Gdy po raz pierwszy jeździłem nissanem qashqai z nowym silnikiem o pojemności 1.3 litra i mocy 160 koni, wyposażonym w zautomatyzowaną skrzynię, byłem pod dużym wrażeniem. Ponownie sprawdziłem ten samochód, ale w słabszej wersji, z ręczną skrzynią biegów.
Qashqai prezentuje się dobrze. Wiśniowy lakier, sporo chromu, ale dyskretnie wkomponowanego w bryłę nadwozia oraz eleganckie, dwukolorowe, 18-calowe felgi, o unikalnym wzorze - auto wpada w oko, na pewno może się podobać. Do tego ciemna powierzchnia szklanego dachu, zachodząca aż nad drugi rząd siedzeń. Make-up w dobrym guście, trudno znaleźć słaby punkt w tej stylizacji. Poza tym qashqai ma cechy unisex’a, bowiem pasuje zarówno paniom, jak i panom. To nie jest juke, który wręcz w genach ma parę chromosomów XX, czyli płeć żeńska.
Kaplica
Zaletą każdego SUV jest łatwość wsiadania. Wystarczy kroczek i już jestem w świecie qashqaia. Wygodne fotele z elektryczną regulacją. Wydaje się jednak, że regulacja pionowa mogłaby działać w większym zakresie.
W środku panuje czerń. Tapicerka, wykończenie deski, boczków – czerń, jak w cmentarnej kaplicy. Jedynie 7-calowy, kolorowy wyświetlacz i akcenty chromu nieco ożywiają funeralną atmosferę. Ten pomysł na środek nie jest do końca zły, choć przydałoby się więcej życia.
Uwagę przykuwa 7‑calowy ekran systemu NissanConnect. W porównaniu z poprzednikiem jest znacznie bardziej przyjazny i prosty w obsłudze, między innymi dzięki wprowadzaniu funkcji multidotyku oraz opcji personalizacji menu. Kierowca może skorzystać także z funkcji rozpoznawania mowy dla języka polskiego, która umożliwia m. in. czytanie wiadomości tekstowych. System „rozmawia” po polsku, choć nie końca można ufać mapom nawigacji. Dane są stare, a nawigacja potrafi poprowadzić okrężną drogą. Nawigacja sygnowana przez TomTom w Bieszczadach gubiła się lub wyznaczała najdłuższą drogę, z pominięciem lokalnych skrótów.
Nissan ma jeszcze jedną cechę charakterystyczną dla kaplicy: ciszę. Auto jest solidnie wygłuszone. To duża frajda, bo świetny system nagłośnienia Bose robi dobrą pracę. Dużą przyjemność sprawia jazda przy muzyce po Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej.
Tylko koni żal...
Qashqai to spore auto, ale pod maską ma niewielki silniczek o mocy 140 koni. Nieduży, bo zaledwie o pojemności 1.3 litra. Ten agregat to efekt współpracy aliansu Renault-Nissan-Mitsubishi oraz koncernu Daimler. Dostępna jest także mocniejsza wersja o mocy 160 koni mechanicznych. Dodatkowo w mocniejszej wersji można, po raz pierwszy, wybrać dwusprzęgłową zautomatyzowaną skrzynię biegów (DCT).
Na górskich serpentynach mały silnik wymagał częstego sięgania do lewarka skrzyni biegów. Na zbyt wysokim przełożeniu dostawał zadyszki i błagał o niższy bieg. Turbina musi mieć obroty. Jak już się wkręcił powyżej 2000 obrotów, wówczas oddychał „pełną piersią”, zadyszka ustąpiła. To niestety jest cena jazdy ciężkim autem z silnikiem o małej pojemności, wspomaganym turbiną.
Trzeba go bez przerwy trzymać na obrotach. Od razu pada pytanie – jakie jest „spożycie”? Chwilowe bywało spore, ale na trasie testu, czyli ponad 1000 km, z czego ok. 50 proc. to górskie drogi, spalanie wyniosło 7,1 litra na 100 km według wskazania komputera. To jest dobry wynik.
Podwozie dotrzymywało kroku zespołowi napędowemu. SUV Nissana sprawnie wpisywał się w ciasne zakręty dróg wijących się po Bieszczadach. Ciche zawieszenie zachęcało do szybszej jazdy. W ciasnych zakrętach pętli bieszczadzkiej qashqai układał się zgrabnie. Sprawnie radziło sobie z garbami i wyrwami drogi. Jedynie niskoprofilowe opony dają czasami znać, że droga jest w kiepskim stanie. Qashqai prowadzi się łagodnie i stabilnie. Wydajne hamulce to także plus, który doceniłem w górach.
Organizer
SUV to pojazd rodzinny. Dwupoziomowy bagażnik ma 410 litrów pojemności. Nie jest to rekord świata, ale zupełnie wystarcza. Podłoga bagażnika posiada regulowane przegrody, dzięki którym można bezpiecznie przewozić zakupy lub ukryć cenne przedmioty przed wścibskim wzrokiem. Tylne fotele składają się sprytnie, a przestrzeń bagażowa rośnie do 860 litrów. Z tyłu jest także gniazdo 12 V. Lodówka turystyczna może chłodzić ulubione napoje.
Podsumowanie
Testowy samochód kosztuje ok. 130 tysięcy złotych. Niezbyt wiele, bo w zamian otrzymałem pojazd o zgrabnym nadwoziu, świetnie wyposażony, ze sprawnym i ekonomicznym zespołem napędowym. Silnik nie jest zbyt duży, ale daje radę. Wybrałbym jednak droższą wersję o mocy 160 KM, z automatyczną skrzynią. Dopłata nie jest spora, a frajdy więcej.
Zapewne zapytacie, co z dealerem w Lublinie. Centrala Nissana w Polsce zapewniła mnie, że intensywnie pracują nad problemem. Być może owoce ich pracy poznamy jeszcze w tym roku...