d Dwa lata chodzenia po lekarzach, pobyt w szpitalu, zabiegi chirurgiczne, masa zdjęć rentgenowskich, antybiotyków, wydanych pieniędzy i zjedzonych nerwów – Kamila Frankiewicz mówi, że tym zakończyło się dla niej usunięcie zęba. Rzekomy sprawca jej nieszczęść, dr Grażyna Maślanko, czuje się prześladowana bez powodu: – Nie popełniłam błędu. Mało tego: dałam więcej, niż lekarz powinien dać pacjentowi
Panią Kamilę rozbolał ząb
– To była ósemka – opowiada. – W Instytucie Stomatologii przy Karmelickiej trafiłam na doktor Grażynę Maślanko. Miała akurat zajęcia ze studentami. Ząb był trudny od usunięcia, ale jakoś poszło.
Po usuniętej ósemce pozostała opuchlizna i stan zapalny. Pani Kamila poszła z tym do prywatnego gabinetu stomatologicznego. Tam dentystka rozpoznała ropień i wysłała ją z powrotem do Klinki Chirurgii Instytutu Stomatologii, czyli do dr Maślanko. Od pani doktor pacjentka dostała antybiotyki i zlecenie na zabiegi laserem. Nie pomogło.
Ponownie odwiedziła instytut. Zrobiła zdjęcia rentgenowskie. Wycięli jej ropnia, w którym znaleźli gronkowca złocistego. Przy zabiegu asystowała dr Maślanko.
Potem pojawił się drugi ropień. I znowu zabieg wykonany przez dr Maślanko. Po zabiegu Kamila Frankiewicz leżała na Oddziale Kliniki Chirurgii Szczękowo-Twarzowej SPSK nr 1. Minął jakiś czas.
– Wcale nie czułam się lepiej – opuszcza głowę, kiedy o tym mówi. – Stan zapalny doprowadził do tego, że trzeba było usunąć kolejny ząb.
Więc kolejna wizyta u dr Maślanko. Mijały miesiące. Znowu stan zapalny, leki, zdjęcia rentgenowskie... I tak w kółko.
– Pani doktor, ta u której byłam prywatnie, a z którą przez cały czas się kontaktowałam, pierwsza wpadła na to, że w dziąśle może być korzeń po usuniętej w 2000 roku ósemce. I że z jego powodu to wszystko – mówi Kamila. – Poszłam do jej kolegi stomatologa, który też to potwierdził. Niestety, doktor Maślanko nie przyjmowała do wiadomości tego, co mówią inni lekarze.
Powtarzała, że korzenia nie zostawiła – i już
Tymczasem – jak mówi pani Kamila – infekcja pogłębiała się.
– Przerzuciła się na węzły chłonne – wspomina. – Znowu wizyty u lekarzy. W efekcie w szpitalu MSWiA usunęli mi jeden węzeł. Ale stan zapalny rozszerzył się na inne węzły. Laryngolog nie wiedział co robić, więc wysłał mnie do hematologa i onkologa. Zrobiłam szereg badań, które nie potwierdziły nowotworu.
W końcu pani Kamila pojechała do Warszawy na tomografię komputerową. W badaniu wyszło, że w dziąśle jednak tkwi fragment korzenia.
– Doktor Maślanko, kiedy to usłyszała, powiedziała: „Niemożliwe!” – wspomina pacjentka.
Przystąpiła jednak do rewizji, czyli do przeszukania dziąsła.
– Trzeba było kroić dziąsło i przeszukiwać kość – mówi pacjentka. – Pani doktor powiedziała, że nic tam nie znalazła.
Ból i drętwienie twarzy nie ustąpiły.
– Lekarze sugerują mi powtórne przeszukanie zębodołu, Mówią, że coś tam jeszcze musiało zostać. Ostrzegają jednak, że zabieg jest niebezpieczny i grozi porażeniem nerwu twarzy.
• Dlaczego przez ten cały czas chodziła pani na leczenie i zabiegi właśnie do pani dr Maślanko?
– Bo wszyscy stomatolodzy radzili mi, bym szła do niej. Bo to ona usuwała zęba, więc pamięta jego ułożenie, zabieg i powinna dokończyć sprawę. Poza tym uważam ją za dobrego chirurga, mimo błędu, który popełniła. Boli mnie tylko, że się do niego nie przyznała.
