Spotkaliśmy się na konwencji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. W sali widowiskowej Filharmonii Lubelskiej zgromadzili się zwolennicy Platformy Obywatelskiej. Najpierw była wielka feta – entuzjazm, owacje. Potem pamiątkowe zdjęcia, autografy. Czekaliśmy długo, ale opłaciło się. – Nie jem obiadu – powiedział Donald Tusk. – Jak wszyscy pójdą jeść, to porozmawiamy. Tak też się stało.
d
Byłem całkiem normalny
– Jako młody człowiek byłem całkiem normalny – zaczyna rozmowę Donald Tusk. Siedzimy w gabinecie dyrektora Filharmonii Lubelskiej. Tylko tutaj znaleźliśmy spokojne miejsce. – Byłem najnormalniejszym, przeciętnym młodym człowiekiem – kontynuuje Tusk. – Interesowały mnie książki. Lubiłem dużo czytać. Grałem w piłkę nożną. Zresztą gram do tej pory. To właściwie było całe moje życie. No i jeszcze dziewczyny...
• To kiedy zaczął się pański romans z polityką?
– To był całkowity przypadek. Był rok 1977, a ja byłem studentem. Uczyłem się na Uniwersytecie Gdańskim. Ale wielu z moich kolegów wyjechało na studia do Krakowa. Kiedy zaczęły się Juwenalia, pojechałem ich odwiedzić. Normalnie – porozmawiać, piwko wypić. Jak to studenci. Chciałem się po prostu dobrze pobawić.
• I z tej zabawy wyłoniła się miłość do polityki?
– Wtedy wzięliśmy udział w jakimś pochodzie. Było bardzo wielu studentów. Dopiero po pewnym czasie dowiedziałem się, że to manifestacja. Bo wtedy zamordowali Stanisława Pyjasa, studenta, który był dla ówczesnej władzy niewygodny. I inni studenci nie przeszli obok tego obojętnie. Wziąłem udział w bojkocie Juwenaliów. A polityką zająłem się po powrocie do Gdańska.
Zdenerwowałem się na władzę
• Ta manifestacja tak bardzo panem wstrząsnęła?
– Raczej to, co potem usłyszałem w telewizji. Pokazali manifestację, a komentarz był taki, że to wrogowie ludu i państwa sieją zamęt wśród prawych obywateli. Strasznie się wtedy na tę władzę zdenerwowałem. Bo nie lubię jak ktoś kłamie. To był początek. A w dodatku mieszkałem na Wybrzeżu. Wiadomo, co się tam działo. Do sprawy Pyjasa doszło jeszcze wspomnienie Grudnia. To wystarczyło, żebym się zaczął interesować sprawami Polski.
• I zajął się pan polityką...
– Można tak powiedzieć. Chociaż polityka w ówczesnych czasach była bardzo ryzykownym zajęciem. Traktowałem ją trochę jak hobby. A potem z tego hobby zrobiło się całe życie.
• Czyli – zawód polityk?
– Nie. Ja zresztą nie jestem w polskim parlamencie non stop. Nie byłem tam przez wszystkie kadencje. Wykonywałem już tyle zawodów...
• Jakich?
– Skończyłem historię, więc jestem historykiem. Byłem nauczycielem. Potem dziennikarzem i wydawcą. Udało mi się też pracować jako alpinista przemysłowy. W 1982 roku zacząłem pracę w Spółdzielni Prac Wysokościowych. I tam pracowałem aż do 1989 roku. To mój najdłuższy staż pracy. I chyba w tym zawodzie czułem się nieźle. Potem nadeszła wielka polityka...
O wielkiej polityce słów kilka...
• Jest pan posłem, wicemarszałkiem Sejmu. Chyba najtrudniejszego, najbardziej krnąbrnego Sejmu, jaki w Polsce obradował...
– To trudna sprawa... Czasami czuję wielki wstyd. Bierze mnie obrzydzenie.
