Byłyśmy trzy kroki od samolotu kiedy otoczył nas oddział londyńskiej policji z Heathrow. Celowali do nas z karabinów i krzyczeli - Nie ruszać się!
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Byłam przerażona, Claudia zaczęła płakać, zsiusiała się ze strachu. Dopiero po kilku godzinach, które spędziłyśmy w obskurnej celi, powiedziano mi, że mój mąż Christopher oskarżył mnie o próbę porwania naszej córki.
Joanna dzisiaj się uśmiecha. Bez przerwy. Nie potrafi powstrzymać radości. Po czterech miesiącach walki w Brytyjskich sądach Claudia, jedyna, ukochana córeczka, jest już przy niej, w Polsce.
- Sama nie wiem, jak to wytrzymałam. Chyba po prostu musiałam. Przecież matka zniesie każde upokorzenie by odzyskać dziecko.
Najdłuższe wakacje
W czerwcu 2006 roku pojechałyśmy z Claudią do Port Talbot w Walii. Jak zawsze zatrzymałyśmy się u teściów, mąż miał dojechać jak tylko skończy pracę; był lektorem w jednej z lubelskich szkół językowych. Przyjechał w lipcu, ale zachowywał się dziwnie. Unikał mnie, nie chciał rozmawiać, denerwował się kiedy mówiłam do Claudii po polsku. Zaproponowałam wizytę w poradni małżeńskiej. Zgodził się bez przekonania. Byliśmy tam chyba ze cztery razy i... nic się nie zmieniło. Zmieniło się za to zachowanie teściów. Do tej pory tak mnie chwalili, że zaradna chociaż Polka. Że mieszkanie własne ma, a jak gotuje i dobra dla ich ukochanego jedynaka. Bardzo im się podobało w Polsce. Fotografowali się z moimi rodzicami na wspólnych obiadkach w ogrodzie. Wprost nie mogli się mnie nachwalić.
Tak było aż do tamtych wakacji.
Polska jest be
Wiem, że to brzmi irracjonalnie. Niby wykształceni ludzie - teściowa przedszkolanka, teść inżynier - ale zachowywali się jak bohaterowie kiepskiej telenoweli wenezuelskiej. Zaczęli chować rzeczy Claudii, które przywiozłam z Polski. Nie tylko trójkołowy, czerwony rowerek, ale nawet majtki i skarpetki. Teściowa wylewała do zlewu zupy, które gotowałam dla małej - wszystko co pochodziło z Polski było be. Łącznie ze mną.
We wrześniu Joanna powiedziałam mężowi, że chce wracać do domu. Miała rozpocząć atrakcyjną pracę, Claudia była zapisana do przedszkola, a Christopher też miał swoje obowiązki zawodowe w Lublinie.
- Wtedy powiedzieli mi, że zaginął paszport córki. Mąż próbował mi wmówić, że to ja zgubiłam ten paszport.
Joanna wyrobiła Claudii wtórnik dokumentu i Na 24 września zarezerwowała bilety do Polski.
Porywaczka w kajdankach
Pojechałyśmy na lotnisko Heathrow w Londynie. Claudia bardzo się cieszyła, że wraca do domu, do swojego pokoiku, ukochanych lalek i dziadków za którymi bardzo tęskniła. Dla wszystkich miała naszykowane małe prezenciki, nawet dla suczki moich rodziców, która jeszcze przed naszym odlotem się oszczeniła.
Przeszłyśmy kontrolę paszportową. Już dochodziłyśmy do samolotu kiedy nagle otoczyła nas grupa ubranych na czarno policjantów. Celowali do mnie i dziecka z wielkich karabinów, krzyczeli - Nie ruszać się! Stój! Nie wiedziałam o co chodzi, byłam przerażona. Sparaliżowana. Claudia strasznie płakała, zsiusiała się ze strachu, wbijała mi paznokcie w szyję, tak kurczowo się mnie trzymała.
Joannę zakuto w kajdanki i osadzono w celi na lotnisku.
Niech sika do śmietnika
Przez cztery godziny trzymali mnie tam z chorym dzieckiem bez wody, żywności, toalety. Zabrali mi wszystko: walizki, dokumenty, telefon, nawet zegarek. Prosiłam o ubranie dla córki, bo się zsiusiała, a ma chory pęcherz i nie może być w mokrych majteczkach. Nikogo to nie obchodziło. Prosiłam o dostęp do ubikacji, ale dali nam tylko kosz na śmiecie i powiedzieli, że tu mała może nasikać.
Ciągle nie wiedziałam co się stało. Miałam nadzieję, że to pomyłka, że zaraz nas stamtąd wypuszczą...
Po czterech godzinach do celi wkroczył policjant i oświadczył Joannie, że mąż oskarżył ją o próbę porwania Claudii, obywatelki Wielkiej Brytanii.
Polska very good
Siedząc w celi zastanawiałam się jak do tego doszło. Gdzie popełniłam błąd? Dlaczego mój - do tej pory kochający mąż - robi mi coś takiego?
