Na stres związany z brakiem pracy reagują inaczej. Dariusz Tylutko depresją . - Jak wychodzę na balkon... - mówi - mam taki odruch, żeby skoczyć i mieć wszystko z głowy. Jego żona Bożena reaguje porywczością i wybuchami płaczu - Gdybym miała tysiąc złotych, to bym się piętami w dupę biła. Z 82 złotych zasiłku rodzinnego na miesiąc muszą utrzymać siebie i dwie córki.
Równo tydzień temu zapukałam do drzwi ich mieszkania w wieżowcu na Kalinie. Starsza córka Ewa, licealistka, już poszła do szkoły. Młodsza, gimnazjalistka Joanna, była w domu. To ładna i szczupła blondyneczka. I wrażliwa, bo w czasie naszej rozmowy, której się przysłuchiwała, przeżywała wszystko. I to bardzo.
Już na pierwszy rzut oka widać, że
mieszkają skromnie.
• Bez pracy jesteście obydwoje? - zaczęłam
- Bez pracy i bez zasiłku dla bezrobotnych - rozpoczął rozmowę Dariusz, 43-letni, postawny mężczyzna.
Widać było, że przepełnia go olbrzymi smutek, a rezygnacja przygniata.
- 21 lat przepracowałem w przetwórni zakładów mięsnych - mówił cicho i spokojnie.
Spoglądał w okno, a słowa sączyły się powoli.
- Po technikum tam poszedłem. Od lutego ubiegłego roku jestem bezrobotny. Przez sześć miesięcy brałem zasiłek. Od września nie mam zasiłku. Nie mam pracy...
Jego 38-letnia żona Bożena jest wybuchowa. Ale serce ma na dłoni.
- Pracowałam. A to na giełdzie, a to w Aldiku, a to w drobnym handlu - szybko i głośno wylicza ostatnie miejsca pracy. - No - wszędzie. I jako sprzątaczka, i ekspedientka, i siostra PCK. Nawet w zieleni miejskiej, bo z wykształcenia jestem ogrodnikiem. Nie wstydzę się pracować. Ale stałej pracy nie mam od czterech lat.
• No to jak sobie radzicie?
Na dzieci mają przyznany zasiłek rodzinny - 82 złote i 40 groszy na miesiąc. To ich jedyny stały dochód. Z niego żyje czteroosobowa rodzina.
- No, naprawdę tyle wczoraj wziąłem - zapewnia mnie Dariusz.
- Z tego oddałam już 30 zł długu - Bożena zaczyna płakać. - Zostało 50... Nawet nie wiem, co mam za to kupić. A żeby dostać ten zasiłek,
trzeba przeżyć szok.
- Uspokój się - Dariusz próbuje łagodzić emocje żony. A mi wyjaśnia, że chodzi o procedurę. Okazuje się, że, aby dostać zasiłek rodzinny trzeba najpierw przedstawić zaświadczenie z urzędu skarbowego o dochodach.
- No przecież gdybym ja miała jakiś dochód, nie chciałabym tych 82 złotych! - denerwuje się pani Tylutko.
• - No, to jak sobie radzicie? - ponawiam pytanie. - Przecież macie na utrzymaniu dwie córki. Jedna 14 lat. Druga 17 lat. Potrzebują na podręczniki, ubranie...A tu 82 zł na wszystko.
-To niech pani nam powie, jak mamy żyć?
Jak żyć nie mając pracy?
- Jest tragicznie - mówi Dariusz. - Gdyby nie pomoc rodziców, egzystencja rodziny byłaby niemożliwa. Ale oni też nie bardzo mają z czego nam dawać, bo żyją z 600-złotowych emerytur.
- Pokażę jeszcze coś - Bożena przerywa rozmowę i wybiega z pokoju. Przynosi pismo z opieki społecznej informujące o przyznaniu rodzinie jednorazowego zasiłku. - Proszę... 40 zł - śmieje się z goryczą. - I tu jest napisane, że dają na buty i wyżywienie.
- Przecież to jest śmieszne - komentuje Dariusz. - Poseł zarabia 10 tys. zł miesięcznie.
- Gdybym miała tysiąc złotych to bym się piętami w dupę biła! - Bożena krzyczy i płacze jednocześnie. - Miałabym opłacone i czynsz, i światło. I na jedzenie. No - wszystko!
Dariusz wzdycha ciężko:
- Jest tragicznie. Człowiek po prostu się załamuje. W depresję wpada.
Co jakiś czas jakaś drobna pomoc kapnie jednak rodzinie Tylutko. Oprócz stałego zasiłku rodzinnego mają od miasta dofinansowanie do czynszu. Ale i tak nie dają rady z opłatami. Mają kilkumiesięczne zaległości. Z opieki społecznej dostali bilet na przejazdy komunikacją miejską dla starszej córki. Dla młodszej obiad w szkole. Z tego obiadu to czasami korzysta cała rodzina.
- Jak dziecko jest chore, idę do szkoły - mówi pani Tylutko. - Pakują mi w słoiki na wynos. Przynoszę do domu i
cała rodzina potrafi się najeść jednym obiadem.
Dariusz:
- Wstaję o szóstej rano. Przyzwyczaiłem się przez 20 lat pracy do takiego wstawania. Dziewczyny szykują się do szkoły. Robię im śniadanie. Wychodzą. Ja wyglądam przez okno. Już jestem w takiej depresji...Patrzę i zazdroszczę ludziom, że idą do pracy. Potem telewizor. Urząd Pracy. Pracy nie ma. Czekanie na dzieci. Ugotowanie jakiegoś obiadu. Mam coraz czarniejsze myśli. Jak wychodzę na balkon... Mam taki odruch, żeby skoczyć i mieć wszystko z głowy.
Bożena:
- Zasypiam przed czwartą nad ranem. Nie mogę spać. Czytam. Jak mam głowę ciężką od myśli, to coś lekkiego. Na przykład romanse. Telewizja może nie istnieć. Denerwuje mnie. Wstanę o dziewiątej, jak mnie mąż obudzi. Jak pchnie do życia. Potem wyjdę gdzieś. Przejdę się po sklepach, żeby zobaczyć, czy nie wiszą jakieś ogłoszenia o pracy.
Są dni, kiedy zaglądają do zasiłkowni. Tak nazywają urząd pracy. Ale, jak mówią, nie wynieśli stamtąd żadnej oferty. A szukali w firmach, na własną rękę?
- Trzeba mieć na bilety, żeby pojeździć po Lublinie. Czy bezrobotni bez prawa do zasiłku nie powinni mieć darmowych przejazdów MPK? Łatwiej byłoby tej roboty szukać - postulują obydwoje.
• Jakie macie marzenia?
- Ja marzę, żeby pracować - Bożenie łamie się głos.
- Jeżeli jest praca, są pieniądze. A