W pięciu ostatnich meczach w 2024 roku Motor zanotował cztery zwycięstwa i remis. W sobotę podzielił się punktami z Rakowem Częstochowa. Jak sobotnie spotkanie oceniają trenerzy obu zespołów?
Mateusz Stolarski
– Pierwsze 20 minut Raków strzelił bramkę i to był nasz słaby moment. Myślę, że rywale mogli pokusić się o wyższe prowadzenie. To była część meczu, w której gospodarze najbardziej nas zdominowali i zasługiwali przynajmniej na dwie bramki przewagi. Po przetrwaniu tego momentu odrobiliśmy straty, zaczęliśmy trochę szybciej operować piłką i mieć większą kontrolę w jej posiadaniu, bo to był nasz problem. Raków zbierał drugie piłki i zrobił się mecz faz przejściowych, a to było idealne dla Rakowa. W pierwszym tempie nie szli do pressingu, chcieli wymusić podania do środka, aby tam odbierać piłki i próbować kontr. My wdaliśmy się w taką grę. Po odrobieniu strat dostaliśmy trochę tlenu, Raków miał częściej piłkę, ale aż tak mocno nie zagrażał. Gdyby jednak do przerwy schodził z zapasem jednej-dwóch bramek, to nie mielibyśmy pretensji.
– Jeżeli chodzi o drugą połowę, to byliśmy bardziej stabilni, chociaż przeciwnik miał swoje szanse, ale my pierwsi mieliśmy taką konkretną Bartka Wolskiego. Potem udało się trafić. To zarządzanie meczem na końcu, ja jestem zadowolony. Wiem, że przeciwnik odrobił straty, ale po stałym fragmencie, zamieszaniu, gdzie było trochę chaosu. Mieliśmy plan, żeby zatrzymać ich w półprzestrzeniach, tam była największa presja naszych skrzydłowych, żeby nie było dośrodkowań. Co za tym idzie dobra ochrona pola karnego i niezła postawa Kacpra Rosy, który utrzymał nas przy życiu, jeżeli chodzi o pierwsze fragmenty, kiedy przegrywaliśmy tylko 0:1. W końcówce też wprowadził sporo spokoju. Ostatecznie cenimy ten punkt. Jesteśmy ambitni i chcieliśmy dowieźć prowadzenie, ale dla Rakowa to już 11 meczów bez porażki. To zespół, który ma inne cele i jest w innym momencie budowania, my do dwóch lat będziemy chcieli być na tym poziomie, jeżeli chodzi o nasze cele. Teraz szanujemy punkt, mamy ich 28 i to niezła zaliczka, żeby zrealizować ten cel i zdobyć ich na koniec sezonu 40.
Porównania z Rakowem...
– Ja przede wszystkim próbuję się rozwijać, powiedziałem, że jestem złodziejem pomysłów, lubię wdrażać sprawdzone rzeczy i adaptować je do miejsca, w którym jestem, bo każda organizacja ma swoje wymagania i możliwości. Raków na przestrzeni lat jest dobrze prowadzonym klubem na wielu płaszczyznach, poza bazą i stadionem mają wiele rzeczy, które powodują, że mogą walczyć o najwyższe cele. Ja nie chciałbym wybiegać za bardzo w przyszłość i mówić, że spróbujemy pobić Raków i być mistrzem w kolejnym sezonie. Motor powinien rywalizować sam ze sobą i każdego dnia stawiać sobie wyższe cele, my jako sztab tak robimy, to widać od 2 lat. Jeżeli chodzi o porównania obu klubów, to my od razu awansowaliśmy do ekstraklasy i tak mamy rok do przodu, natomiast cieszę się, że są takie kluby jak Raków, które pokazują, że proces treningowy i sumienna praca każdego dnia, mimo że jestem mniejszy, to możesz rywalizować z tymi większymi klubami. Mamy w Lublinie możliwości, żeby w przyszłości myśleć o czymś dużym, ale nie chcę się zamykać w ramy czasowe.
W czym tkwi sekret Motoru...
