Rozmowa z Marcinem Michotą, piłkarzem Motoru Lublin
- Jak zdrowie, będziesz mógł rozpocząć przygotowania do rundy wiosennej 10 stycznia z resztą drużyny?
– Wszystko dobrze, mogę wracać do normalnych treningów. Na zajęciach zespołu pojawiałem się już w końcówce listopada, ale wtedy nie uczestniczyłem jeszcze w gierkach i sytuacjach kontaktowych. Od początku przygotowań będę mógł jednak ćwiczyć na sto procent. Oficjalnie zakończyłem rehabilitację po kontuzji we wtorek 28 grudnia. W sumie minęło już osiem miesięcy od mojej operacji i cieszę się, że mam to już za sobą, bo to pierwszy tak poważny uraz, jakiego doznałem. Mam nadzieję, że ostatni.
- Co było najtrudniejsze podczas tych wielu miesięcy rehabilitacji?
– Na pewno wypadnięcie z tej codziennej rutyny. Do tej pory zawsze uczestniczyłem w treningach z drużyną. A ostatnio musiałem się skupiać na pracy indywidualnej. I wykonałem naprawdę kawał roboty, liczę, że efekty tej pracy będą widoczne. Z nogą wszystko jest już OK. Nie odczuwam bólu, ale wiadomo, że to noga po operacji i nigdy nie będzie już taka sama, będzie oczywiście lepsza. Najważniejsze dla mnie jest pomóc zespołowi i grać w pierwszej jedenastce.
- Ostatni raz w lidze zagrałeś w kwietniu 2021 roku. Chyba nie możesz się już doczekać powrotu na boisko?
– Na pewno. Sporo czasu minęło, więc człowiek tęskni za tym wszystkim. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Przez te ostatnie osiem miesięcy miałem tak naprawdę swój własny okres przygotowawczy. Wiadomo, że trochę innego kalibru, ale jestem gotowy, żeby wrócić.
- Pewnie żałujesz przede wszystkim, że koło nosa przeszedł ci mecz z Legią Warszawa. Poprzedni raz Motor zagrał z „Wojskowymi” 30 lat temu…
– Wiadomo, że każdy, kto gra w piłkę chciałby zmierzyć się z mistrzem Polski. Bardziej jednak żałuję, że nie udało nam się awansować do kolejnej rundy. Motor pokazał się jednak z dobrej strony i niewiele brakowało, żeby sprawić niespodziankę w spotkaniu z tak utytułowanym rywalem. Na tle mistrzów chłopaki pokazali, że potrafią grać w piłkę. Mimo porażki po tym spotkaniu były naprawdę same pozytywy.
- Na prawej stronie defensywy, czyli twojej nominalnej pozycji Motor miał sporo problemów. Szybko urazu doznał też Adrian Dudziński, a później grali tam także: Piotr Kusiński i Filip Wójcik…
– Zawsze, kiedy byłem zdrowy, to na prawej stronie było sporo zawodników do rywalizacji. Teraz rzeczywiście ta prawa obrona była mocno kontuzjowana i trener musiał szukać innych rozwiązań. Uważam, że „Wujo” naprawdę nieźle sobie poradził. Dla mnie nie ma jednak znaczenia, czy gram na prawym, czy na lewym boku, najważniejsze, żeby pomóc zespołowi. Nigdy się nie obawiałem i nie poddałem w walce o skład. Tak samo będzie teraz, już od pierwszego treningu.
- Ciężko było aż tak długo śledzić poczynania Motoru tylko w roli kibica?
– Oglądałem wszystkie mecze, ale z wysokości trybun. I na pewno, kiedy jeszcze niedawno biegało się z chłopakami po boisku, a teraz można było patrzyć na to wszystko tylko z perspektywy trybun, to nie było przyjemnie. Niestety, nie mogłem nic na to poradzić. Kibicowałem chłopakom, a teraz mam nadzieję, że znowu będę mógł pojawić się na boisku.
- Jesteś zaskoczony, że Motor zakończył 2021 rok dopiero na siódmym miejscu w tabeli?
– Liga jest długa i jeszcze sporo meczów zostało do rozegrania. Na pewno nadal wierzymy, że bezpośredni awans do pierwszej ligi jest realny. Tym bardziej, że pod koniec rundy naprawdę złapaliśmy formę. Były niezłe występy w lidze, a do tego ten w Pucharze Polski przeciwko Legii Warszawa. Naprawdę dobrze to wyglądało, także w obronie, gdzie rywale mieli problem ze stwarzaniem sytuacji. Jak będziemy grali w ten sam sposób po wznowieniu rozgrywek, to uważam, że spokojnie powalczymy o znacznie lepsze miejsce w tabeli.