ROZMOWA z Jarosławem Kasperkiem, właścicielem firmy Kas-Car w Lublinie
- Jak wygląda w czasie epidemia praca firm takich jak wasza?
– Jest bardzo trudno. W tej chwili działamy na 10 proc. swoich poprzednich możliwości. To zresztą dotyczy nie tylko nas. Kiedy rozmawiam z właścicielami innych firm to wszyscy narzekają, bo w czasie epidemii Polacy zrezygnowali z ich usług.
- Nikt nie potrzebuje zmienić opon na letnie?
– Klienci nie przyjeżdżają po żadną z usług, które oferujemy, a działamy kompleksowo. Po 15 marca wszystko się skończyło jakby nożem uciął. Od tego czasu nie dzieje się praktycznie nic. Pojawiają się tylko pojedynczy klienci. Dopóki restrykcje nie zostaną zniesione, taki stan rzeczy będzie prawdopodobnie trwał.
- Co się stanie, jeśli przeciągnie się na kilka kolejnych miesięcy?
– Nie przetrwamy. Będziemy musieli zlikwidować firmę, która prężnie działa od 2007 roku.
- A jeśli nastąpi odmrożenie gospodarki? Szybko wrócicie do poprzedniej sytuacji?
– Myślę, że nie. Ludzie teraz tracą pracę, nie mają pieniędzy. Nawet jeśli epidemia zakończy się, to stagnacja na rynku potrwa rok, dwa lata. Czasami mam wrażenie, że do sytuacji, jaka była w lutym, w ogóle możemy nie powrócić.
- Ludzie zrezygnują z samochodów?
– Samochód jest tym, z czego, nie mając pieniędzy, najłatwiej zrezygnować. Wiele osób może przesiąść się z tego powodu do komunikacji miejskiej. Dla nas to będzie gwoździem do trumny, bo jesteśmy serwisem nieautoryzowanym. Firmy nawet najmniejsze, jednoosobowe, gdy zmieniło się prawo, zrezygnowały ze swoich starych samochodów i kupiły nowe lub wzięły je w leasing. Teraz muszą korzystać wyłącznie z warsztatów autoryzowanych. Mali przedsiębiorcy, których obsługiwaliśmy, odeszli od nas. Boimy się, że teraz z powodu braku pieniędzy odejdą inni klienci.
- Co wtedy? Zwolnienia?
– Zatrudniam 6 osób i staram się robić wszystko, żeby ich nie zwolnić. Wystąpiliśmy o pożyczkę w wys. 5 tys. zł z tzw. tarczy antykryzysowej. Negocjujemy też z właścicielami terenu, który wynajmujemy, żeby płacić mniej. Rozmawiamy z bankami, żeby przedłużyły nam różne umowy. Jest bardzo trudno, ale robimy, co w naszej mocy.