Myślę, że miłość jest połączona z wiarą, że trzeba wierzyć drugiemu człowiekowi, który wyraża tę miłość. Albo poddaje się tej miłości. Miłość to wiara w te same intencje i wartości oraz zaufanie do drugiej osoby. Przede wszystkim szacunek i dbanie o miłość jest ważne, bo to ona łączy ludzi. Zazdrość i zawiść niszczy relacje międzyludzkie dlatego izolujemy się od ludzi zawistnych i toksycznych. Choroba zweryfikowała przyjaźnie i znajomości – Rozmowa ze Stanem Borysem, polskim muzykiem, kompozytorem, aktorem i poetą
Ta historia zaczyna się od miłości. Najpierw zaprosiłeś Annę na swój koncert w Arizonie?
– A potem zabrałem ją w czerwone góry Sedony. To była nasza pierwsza randka i początek miłości.
Dlaczego czerwone góry Sedony?
– To gigantyczne czerwone skały, kaniony, granitowe łuki i widoki, które zapierają oddech w piersiach. Widoki, które budzą zachwyt, pozwalają na medytację. Cudowne góry i cudowne kolory. To są góry miłości.
Miłość narodziła się z medytacji?
– Ta miłość narodziła się z nas.
Co urzekło cię w Annie?
– Pewien rodzaj szlachetnych wartości i dobrego serca, które okazuje ludziom i zwierzętom każdego dnia. Na co dzień Ania jest serdeczna i sympatyczna i uśmiechnięta. Bije od niej dobra i pozytywna energia.
Ile jesteście razem?
– W tej chwili to już trzynaście lat. Udaje nam się być razem, pomimo mojego dość skomplikowanego charakteru. To nie polega na tym, że nie można ze mną dojść do porozumienia. Po prostu: jestem bardzo wymagający i obowiązkowy, i mam życiowe zasady, których się trzymam.
Miłość to bycie razem na dobre i na złe. Te trudne i bolesne bywają sprawdzianem miłości. Chciałbym, żebyśmy wspomnieli twój udar. To stało się w 2019 roku?
– Grałem w tenisa. Nagle jeden z kolegów przerwał mecz i powiedział do mnie: Stan, zauważyłem, że ciągniesz lewą nogę po korcie. Odwieźli mnie do domu. Nazajutrz miałem lecieć na spotkanie z Anią, która zrobiła mi 13 koncertów w Ameryce na 10 rocznicę naszego poznania się.
Zabroniłem kolegom, żeby powiedzieli Ani o tym. Ale mnie nie posłuchali. Zadzwonili, odwołała koncerty i po tygodniu przyleciała do Polski. Wracając do udaru, kilka dni później miałem taki incydent, że upadłem w domu, ale złapałem się poręczy i podciągnąłem do góry. Zadzwoniłem do przyjaciela doktora i mu opowiadam o tym. A on do mnie: Dzwoń po karetkę, bo masz udar. A ja do niego: Jak to, ja tu chodzę z rakietą tenisową i mam dzwonić po karetkę?
Co dalej?
– Dwa tygodnie na oddziale udarowym szpitala bielańskiego pod bardzo dobrą opieką lekarzy i rehabilitantów. Potem przewieźli mnie do szpitala MSWiA na rehabilitację poudarową, która trwała prawie trzy miesiące. Następnie kontynuowałem krótką rehabilitacje w Konstancinie, z którego przewieziony zostałem na oddział kardiologiczny z powodu koniecznych badań wieńcowych i serca.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że pacjenci po udarze, wożeni na wózkach, bardzo martwili się, że bliscy ich zostawią, że będą zdani tylko na sanitariusza lub dom opieki.
– Tak było, skarżyli się do mnie, mówiąc, że jak to pięknie jest, że taka pani Ania jest przy mnie cały czas, a do nich, ktoś z rodziny zajrzy raz w miesiącu, albo w ogóle. To jest bardzo trudny temat, bo przecież rodzina nie zawsze dysponuje czasem lub warunkami aby zająć się chorym. Mimo tego w moim przypadku Ania oddała mi całkowitą uwagę i opiekę abym doszedł do lepszej formy.
Co czułeś na wózku?
– Przepraszam za te słowa, ale byłem strasznie wkurzony, że muszę używać tego wózka. Tym bardziej, że lekarze nie dawali większych nadziei.
