie chętniej zwalniają pracowników niż zatrudniają nowych. Inflacja jest ciągle bardzo niska, ale może łatwo się zwiększyć, gdy będzie rosła cena ropy naftowej. Od nowego roku cena benzyny wzrosła już o 8 procent i może łatwo podskoczyć w przypadku wojny. Linie lotnicze stoją na granicy bankructwa z powodu rosnących cen paliw i malejącej liczby pasażerów. Bardziej ostrożni ekonomiści nie przewidują nawet, żeby zwiększone wydatki wojskowe i koszty wojny ożywiły tak potężną gospodarkę jak amerykańska. Oblicza się, że wojna w Afganistanie i zamówienia sprzętu wojskowego podwyższyły produkt globalny o zaledwie pół procenta.
Jak może wyglądać wojna z Irakiem?
Według anonimowego eksperta, plany amerykańskie zakładają gigantyczny desant komandosów na stolicę i inne ważne punkty. W drugiej fazie przywieziono by do Bagdadu nowy iracki rząd uformowany na emigracji. Jego ochronę zapewniłyby arabskie oddziały wojskowe, które szkolone są obecnie w obozach na Węgrzech. Armia amerykańska posiada około 48 tysięcy żołnierzy sił specjalnych znanych jako Zielone Berety, Delta Force i Navy Seals. Działając z baz lotniczych na półwyspie Arabskim i z siedmiu lotniskowców mogłyby błyskawicznie opanować cały kraj i doprowadzić do upadku reżimu Husajna