Nie ma dużego bagażnika, z tyłu pasażerowie cisną się jak sardynki w puszcze, podczas jazdy z zębów wypadają plomby, ale każdy o niej marzy.
Jadąc brerą można się poczuć jak gwiazda filmowa. Każdy się ogląda. A jest, za czym, bo alfa przyciąga oko sportowa sylwetką. Długa maska, kocie oczy i ostro ścięty tył. Klasyczne coupe. Do tego wielkie, 17-calowe koła i detale, które kują w oczy - napis brera na pokrywie bagażnika, dwa potężne "kominy” z tyły i charakterystyczne serce z przodu, niemal jadące po jezdni. Tę mieszankę uzupełnia warkot widlatsej "szóstki” o pojemności 3,2 litra. I nie je to warkot prostackiego uwolnionego wydechu, zamontowanego na silniku 1.4 w domowym warsztacie, ale rasowy bas prawdziwego zwierza, który nie musi nic udawać. Już w samym dźwięku silnika można się zakochać i wsłuchiwać się godzinami w koncert na 6 cylindrów i 24 zawory.
Dość. Czas wejść do środka. I tu pierwsza uwaga. Przed wejściem do brery należy dokonać rozgrzewki, a co najmniej małej gimnastyki. Wprawdzie otwór jest duży, jak w każdym 3-drzwiowym samochodzie, ale nogi trzeba włożyć głęboko i przygotować się na długie spadnie, bo fotel zamontowano niemalże na ziemi. Głową można się zderzyć z ostro pochylonym słupkiem A. Dlatego trzeba zrobić taki lekki unik, jak narciarz atakujący tyczkę w slalomie gigancie. A to wymaga rozgrzewki, by mięśnie były sprawne
Trud się opłaca. Po wylądowaniu w fotelu, od razu można odczuć dyskretny urok burżuazji. Skóra na fotelach, kierownicy i desce rozdzielczej jest najwyższej jakości. Design cieszy oczy alfowską stylistyką i najwyższym poziomem wykończenia. Jak w dobrym sportowym aucie wszystko jest pod ręką, a kierowca ma przed oczami dwa wielkie zegary podświetlone na czerwono - prędkościomierz i obrotomierz.
Kluczyk trafia do portu, palec na przycisk "start” o maszyna ożywa. Deska rozpala się krwistą czerwienią podświetlania, a spod niemiłosiernie długiej maski dochodzi charakterystyczny bulgot widlastej szóstki. Jeszcze chwila, niech olej dotrze do najdalszej z dźwigienki 24-zaworowej klawiatury. Brerą należy traktować delikatnie, bo alfa lubi obroty i entuzjastycznie reaguje na każde wciśnięcie pedału gazu. Na efekty nie trzeba długo czekać, do setki włoska cud- maszyna dojeżdża w zaledwie 6,8 sekundy.
Auto niemal na każdym z 6-biegów mocno przyspiesza. 260 - koni mocy robi swoje. Dynamikę tego modelu można określić tylko jednym słowem - pocisk.
Jak każde sportowe auto, tak i brera, ma sztywne zawieszenie. Niestety na polskich drogach jest to dość dokuczliwe, bo w aucie trzęsie niemiłosiernie. Jednak nawet krótki odcinek nawierzchni dobrej jakości pozwala docenić walory jezdne alfy. Brera jest niska, posiada szeroko rozstawione osie i koła. Prowadzi się niezwykle pewnie, zakręty pokonuje z lekką nadsterownością. Nad bezpieczeństwem cały czas czuwaj elektroniczne systemy kontroli trakcji i stabilności toru jazdy. Dla kierowców poszukujących dreszczyku emocji i sportowych wrażeń, producent zapewnił możliwość wyłączenia elektronicznych strażników. Wtedy jazda brera jest jak powrót do przeszłości. Alfą można "zamiatać” tyłem, jak za starych dobrych czasów.
Niestety brera sporo kosztuje - testowa wersja prawie 200 tysięcy złotych. A pali jeszcze więcej. 12-litrów na 100 to dobry wynik na trasie. Przy szybszej jeździe 15 litrów na setkę jest normą. To jest cena za codzienne uwodzenie brery.