– Dużo się o mnie mówi, zainteresowanie moją osobą poszło w górę i wiele środowisk wyróżnia mnie w tym procesie, to jednak jest złudna i tylko jedna część. Ja zdaję sobie sprawę, jakie mam mocne strony, ale też mam zdecydowanie więcej tych słabszych. Staram się tak dobierać ludzi do sztabu, żeby mnie uzupełniali i żebym mógł im zaufać. Dwa dni przed meczem sztab zaproponował trening i ja powiedziałem po prezentacji tego treningu, że się nie zgadzam, że to zły trening. Skoro jednak prowadzicie i jesteście odpowiedzialni za ten proces, to byłbym idiotą, gdybym wam to uciął tuż przed końcem rundy. To jest coś co nas wyróżnia, to jest sztab ludzi pełnych pasji, z wielką wiedzą i każdy ma swoje talenty. Kolejna rzecz, to zespół, przed którym zastanawiam się co przed nimi jeszcze postawi opinia publiczna. Rok temu mieliśmy nie awansować, teraz jeden z portali wyliczył, że Motor zdobędzie w całym sezonie 27punktów, a mamy ich już 28. Piłkarze cały czas mnie zaskakują i kiedy myślę, że to ich sufit, to oni pokazują, że się mylę. Ostatnia rzecz – to są ludzie pracujący w klubie w innych działach niż piłka. Te struktury są wzmacniane, osobami, które są z tym klubem, które mają go w sercu. Ja sobie ten klub pożyczyłem na chwilę. Są ludzie i społeczność w Lublinie, która przeżywa w tej dekadzie najlepsze chwile, bo nie widziała Motoru w ekstraklasie. Ta społeczność też jest wielką siłą. To jest ten sekret, sekret dużej wiary, poparty procesem treningowym, innowacyjnym szkoleniem oraz właścicielem dającym środowisko do rozwoju. Ale i pracownikami w klubie i synergią między drużyną, klubem, a środowiskiem, w którym się znajduje. Trudne momenty są łatwiejsze, kiedy wokół masz dobrych ludzi. My mieliśmy wiele trudnych momentów podczas naszych awansów, ale zawsze byliśmy razem i tak naprawdę razem, nie pod publiczkę, to jest największy sekret klubu i tych dobrych lat odkąd dołączyłem do Motoru.
Powtarzalność to największy atut...
– Staramy się tak tworzyć proces treningowy, żeby zawodnicy czuli, że gra im się łatwiej. Ta powtarzalność jest kluczowa. Najłatwiej analizuje się nas, bo każdy wie, w jaki sposób będzie grał Motor, Motor się nie zmienia, wysoki pressing, będzie chciał przejąć inicjatywę z piłką, ma plan na przetrwanie trudnych momentów. Analiza jest łatwa, ale sekret powtarzalności jest najważniejszy, zawodnicy nie muszą myśleć, bo zrobili to tyle razy, że nie muszą myśleć, jak wsiadają na rower, bo robią to automatycznie, podobnie staramy się doprowadzić, żeby w naszej grze było jak najwięcej automatyzów i powtarzalności.
Marek Papszun (Raków Częstochowa)
– Sam mecz był bardzo dobry w naszym wykonaniu, wszystko się zgadzało oprócz wyniku. Ilością szans można by obdzielić kilka meczów w tej rundzie. Niestety, nie wygraliśmy. Taki miałem odbiór z ławki, że już w 22 minucie powinno być po meczu. Sytuacje było na 3:0 lub 4:0. Tak w piłce jest, że jak nie wykorzystujesz szans, tracisz na chwilę koncentrację, jeden zły moment w obronie niskiej, a do czasu zdobycia gola przeciwnik nie był w stanie zrobić kompletnie nic. Rzut rożny i znowu nie zachowaliśmy się zgodnie z naszymi zasadami, podaliśmy rywalom rękę. Nadal mieliśmy swoje sytuacje. Druga połowa wyglądała inaczej, bo już tak nie dominowaliśmy w kontekście sytuacji. Dobrze wyglądaliśmy z piłką, w całej połowie chyba 70:30 plus dobrą skuteczność podań, co wcześniej nie było regułą. Daliśmy jednak moment przeciwnikowi, gdzie trafił w słupek i zaraz strzelił bramkę po bardzo dobrych akcjach. Motor wykorzystał swoje momenty niemal perfekcyjnie, bo z trzech sytuacji zrobił dwie bramki, a my z dziewięciu też dwie. Jeżeli mogę mieć jakieś zastrzeżenia, to tylko do skuteczności, a takich nie miałem przez całą rundę. Szkoda, ze ona się już kończy, bo te dwa ostatnie mecze były bardzo dobre w naszym wykonaniu. Straciliśmy w nich tylko za dużo bramek. Taka jest piłka, jak tworzysz bardzo dużo sytuacji, to możesz nie wygrać. Gratuluję rywalowi zdobycia punktu, bo to sztuka przetrwać, wierzyć i znaleźć swoje szanse, żeby Rakowowi zagrozić. Pod tym kątem to był wymagający rywal, który nie odpuszczał, cały czas starał się być aktywny i nam przeszkadzać. Za to wywozi jeden punkt z Częstochowy.