Kiedy widzi się 40-letniego mężczyznę sklejającego czołg, część ludzi ogarnia śmiech, a w głowie rodzą się myśli o dużych dzieciach.
- Pasjonuję się II wojna światową od szkoły podstawowej. Zawsze lubiłem czytać o sprzęcie militarystycznym - mówi Imieliński.
- Mój dziadek opowiadał mi o historii wojskowości. Często wspominał II wojnę, w której sam brał udział. Tak zaszczepił we mnie nutkę miłości do przeszłości - opowiada Jarosław Sitarz z Gryfic.
- Swoją przygodę z modelarstwem zaczynałem w podstawówce - dodaje Stanisław Jabłoński z Lublina. Początki zawsze są podobne.
To poezja
- Zaczynaliśmy od prostych zestawów. Poświęcaliśmy na nie wszystkie oszczędności, bo były zwyczajnie drogie - wspomina Jabłoński. Na szczęście potem było pod każdym względem lepiej: - Pojawiły się nowe farbki, modele, kleje i farby dzięki którym można było się tym zajmować o wiele poważniej.
Większość modelarzy specjalizuje się w II wojnie światowej. Jak wytłumaczyć tak monotematyczne zainteresowanie? - Naprawdę nie potrafię - przyznaje Andrzej Galiński ze Świdnika. - Ja zajmuję się okrętami wojennymi. Ich składanie jest poezją. Samolotów produkowano tysiące, a pancerników co najwyżej dwadzieścia.
Dwadzieścia unikatowych egzemplarzy i ja mam możliwość złożenia jednego z nich...
Cierpliwość żon i mężów
Żeby zostać dobrym modelarzem, trzeba mieć przede wszystkim cierpliwość. - W tej profesji to rzecz najważniejsza. Sklejasz pięć razy ten sam element i ciągle nie wychodzi. To może zdenerwować - opowiada Jabłoński.
Nie da się ukryć, że ważna jest również precyzja. Dzieje się tak zwłaszcza w modelarstwie kartonowym, którym zajmuje się Sitarz. - Elementy są bardzo małe, więc trzeba mieć dużo sprawności w dłoniach, aby przy wycinaniu nie poniszczyć poszczególnych części - ocenia modelarz.
Podobnej cierpliwości uczą się również ich żony. - Od początku mojego małżeństwa przyjęliśmy taką zasadę, że ja będę mógł spokojnie sobie działać w mojej pracowni. Przecież to lepsze niż siedzenie pod budką z piwem. A dzięki modelarstwu umiem wszystko zrobić w domu. Jestem człowiekiem złotą rączką - śmieje się Jabłoński. - Kłaść glazurę nauczyłem się w pół godziny. Poszedłem do sklepu, postałem pół godziny przy fachowcach, wróciłem i położyłem ją w domu.
Albo miesiąc, albo trzy lata
Modelarze to osoby bezwzględnie oddane swojej pasji. - Zdarzają się dni, że wstaję o 6 rano. Godzinę później już kleję. Potrafię to robić bez przerwy do 20 - opowiada Jabłoński.
Złożenie modelu to bardzo żmudna praca. - Najpierw trzeba kupić odpowiedni egzemplarz; taki, który ma już pewną renomę na rynku. Teraz, dzięki Internetowi, jest to o wiele łatwiejsze. Kiedyś kupowało się kota w worku - tłumaczy Jabłoński. - Potem należy opracować plan przeróżnych przeróbek i zapoznać się z malowaniem.
Do tego służą filmy, książki i eksponaty muzealne. Model musi jak najbardziej odzwierciedlać rzeczywistość, więc konieczne jest, aby miał identyczne wyposażenie. Samo sklejanie i malowanie to najbardziej czasochłonna zabawa.
Ile to trwa?
- Znam ludzi, którym zajmuje to miesiąc, a znam takich co sklejają model przez trzy lata. - barwnie opisuje Jabłoński.
Klub sobie złożyliśmy
- Ślęcząc godzinami nad czołgiem czy samochodem mogę się odstresować. To dla mnie odskocznia od problemów dnia codziennego. Poza tym w każdym egzemplarzu, który składam zapisana jest jakaś historia. Ktoś w takim czołgu walczył, strzelał i ginął. Dzięki mojej pracy mogę ożywić ten sprzęt - zaznacza Imieliński, członek klubu ZTS Lublin.
ZTS Lublin to bardzo ciekawa inicjatywa. Założono go w 2003 r. Jego ojcami jest trójka pasjonatów z Lublina: Robert Danilczuk, Jabłoński i Imieliński. - Jeździliśmy na różne zawody. Nasi koledzy z innych województw byli pozrzeszani w różne kluby, a my zawsze startowaliśmy indywidualnie. Pewnego dnia, na wystawie w Zgierzu, postanowiliśmy zjednoczyć nasze siły i złożyć ZTS. Co oznacza skrót ZTS? Zrób to sam - wyjaśnia Imieliński.
Co to jest
Modelarstwo to zresztą nie tylko pasja. To prawie sport. - Jak wędkarstwo. Tuż za naszą południową granicą jest ono obecne w każdej szkole. Na Węgrzech odbywa się jedna z największych imprez modelarskich na świecie. Na miejscowe zawody zjeżdżają tysiące pasjonatów z całej Europy. Tam nikt nie zadaje sobie pytania czy to jest sport - mówi Jabłoński.
Imieliński jest jednak odmiennego zdania. - Sport to za duże słowo. Zawody są świetną okazją do spotkania się z przyjaciółmi i wymienienia doświadczeń, ale nie rywalizacji. Mi tak naprawdę nie zależy na nagrodach, medalach i odznaczeniach.
- W Lublinie największe zawody to Lubelskie Spotkania Modelarskie, które odbyły się w miniony weekend. Wzięło w nich udział aż 240 osób z całej Polski oraz Litwy - wyjaśnia Danilczuk.
Sport czy nie, nasi bohaterowie nie wyobrażają sobie życia bez sklejania.