Zdecydowanym zwycięstwem Prawa i Sprawiedliwości nad opozycją zjednoczoną pod szyldem Koalicji Europejskiej zakończyły się niedzielne wybory do Parlamentu Europejskiego. To jednak dopiero początek wyborczych emocji, bo niebawem ruszy kolejna kampania, przed jesiennymi wyborami do Sejmu i Senatu.
45,38 proc. głosów i 27 mandatów dla Prawa i Sprawiedliwości, 38,47 proc. i 22 mandaty dla Koalicji Europejskiej - to najważniejsze rozstrzygnięcia niedzielnych wyborów.
Próg wyborczy przekroczyła jeszcze Wiosna Roberta Biedronia, która z poparciem 6,06 proc. wprowadziła do Europarlamentu troje kandydatów. Z ogólnopolskich komitetów „pod kreską” znalazły się: Konfederacja (4,55 proc.), Kukiz’15 (3,69 proc.) i Lewica Razem (1,24 proc.).
Strategiczna frekwencja
– Samo zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości nad Koalicją Europejską zaskoczeniem nie jest, bo na to wskazywały przedwyborcze sondaże. Zaskakująca jest jednak wynosząca aż siedem punktów procentowych przewaga PiS. Spodziewano się mniejszej różnicy – przyznaje prof. Andrzej Podraza, politolog z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Jego zdaniem głównym powodem takiego stanu rzeczy jest rekordowa frekwencja, która w skali kraju wyniosła 45,68 proc. – To przede wszystkim sukces strategii wyborczej PiS. Odegrała ona bardzo dużą rolę. Widzieliśmy wyraźnie, że kampania partii rządzącej była nakierowana przede wszystkim na mobilizację wyborców i oparta na analizach dotyczących tego, gdzie należy jeździć i w jaki sposób docierać do ludzi. W przypadku Koalicji Europejskiej widać było marazm. Nawet wśród jej członków pojawiły się wzajemne oskarżenia, że aktywność liderów nie była tak duża. Są oczywiście pewne wyjątki, jak Bartosz Arłukowicz czy Radosław Sikorski, ale ich bardzo dobre wyniki były efektem bezpośredniego dotarcia do wyborców. Wydaje się, że koalicja uznała, że i tak do wyborów nie pójdzie zbyt wiele osób, a jeśli tak się stanie, to będą głosowały przede wszystkim żelazne elektoraty i wtedy wynik będzie bardzo dobry.
Kwestie europejskie
Drugim po strategii wyborczej elementem decydującym o końcowym rozstrzygnięciu według politologa było to, że eurowybory potraktowano jak wybory do parlamentu krajowego.
– Kwestie europejskie nie były w tej kampanii aż tak istotne. Bardzo wyraźnie widoczne było to, że PiS zaprezentowało kolejną „piątkę” złożoną z obietnic i to zostało w dużej mierze „kupione” przez wyborców. Z kolei jeśli chodzi o Koalicję Europejską, to poza tym, że przedstawiała się jako „antyPiS”, to nie mieliśmy tu konkretnego programu wyborczego i w tym należy upatrywać głównej przyczyny porażki – ocenia prof. Podraza.
Co dalej z Koalicją?
Już podczas wieczoru wyborczego w sztabach dwóch największych ugrupowań nie zabrakło odniesień do mających się odbyć jesienią wyborów do Sejmu i Senatu. Jeszcze przed eurowyborami wielu ekspertów komentowało, że mogą one zostać potraktowane jako przedbiegi przed batalią o miejsca w polskim parlamencie.
– Te wyniki mogą mieć przełożenie na jesienne wybory. Największy znak zapytania związany jest jednak z kształtem Koalicji Europejskiej – twierdzi prof. Podraza.
Wątpliwości dotyczą przede wszystkim dalszej obecności w koalicyjnym komitecie Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ludowcy wstępując do obozu zjednoczonej opozycji podkreślali, że na razie porozumienie dotyczy jedynie wyborów do Parlamentu Europejskiego. Już po opadnięciu wyborczego kurzu z szeregów PSL dało się natomiast słyszeć głosy, że nie ma mowy o poszerzeniu Koalicji Europejskiej o Wiosnę Roberta Biedronia, za czym opowiadali się niektórzy politycy Platformy Obywatelskiej. Inna sprawa, że sam Biedroń wielokrotnie podkreślał - i ostatnio to stanowisko powtórzył - że interesuje go tylko i wyłącznie samodzielny start jego ugrupowania.
– Ale znaków zapytania jest o wiele więcej. Jeśli chodzi o PSL, to w grę będą wchodziły kwestie światopoglądowe. Teraz już nie będzie można tak jak przed wyborami do Parlamentu Europejskiego stwierdzić, że różnice nie są aż tak istotne i można iść razem. Tutaj ten problem się pojawi. A wiadomo, że będziemy mieli do czynienia z ostrą walką między PiS i PSL o wyborców na wsi - ocenia politolog z KUL.
Krzysztof Hetman o PSL w Koalicji Europejskiej
Pyrrusowe zwycięstwo?
Posłami do Parlamentu Europejskiego zostało wielu rozpoznawalnych polityków, którzy byliby pewniakami do zajęcia czołowych miejsc na listach w jesiennych wyborach parlamentarnych. Z kandydatów Koalicji Europejskiej oprócz wspomnianych Arłukowicza i Sikorskiego do Brukseli wybiera się m.in. Ewa Kopacz. Znacznie dłuższa jest lista osób, których jesienią do boju nie będzie mogło posłać Prawo i Sprawiedliwość. Tu można wymienić m.in. nowe europosłanki z województwa lubelskiego: Beatę Mazurek i Elżbietę Kruk, ale także Beatę Szydło, Joachima Brudzińskiego, Elżbietę Rafalską, Beatę Kempę czy Patryka Jakiego.
– Sądzę, że to może być pewien kłopot i to bardziej istotny dla PiS. Można nawet próbować postawić tezę o swego rodzaju pyrrusowym zwycięstwie. Do europarlamentu dostało się wiele osób z pierwszego szeregu tej partii, które w dużej mierze był twarzami ugrupowania, a teraz w pewnym sensie znikną z krajowej polityki. Znalezienie ludzi, którzy będą ich oczywistymi następcami i tak mocno będą przyciągać wyborców, może nie być takie łatwe – ocenia Andrzej Podraza.