Grażyna Maślanko ma 25 lat praktyki
Leczy pacjentów i uczy studentów w Instytucie Stomatologii w Lublinie. Pani doktor łzy kręcą się w oczach.
– Chce mi się płakać, bo mi przykro – mówi. – Poświęciłam tej pacjentce tyle czasu, w tym prywatnego, ile lekarz nigdy pacjentowi nie poświęcił. Pani Kamila wydzwaniała do mnie w dzień i w nocy, gdy byłam w pracy i na urlopie. Mówiła o wielu sprawach, nie tylko o zębach. Opowiadała mi o tym i o tamtym. Wysłuchiwałam. Myślałam sobie, że jest samotna i potrzebuje z kimś porozmawiać. To moja wina, że pozwoliłam pacjentowi wkroczyć w swoje życie prywatne.
Dr Grażyna Maślanko zapewnia, że wszystkie zabiegi, przez które przeszła Kamila Frankiewicz, nie miały żadnego związku z ósemką, którą jej usunęła w 2000 roku.
– Przez cały czas leczyła się u mnie. Przychodziła z kolejnymi zębami. Niech mi pani powie, jaki pacjent leczy się u lekarza przez 3 lata, jeżeli uważa go za złego lekarza i nie ma do niego zaufania? Chociaż ona powiedziała mi kiedyś, że ma do mnie zaufanie jako do lekarza, ale nie jako do człowieka...
– Do jakiego błędu miałam się przyznać? – pyta dr Maślanko. –Zdjęcia rentgenowskie, które wykonywały i opisywały znane osoby z instytutu, nie wykazywały, żeby tam został korzeń. Węzeł chłonny też nie ma związku z zębem. Konsultowałam jej dolegliwości z kolegami. Dopiero, jak zobaczyłam wynik tomografii komputerowej z Warszawy, natychmiast zrobiłam rewizję. Proszę mi wierzyć: tam był milimetrowy wierzchołek korzenia, który w niczym nie przeszkadzał. Mógł tam zostać i nic by się nie stało. Ale ona się uparła i rewizję zrobiłam. Teraz ręczę swoim autorytetem, że w jej dziąśle nic nie ma.
Kamila Frankiewicz wyjmuje teczkę grubą na trzy palce
Teczka zawiera dokumentację historii chorobowej od 2000 roku. Są w niej też pokserowane pisma i skargi kierowane do najróżniejszych instytucji w Polsce.
Jest m.in. skarga do dyrekcji SPSK nr 1, któremu Instytut Stomatologii podlega.
– Na wniosek dyrekcji Komisja Lekarzy Orzeczników PZU przyznała mi 9 tys. zł za trwały uszczerbek na zdrowiu, wynoszący 7 proc. – pani Kamila pokazuje pismo.
Czytamy w nim m.in.: za utracone zarobki 1399 zł, koszt zakupu leków 924 zł, koszt laseroterapii 707 zł, koszty badań, zdjęć rtg, tomografii, konsultacji, przejazdów do Warszawy 1 tys. zł. Pozostałe roszczenia – o zwrot kosztów rozmów telefonicznych i SMS-ów, testu alergologicznego – zostały oddalone.
Jest skarga do Okręgowej Izby Lekarskiej w Lublinie.
– Tam moja sprawa leżała rok i 8 miesięcy. Jak mogli, tak przedłużali jej rozpatrzenie.
W końcu jednak rozpatrzyli.
– Nie nazwę tego błędem w sztuce lekarskiej, ale biegli uznali, że doszło do niedopatrzenia – mówi dr Janusz Hołysz, rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy OIL w Lublinie. – Dlatego skierowałem wniosek o ukaranie do Sądu Lekarskiego. Ten jeszcze werdyktu nie wydał.
Jest też zawiadomienie do prokuratury.
– Wszczęliśmy postępowanie, ale zostało zawieszone do połowy lipca. Czekamy na opinię biegłego z Warszawy – informuje Andrzej Jeżyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Jest też pozew do sądu cywilnego. Pierwsza rozprawa już się odbyła. Kamila Frankiewicz żąda od szpitala 54 tys. zł odszkodowania.