Poznaliśmy się w Walii w 2002 roku. Ja szukałam pracy, Christopher był urzędnikiem w pośredniaku. Wiedziałam, że mu się podobam - takie rzeczy się czuje. Miałam 27 lat, on 29. Byliśmy szaleńczo w sobie zakochani. W 2003 wzięliśmy ślub w Lublinie, wkrótce urodziła się Claudia. Mieszkaliśmy wtedy w Cardiff i byliśmy szczęśliwi. Potem pojawiły się problemy ze zdrowiem córki. Lekarze walijscy nie zrobili jej nawet USG chociaż brzuch miała wielki i twardy jak kamień. Dopiero w Lublinie, w szpitalu na Chodźki dowiedziałam się, że moja czteromiesięczna córka ma ogromnego guza - na szczęście nie był złośliwy - który zaburza pracę narządów wewnętrznych. Profesor Jerzy Osemlak operował Claudię pięć godzin. Dzięki niemu moje dziecko nadal żyje. Wtedy Christopher pokochał Polskę.
Rodzina przeprowadziła się do Lublina.
Trzy tysiące dla prawnika
Z celi na lotnisku przewieźli mnie do aresztu w Swansea w Walii. Zrobili mi zdjęcia, pobrali odciski palców, próbkę DNA. Wypuścili po dwóch dniach przesłuchań. Zostałam w obcym kraju bez pieniędzy, mieszkania i bez dostępu do dziecka, które rzekomo chciałam porwać.
Prawnik, który miał mi pomóc w odzyskaniu córki zażyczył sobie trzech tysięcy funtów za prowadzenie sprawy, ale na rozprawie nie okazał się zbyt pomocny. Sędzina w ogóle nie chciała go słuchać. Liczyło się tylko to, że nienormalna Polka chciała porwać walijskie dziecko. Na szczęście pozwolili mi na przyjazd do Lublina: zwrócili paszport pod warunkiem, że wrócę za 10 dni.
Tyle czasu miała Joanna na zebranie dowodów i ratowanie dziecka.
Dochodzenie
Jak oszalała spisywałam zeznania świadków, fotografowałam nasze mieszkanie, udało mi się nawet zdobyć zaświadczenie z pracy męża. W geście rozpaczy trafiłam do Komitetu Ochrony Praw Dziecka i Ministerstwa Sprawiedliwości. Wtedy nie do końca rozumiałam co się dzieje, ale wypełniałam przesłane mi formularze, dosyłałam załączniki. Teraz wiem, że nasze Ministerstwo Sprawiedliwości wystąpiło z prośbą o interwencję w mojej sprawie do angielskiego urzędu zajmującego się nielegalnym przetrzymywaniem dzieci - International Child Abduction and Contact Unit. Wymiana pism pomiędzy polskimi i angielskimi urzędnikami była błyskawiczna. Przydzielono mi angielskich prawników, za których usługi nie musiałam płacić ani funta. Sprawa miała się toczyć już nie w Swansea, ale przed Sądem Najwyższym w Londynie. I teraz to nie ja była porywaczką.
O bezprawne przetrzymywanie Claudii został oskarżony Christopher.
Droga do domu
Wróciłam do Walii. Przed mężem i teściami nie mogłam się zdradzić. Aż do czasu uzupełnienia dokumentacji i uruchomienia wszystkich procedur nie mogli się dowiedzieć, że ostatecznej rozprawy w Swansea, której wyroku byli tak pewni, w ogóle nie będzie. Nie wiem kiedy dokładnie mąż otrzymał pismo o zmianie kwalifikacji sprawy rzekomego porwania Claudii. Musiał być bardzo zaskoczony. Odebrano mu paszport, otrzymał zakaz opuszczania kraju - teraz wiedział jak ja się czułam przez ostatnie miesiące.
Widywałam się z córką po 2 godziny dziennie. Claudia nie rozumiało o co chodzi. Za każdym razem kiedy musiałam oddać ją teściom strasznie płakała. A mi pękało serce. Ale chodziłam codziennie po 10 kilometrów żeby się z nią zobaczyć. Na taksówki nie było mnie stać. Mieszkałam kątem u przyjaciółki, jadłam tylko dlatego, że rodzice wysyłali mi z Polski paczki z jedzeniem.
Na rozprawie w Sądzie Najwyższym w Londynie byłam na wpół przytomna, ale skoncentrowana. Sędzia pochwaliła dowody jakie dostarczyłam i kompletnie zignorowała argument męża, że przebywając w Polsce dziecko będzie narażone na... szkodliwe promieniowanie w związku z wybuchem elektrowni atomowej w Czarnobylu. Wyrok zapał błyskawicznie - mąż przetrzymywał córkę bezprawnie, Claudia powinna wrócić do Polski, gdzie mieszka na stałe, z matką, która jest jej pełnoprawnym opiekunem.
12 grudnia 2006 roku Joanna odzyskała córkę.
Obrączkę zdjęłam na lotnisku
Claudia jeszcze budzi się w nocy z krzykiem, zdarza jej się zmoczyć prześcieradło, ale powoli wszystko wraca do normy. Chociaż nie wszystko. - Nadal się boję, że teraz mąż naprawdę będzie chciał ją porwać. Na wszelki wypadek schowałam paszport Claudii i złożyłam pozew o rozwód - Joanna nerwowo obraca na palcu złoty pierścionek z błękitnym oczkiem. Zaręczynowy. - Nie wiem dlaczego wciąż go noszę, chyba z przyzwyczajenia albo sentymentu. Bo obrączkę zdjęłam na lotnisku.