Rozmowa z Mariuszem Lecykiem, królem strzelców bialskiej klasy okręgowej
Piłkarz Gromu Kąkolewnica, zwycięzcy ligi okręgowej, zdobył w zakończonym sezonie 30 bramek. To najlepszy wynik ze wszystkich snajperów na tym poziomie rozgrywkowym.
- Jest pan zadowolony ze strzeleckiego dorobku?
– Rok temu, jeszcze jako zawodnik Unii Żabików, też wygrałem klasyfikację strzelców. Wówczas miałem na koncie 25 goli. Jest postęp, a więc trudno nie być zadowolonym. Ważny jest też fakt, że żadna z tych bramek nie została zdobyta ze stałego fragmentu gry, z wolnego bądź rzutu karnego. Wszystkie padły po akcji. Wprawdzie miałem jedną okazję do strzelenia gola ze stałego fragmentu – z rzutu karnego w spotkaniu z Tytanem Wisznice. Jednak… nie wykorzystałem „11”.
- Którą zdobytą bramkę będzie pan długo pamiętał?
– Myślę, że trafienie w meczu pierwszej rundy, na wyjeździe z Sokołem Adamów. Wygraliśmy 5:1. Przymierzyłem z woleja po długim rogu. Piłka zatrzymała się na bocznej siatce bramki, oczywiście od wewnątrz.
- W którym spotkaniu najtrudniej było o strzelenie gola?
– O… tutaj było kilka takich okazji. Ubolewam, że w dwóch spotkaniach z ŁKS Łazy nie udało mi się wpisać na listę strzelców. W pierwszej rundzie na wyjeździe był bezbramkowy remis, w drugiej przegraliśmy u siebie 0:3. Środka defensywy rywala pilnowali dwaj rośli obrońcy, których bardzo trudno było sforsować. Najtrudniej było mi trafić było do bramki w spotkaniu w Młodzieżówką Radzyń Podlaski, na zakończenie pierwszej rundy. Dosyć długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Dopiero w 91 i 93 minucie, a więc już w doliczonym czasie gry pokonałem bramkarza przeciwnika. Mecz zakończył się naszym zwycięstwem 2:0.
- Mimo wygrania ligi okręgowej, Grom Kąkolewnica nie zgłosi się do rozgrywek IV ligi. To przykre dla klubu, ale przede wszystkim dla was piłkarzy?
– Na początku sezonu plany i zamiary były takie, że podejmujemy temat walki o IV ligę. W Kąkolewnicy stworzony został ciekawy zespół i klimat do gry na wyższym poziomie. Tym bardziej, że Grom już kiedyś występował w IV lidze. Piłkarze grają po to, aby osiągać coraz wyższy poziom sportowy. Były także plany przygotowania infrastruktury do spełnienia wymogów licencyjnych. Niestety, decyzja radnych gminy, stosunkiem głosów siedem do sześciu, zamknęła drogę do większego wsparcia finansowego klubu. Przed rokiem, grając w Unii Żabików, po wygraniu rozgrywek ligi okręgowej, klub także nie zdecydował się na przystąpienie do IV ligi. O wszystkim decydują pieniądze.
- W tej sytuacji można spodziewać się, że kadra zespołu, który wywalczył awans, posypie się przed nowym sezonem?
– Myślę, że tak nie będzie. W Gromie zbudowaliśmy ciekawy zespół. Jeśli będą roszady, to na pewno pojawią się nowi zawodnicy. W tym tygodniu mamy spotkanie w klubie i będziemy wiedzieć więcej.
- A pan zostaje w Gromie na kolejny sezon?
– Myślę, że nadal będę się bawił w grę na poziomie ligi okręgowej. Gdyby drużyna jednak została zgłoszona do IV ligi, na pewno nie zostałbym w Gromie. Taki plan miałem przed rokiem w Żabikowie, tak też byłoby w Kąkolewnicy. Na dzisiaj jeszcze nie zapadła ostateczna decyzja o odejściu. Taką możliwość oceniam w stosunku 50 na 50 procent.
- Chyba jeszcze długo będzie taka sytuacja, w której mistrz bialskiej klasy okręgowej nie zdecyduje się na podjęcie wymagań wynikających z awansu do wyższej klasy rozgrywkowej?
– Tak naprawdę wszystko zależy od miasta, gminy, która wspiera klub. Wiadomo, że gra w IV lidze to większe koszty, ściągnięcie lepszych zawodników, kontrakty dla nich, dojazdy, więcej treningów, czasami zmiana trenera. Jeśli klub stać na poniesienie większych wydatków, znajdą się fundusze, to i IV liga będzie w danym mieście czy miejscowości. W przeciwnym razie, nie ma o czym rozmawiać.
- Grom Kąkolewnica, drugi w klasyfikacji ŁKS Łazy, też nie zdecydował się na grę w IV lidze. Widzi pan jakiś zespół w bialskiej klasie okręgowej, który w nowym sezonie podejmie się wygrania ligi i w pełni skorzysta z awansu?
– Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.