Dwie podobne kobiety. Podobny problem. Niechciane dziecko. Dwa różne rozwiązania
Kiedy dowiedziały się że są w ciąży, były bardzo młode. Miały mnóstwo pytań. Przede wszystkim do siebie i do Boga. Dziś uważają, że podjęły dobrą decyzję. Ich własną decyzję...
Ewa jest piękną, młodą kobietą. Promienna i uśmiechnięta dla wszystkich. Nikt nie wie, że kryje w sobie tajemnicę śmierci własnego dziecka. Kiedy dowiedziała się, że zaszła w ciążę, miała siedemnaście lat. Dziś twierdzi że to był gwałt. Jego sprawcą był mężczyzna dużo starszy i na dodatek pochodzący z egzotycznego kraju Wtedy bała się cokolwiek powiedzieć. Zwłaszcza że nikt jej nie zmuszał, by poszła do jego domu. Może powinna krzyczeć i uciekać. Nie zrobiła tego. Później to już nie było ważne. Była w ciąży.
– Miałam mieć dziecko, ale mieć go nie chciałam – wspomina Ewa. – Była szkoła, obowiązki. Wiedziałam też, że mama nie ucieszy się z tego, że zostanie babcią.
Przez głowę Ewy przebiegało mnóstwo myśli. Jedna była najważniejsza. Co zrobić, aby było tak jak dawniej. – Może wyjdę na wyrachowaną kobietę, ale wahań nie miałam żadnych. Wydawało mi się, że dziecko przekreśli całe moje życie. Nie czułam potrzeby zostania matką – mówi.
Adopcji nie brała pod uwagę. – Przez dziewięć miesięcy nie dałoby się ukryć, że jestem w ciąży. Nie wiem też czy mogłabym je oddać, po tym jak trzymałabym syna czy córkę na rękach. Wolałam je usunąć, niż urodzić i wsadzić do beczki – wyjaśnia.
Ojciec dziecka obiecał pomóc w pozbyciu się problemu. Postawił tylko jeden warunek – milczenie. Aborcji dokonano w klinice w Austrii. Wyjechali na tydzień. Rodzicom musiała skłamać, że jedzie do koleżanki.
Droga ewakuacyjna
Dostała tyle zastrzyków, że nie pamięta, co się z nią działo. Robiła to, co jej kazali. Dostała znieczulenie miejscowe i środki uspokajające, bo bez przerwy płakała. Nie patrzyła na narzędzia, lampy, fartuchy. Czuła że ktoś coś robił, ale nie odczuwała bólu. – Wiedziałam tylko, że to jedyne wyjście. Ucieczka od odpowiedzialności i większych problemów – mówi Ewa.
Następnego dnia sumienie zaczęło dawać o sobie znać. Ile mogło ważyć jej dziecko? Ile mierzyło centymetrów?. Nie chciała tego wiedzieć. To tylko przedłużałoby cierpienie - twierdzi.
O swojej decyzji nie myślała w kategorii zabójstwa. Traktowała ją jako drogę ewakuacyjną z ciemnego korytarza. Próbowała uruchomić mechanizm wyparcia – nie pamiętać, nie wspominać. Ale po zabiegu wszystko kojarzyło się jej tylko z jednym. – Wszędzie zauważałam matki z dziećmi. Oglądałam wózki, ubranka. Patrzyłam i myślałam, że odebrałam to swojemu dziecku – mówi. – Teraz prowadziłabym go do trzeciej klasy.
Pragnie mieć rodzinę. Dziecko chce urodzić świadomie. Ale obawia się, że wrócą bolesne wspomnienia. – Może dlatego tak trudno zbliżyć mi się do mężczyzny. Nie wiem, czy by zrozumiał moją przeszłość. Jednego jestem pewna. Dziecko to fantastyczny dar. Jeżeli go się oczekuje.
Mieć wybór?
– Wiele razy zadawałam pytanie: Panie Boże dlaczego? – opowiada. – Tłumaczyłam sobie, że skoro mamy wolną wolę, to miałam wybór. Przypominałam sobie jednak, że w chwili kiedy byłam u ojca dziecka, nie miałam żadnego wyjścia.
Aborcja jest dla niej wyborem dokonanym przez kobietę. Dlatego uważa, że zabranianie takich zabiegów jest ingerowaniem w wolę kobiety. – Kobieta powinna być świadoma tego co robi. Powinna wiedzieć, że taki czyn zostawi uraz na dnie duszy. Ale to ona powinna stwierdzić, czy będzie potrafiła z tym żyć. Nikt inny – mówi.
Zdecydowała się, że urodzi
Podobnie myśli Magda. Była w podobnej sytuacji. Kiedy rozstała się ze swoim chłopakiem, nie wiedziała, że nosi w sobie jego dziecko. Zauważyła to dopiero po kilku tygodniach. – Nie chciałam mieć nic wspólnego z ojcem dziecka. Nie chciałam też tego maleństwa, które cały czas by mi go przypominało – opowiada. – Jedna z koleżanek powiedziała, że pomoże. Dała mi namiary na kobietę, która zajmuje się takimi problemami – mówi.
Pod wskazanym adresem nie znajdowała się ani przychodnia, ani prywatna lecznica. W obskurnym mieszkaniu, w ciemnym pokoju, na środku stał fotel. Dookoła walały się jakieś ręczniki, brudne miski, wiadra. – Wybiegłam stamtąd. To miejsce mnie przerażało – wspomina.
Nadal jednak nie chciała urodzić. Dlatego szukała specjalistów od niechcianych ciąż. A czas mijał. – Pamiętam, że siedziałam w pokoju i okropnie płakałam. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Czułam się taka samotna i opuszczona. Chwilami odechciewało mi się życia. Wtedy też zaczęłam rozmawiać z moim dzieckiem. Tak – z moim dzieckiem. Tak je wtedy nazwałam – przypomina. – Chciałam mu wytłumaczyć, dlaczego robię tak, a nie inaczej. To było takie usprawiedliwianie się.
Pod czas tej rozmowy po raz pierwszy poczuła, że dziecko, które jest w niej, naprawdę żyje. Kopnięcie od środka, było tego dowodem. Tego dnia właśnie zadecydowała, że urodzi. – Podobno kobieta, która nie miała instynktu macierzyńskiego nabywa go w momencie pierwszych ruchów dziecka. Ja jestem tego najlepszym przykładem – mówi przytulając Adama.
Rozmowy o przeszłości
Urodziła i nie żałuje. Jest samotną matką. Dumną z tego, że nie poddała się i nie poszła inną drogą. Ma wiele problemów, ale radzi sobie. Pomaga jej mama, babcia, a nawet ojciec Adasia.
Zastanawia się, czy kiedyś powie synowi o wcześniejszych dylematach. Boi się, ze jeśli nie ona, to ktoś inny na pewno go o tym poinformuje. – Tylko jak o tym powiedzieć? – zastanawia się. – Na pewno jeszcze nie teraz, bo nie zrozumie. Ale kiedyś jak będzie starszy. Mam nadzieję że nie będzie miał mi za złe, że go nie chciałam. W końcu najważniejsze jest to co zrobiłam, a nie to co miałam zrobić.
Cieszy się, że sama zadecydowała. – Co innego słyszeć rady, a co innego nakazy. – Jeśli kobieta sama tego nie czuje, to po co ma się męczyć. Czy lepiej by zabiła już żywe dzieci? – pyta, trzymając na rękach małego Adasia – synka, którego mogłoby nie być na świecie. – Więc dlaczego ktoś ma decydować za mnie. Chyba lepiej, że na świat będą przychodzić tylko kochane i oczekiwane dzieci.