Ale może dlatego, z tygodnia na tydzień i z dnia na dzień, zacząłem powoli chodzić za tym wózkiem. Najciekawsze było to, że jak zaczęła przychodzić do mnie pani doktor logopedii, to ja na ćwiczeniach recytowałem wiersze Norwida. Bardzo się dziwiła, a zarazem cieszyła, że nie mam afazji mimo paraliżu nerwu dziewiątego, dziesiątego oraz siódmego. Te nerwy umieszczone są w części twarzy i gardle. Lekarze zalecali różne ćwiczenia i terapie a między innymi recytację mojej poezji i piosenek – wtedy coraz lepiej mówiłem.
Norwid, twój ukochany poeta, pomógł ci w mówieniu?
– Oczywiście, że tak. Mówiłem „Fortepian Szopena”, trwało to siedem minut, ćwiczyłem wargi, język i głos, który powoli wracał.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że twój głos jeszcze śpi. Kiedy występowałeś na Europejskim Festiwalu Smaku w 2021 roku, kiedy spotkałeś się z fanami w Radiu Lublin, recytowałeś Norwida w Muzeum Ziem Wschodnich Dawnej Rzeczypospolitej, kiedy w końcu po raz pierwszy od udaru zaśpiewałeś w Archikatedrze Lubelskiej, mieliśmy wszyscy wrażenie, że twój głos się budzi do śpiewania.
– Dzisiaj muszę powiedzieć, że mój głos w dalszym ciągu śpi, dzieje się tak z powodu niedyspozycji nerwu dziewiątego i dziesiątego, to są pozostałości po udarze. Paraliż był lewostronny, więc cześć nerwów w obwodzie oddechowym też była ograniczona.
To wszystko wymaga nieustannej, systematycznej rehabilitacji, którą niestety przerwał covid 19 i zamknięcie ośrodków rehabilitacji na długi okres czasu. Byłoby na pewno lepiej, ale przez brak rehabilitacji w okresie 2020 roku zrobiło się znowu gorzej. Jest wiara i ponownie kontynuuję ćwiczenia i rehabilitację aby to, co zostało wypracowane, nie poszło na marne. Gdybym nie miał wiary i determinacji, to taki pacjent po udarze traci ochotę na jakakolwiek rehabilitację i leczenie.
Ale widzimy na relacjach fotograficznych w mediach społecznościowych, że w Ameryce występujesz na scenie, bierzesz udział w wydarzeniach artystycznych, wyglądasz bardzo dobrze?
– Moje obecne występy są częścią mojej rehabilitacji. Walczę ze słabościami i ograniczeniami cielesnymi jakie spowodował udar. Jest też blokada mentalna, kiedy człowiek obawia się mówienia lub wyjścia na scenę tak jak to jest na przykład w moim przypadku. Pamiętam, jak na jednym z takich spotkań dla amerykańskiej publiczności w Los Angeles mówiłem po angielsku. Po spotkaniu podszedł do mnie człowiek i mówi: ja już jestem siedem lat po udarze, a po dwóch latach to ja jeszcze nic nie mówiłem.
Mówisz o tym, co cię spotkało?
– Tak, Ania od samego początku przekonała mnie, że tak trzeba mówić o tej chorobie, być szczerym o tym co cię spotkało. To, że ja, Jacek Rozenek, Tomasz Lis czy Michał Figurski zaczynają o tym mówić, otwiera ludziom wiedzę na temat udaru. Jednocześnie uświadamia ich o tym, że coś takiego może każdego z nas spotkać bez względu na wiek czy status społeczny.
Otwarcie się na mówienie o chorobie może pomóc innym. Coraz częściej podchodzą do nas ludzie i mówią: „dziękuję wam, że o tym mówicie, bo mój mąż miał udar, bo moja mama miała udar, bo zmagamy się z tym trudnym tematem. Dziękujemy”.
Wiem, że mówienie o moim udarze może dawać innym otuchę i nadzieję, że można z tym żyć i tworzyć dalsze fajne rzeczy, które lubimy.
Ostatnio na Christmas Party podchodziły do mnie dziewczyny, które brały mnie do tańca, mówiły: „Stan, jesteś naszą ikoną, Stan, śpiewaj dla nas, bo ludzie cię kochają”. To było wzruszające i miłe.
Cały czas recytujesz Norwida?
– Tak, ludzie tego potrzebują, kochają moją interpretację jego wierszy.
Znów zaczynasz dzień od medytacji, słuchania kontemplacyjnej muzyki?
– Dalej tak jest. Z tym, że coraz bardziej wracam do słuchania moich piosenek. Przy nich trenuje i odpoczywam. Z nadzieją, że mój głos wróci do pełnej formy. A ja powoli wracam do swojej muzyki.
