Mogłem być wzorowym obywatelem, chodzić do nudnej pracy, żyć z dnia na dzień i marzyć o czymś lepszym.
W tamtym czasie liceum plastyczne było dla mnie głównie miejscem spotkań towarzyskich. Rozpocząłem swoją przygodę z alkoholem, a nauka i twórcze działanie nie interesowały mnie w ogóle. Po lekturze "Sądu” wszystko się zmieniło. Zacząłem rysować. Najpierw pojedyncze kadry, postaci, twarze. Próbowałem układać plansze, naklejając je na kartkę. Wszystko kończyło się na jednej, góra dwóch stronach. Bez tekstu, końca i początku.
Alicja
Zaczęło się od bardzo osobistego tekstu. Główną postacią była dziewczyna - Alicja, w której się wtedy strasznie kochałem. Była to moja forma wyznania tego co czułem. W inny sposób pewnie nigdy bym tego nie zrobił... Komiks powstał w zasadzie sam. Narysowałem go z dnia na dzień i uświadomiłem sobie, że to właściwie nic trudnego. Co prawda, adresatka niewiele z tego zrozumiała, ale praca wysłana na ogólnopolski festiwal do Łodzi zdobyła wyróżnienie i znalazła się w katalogu wystawy. Tym samym stając się moją pierwszą publikacją.
Ula
Po obronie dyplomu w 2000 roku rozpoczął się w moim życiu bardzo dziwny okres. Włóczyliśmy się z Ulą po kolejnych stancjach, jeździłem stopem po Polsce, piłem dużo i często. Poznawałem uroki życia, które dla wzorowych obywateli byłyby raczej niestrawne. Mimo tego całego zgiełku, który mnie otaczał, nadal rysowałem komiksy. Rozpocząłem studia na kierunku grafika, zacząłem pasjonować się malarstwem, a do swoich zwykle czarno-białych plansz dodałem kolor.
Kaczmarski, Cave, Czyżykiewicz, Lynch
Zacząłem czytać poezje Nick'a Cave, książki Clive'a Barker'a, słuchać tekstów Budzyńskiej i Czyżykiewicza. Obejrzałem masę filmów, właśnie pod kątem słowa. Ucząc się od takich mistrzów, jak Simon Bisley, Alex Ross, Beksiński, czy Dali, próbowałem konstruować krótkie historyjki w taki sposób, jak Dawid Lynch prowadził tok akcji w swoich filmach.
Swoje poszukiwania pokazywałem znajomym i profesorom. Od tych drugich coraz częściej zacząłem słyszeć, że to co robię jest dobre. Że niewiele wprawdzie z tego rozumieją, ale są "za” i chętnie widzieliby mnie jako adiunkta. Rzuciłem studia.
Być może była to zła decyzja. Pociągnęła za sobą tok wypadków, które kończyły się na ul. Południowej 5. Ale dziś z dystansu patrzę na to właściwie bez żalu.
Więzienie
Jak do tej pory zdążyłem już stać się alkoholikiem, eksperymentowałem z różnymi używkami, dużo lepiej czułem się w gronie bezdomnych i pijaczków niż szanowanych tego świata. Teraz od pięciu i pół roku jestem w więzieniu.
Może tak musiało się stać? Może to wszystko było mi potrzebne? Nie uważam więzienia za coś złego. To tylko miejsce, do którego jestem teraz przywiązany.
Prawie od samego początku nastawiałem się na katastrofę. Więc wyrok, rozstanie z Ulą, izolacja i sam koloryt zakładu karnego nie złamał mnie. To tylko konsekwencje, które muszę ponieść.
Dziś widzę wokół siebie ludzi, którzy tracą czas, odliczając z uporem kolejne dni wyroku. Czekają na wolność jak na zbawienie. A przecież nic takiego się nie stanie. Po wyjściu będzie tylko życie.
Świat zgwałconego Boga
Obecnie pracuję na kilkoma projektami. Mam już 154 plansze albumu "Świat zgwałconego Boga”. Docelowo komiks ma mieć 200 stron.
Staram się podnosić poprzeczkę. Odkrywam nowe techniki, sposoby kompozycji. Nie ograniczam się tylko do komiksu. Robię okładki, ilustracje, trochę maluję i piszę.
Uczę się żyć. Poznaję ludzi i uczę się z nimi przebywać. To dość drastyczna sceneria, bo jestem na nich skazany 24 godziny na dobę.
Jestem trzeźwiejącym alkoholikiem, dużo się modlę. Wiem, że mam życie przed sobą. Nie mniej, nie więcej tylko życie. I nie zamierzam go zmarnować.