• Na tę całą sytuację?
– Na to, że jestem w takim miejscu. Że całe dnie spędzam w Sejmie, który, jak pokazały ostatnie miesiące, jest miejscem dla nieprzyzwoitych ludzi.
• Tylko, że to, co pan mówi, jest pewną sprzecznością
– No właśnie! Bo mimo wszystko tkwię tam. Wściekam się na to, ale tkwię. Tylko, że świadomość, że mam nieraz do czynienia z nędznymi kreaturami, motywuje.
• A co pan czuje, kiedy prowadzi pan obrady, a niżej jakiś poseł robi z Sejmu istne widowisko?
– Strasznie to przeżywam. Jeśli się ktoś wygłupia, to jeszcze pół biedy. Po prostu czekam, aż przestanie. Upominam, tłumaczę...
• A jeśli to nie są wygłupy?
– Kiedy słyszę oszczerstwa kierowane pod adresem uczciwych osób, kiedy jestem świadkiem wystąpień tak plugawych, że chciałbym się zapaść pod ziemię, wtedy po prostu mam mdłości.
• I nie ma pan czasem ochoty wychylić się ze swojego miejsca i trzasnąć takiego delikwenta na mównicy po głowie?
– Aż tak to nie. Zresztą po co robić coś, co kompletnie nie odnosi skutku. Niektórzy są niereformowalni.
Kobiety w polityce
• Ci, którzy robią z Sejmu cyrk, to mężczyźni. Może zatem czas oddać władzę kobietom?
– Ja mam na ten temat dwie teorie...
• Pierwsza:
– Polityka to nie miejsce dla kobiet. To kłębowisko samych najgorszych instynktów i emocji. Począwszy od chamstwa, brutalności, bezwzględności, na cynizmie i trywialności kończąc. Kobiety są zbyt delikatne. Szkoda byłoby wypaczać ich poczucie sprawiedliwości, ładu, estetyzmu, dobrego smaku.
• A druga?
– Kobiety w polityce to błogosławieństwo. Łamią ten samczy porządek, który się w polityce rozpanoszył. Bo mężczyźni myślą tylko o tym, jak by tu przewodzić. Jak być pierwszym. I to jest bardzo złe. Niestety. Kobiet w polityce jest mało. A może wcale nie? Może powinny się zajmować godniejszymi sprawami? W każdym razie chyba są nam potrzebne.
• Na lubelskiej liście kandydatów Platformy Obywatelskiej do europarlamentu jest tylko jedna kobieta...
– Tego właśnie nie rozumiem. Na wszystkich naszych listach jest więcej kobiet. I są na wyższych pozycjach. Sam to nadzorowałem. Nie wiem, dlaczego w Lublinie jest tylko jedna kandydatka. Ale za to jaka! Na pewno ma wielkie szanse w starciu z bandą chłopaków.
* * *
Rozmowę przerywa nam jeden z kolegów Donalda Tuska:
– Już po obiedzie – mówi. – Czas na nas. Jedziemy do Opola.
– Ale my jeszcze nie skończyliśmy... – Tusk na to. – A może dokończymy rozmowę przez telefon? Proszę sobie zapisać mój numer. Tylko, że... ja go nie pamiętam. To może pani da mi swój? Oddzwonię na pewno. Z trasy.
• A teraz, na koniec, co mi pan jeszcze powie?
– Jestem uczciwym człowiekiem i zależy mi na Polsce. Przysięgam!
Podniósł przy tym prawą rękę do góry. Rozstaliśmy się, ale nie na długo. Zadzwonił, jak obiecał.
* * *
– To o co jeszcze mnie pani zapyta?
• Powie mi pan coś, o czym jeszcze nie wie nikt?
– O tym, o czym nie wie nikt, nie wie nikt. I ja tego nie mogę powiedzieć. Bo to leży tak bardzo głęboko na dnie mojego serca. Tam nie sięga się codziennie.