Co to jest miłość?
– Myślę, że miłość jest połączona z wiarą, że trzeba wierzyć drugiemu człowiekowi, który wyraża tę miłość. Albo poddaje się tej miłości. Miłość to wiara w te same intencje i wartości oraz zaufanie do drugiej osoby. Przede wszystkim szacunek i dbanie o miłość jest ważne, bo to ona łączy ludzi. Zazdrość i zawiść niszczy relacje międzyludzkie dlatego izolujemy się od ludzi zawistnych i toksycznych. Choroba zweryfikowała przyjaźnie i znajomości.
Na ile w twoim powrocie do zdrowia ważna jest wiara?
– Oczywiście, wierzę, że tam na górze jest Boska, niebiańska Istota, wierzę w to, że jest jakaś większa siła nad nami, wierzę, że Ania wspiera tę siłę w moim kierunku i pomaga mi w codzienności mojej niepełnosprawności.
Nie tak dawno straciłeś swoją siostrę Zosię, która mieszkała w podlubelskiej Konopnicy.
– Kiedy Zosia zbliżała się do dziewięćdziesiątki mówiła: Dosyć tego życia. Jej dzieci mówiły mi, że umarła we śnie. Zasnęła i odeszła, dożywając pięknego wieku. To jej zawdzięczam, że mnie wychowywała. A tobie zawdzięczam to, że zaprosiłeś mnie do Lublina na Europejski Festiwal Smaku, miałem spotkanie w Radiu Lublin, kolejne w Muzeum Ziem Wschodnich Dawnej Rzeczypospolitej. Zosia chorowała , a wtedy na spotkaniach doskonale mnie rozpoznała, słuchała wszystkiego, co tam się działo i była dumna z tego, jak mnie publiczność w Lublinie przyjęła. Bardzo się cieszyła, bardzo to było dla niej ważne.
Jak Zosia znalazła się w Konopnicy?
– Najpierw mieszkała na rodzinnym Załężu, mieli domek za torami. W polu, zupełnie poza wsią. Kiedy umarł mąż Zosi, została sama. Zaopiekowała się nią córka Beata, biorąc ją do swojego domu w Konopnicy. Beata pracuje w Teatrze Muzycznym, jej dzieci tak samo. W jej konopnickim domu Zosia miała mieszkanie, opiekę, ogródek, po którym chodziła i zbierała owoce. Mówiliśmy, że Zosia jest damą. Bardzo mi żal, że już nie ma jej z nami. Chciałem wyrazić wielką wdzięczność i podziękowanie córce Beacie jej mężowi i wnukom, że się nią tak opiekowali w Konopnicy, dając jej możliwość poczucia się jak u siebie w bliskiej kochającej rodzinie.
Jak spędzisz Wigilię Anno Domini 2022?
– Jesteśmy w Nowym Jorku, wigilię spędzimy w domu Ani, razem z jej rodziną. Potem pójdziemy do przyjaciół, a na następny dzień pojedziemy oglądać dekoracje świąteczne na Manhattanie. To już taka tradycja nowojorska, że w Boże Narodzenie ludzie zbierają się pod ogromną choinką w centrum miasta.
Każdy rok jest podobny, a jednak inny.
Co znajdzie się na stole?
– Mama Ani będzie serwować pyszny czerwony barszcz z uszkami, zawsze pilnuje, żeby grzyby na uszka były z Polski. A także galicyjską zupę grzybową z podgrzybków i borowików, koniecznie z łazankami. Potem na stole wigilijnym mamy pierogi z kapustą słodką i z grzybami następnie pierogi z kapustą kwaszoną z grzybami. Tatuś Ani zawsze smażył dzwonka karpia, bo karp musi być też. Ania mi podpowiada, że mamy jeszcze groch z kapustą, kluski z makiem, popijamy to wszystko suszką, czyli kompotem z suszu. Na deser jest sernik i makowiec. Ania dobrze gotuje, w dniu, w którym rozmawiamy zrobiła mi fantastyczne naleśniki z żurawiną.
Czego będziesz życzył bliskim, czego chciałbyś życzyć naszym czytelnikom?
– Ani życzę, żeby dalej się mną tak opiekowała, za co bardzo dziękuję. Wam kochani chciałbym życzyć dużo zdrowia, uważajcie na siebie, dbajcie o zdrowie, bo to jest najważniejsze. A więc zdrowia i spokoju na te święta. Na Youtubie możecie wysłuchać moich pastorałek: „Wesołych Świąt Wam Życzę” i „Może pogodzą nas święta”.