Dla powiatu puławskiego branża turystyczna i rozrywkowa stanowią istotną część gospodarki. Brak gości oznacza brak pieniędzy i niższe zatrudnienie. Właściciele hoteli i restauracji wyczekują zgody na odmrożenie swoich biznesów, które są w stanie dostosować do nowych obostrzeń.
Powiat puławski to jeden z najbardziej rozwiniętych gospodarczo regionów na Lubelszczyźnie, który poza dużymi przedsiębiorstwami przemysłowymi co roku mógł liczyć także na rzesze turystów z całego kraju. W tym roku dochodów z wynajmu pokojów, czy zwiedzania lokalnych atrakcji będzie znacznie mniej, niż w latach ubiegłych. A to kłopot zarówno dla właścicieli przedsiębiorstw nastawionych na turystę, lokalnych samorządów oraz rynku pracy.
Na odmrożenie gospodarki czekają m.in. właściciele Parku Labiryntów w Rąblowie.
– Przygotowujemy się do otwarcia w maju, ale nadal nie wiemy, czy będzie to możliwe. Koszty ponosimy takie same, jak zawsze, bo rośliny nie mogą czekać i muszą być pielęgnowane, a perspektyw na dochody na razie nie widać. Telefony milczą, a jeśli już ktoś dzwoni, to tylko po to, żeby odwołać rezerwację – przyznaje Ryszard Sobczuk, współwłaściciel rąblowskiego parku z labiryntami i miniaturami, jednej z najpopularniejszych atrakcji w gminie Wąwolnica. – Mam nadzieję, że tego sezonu nie będziemy musieli w całości spisać na straty.
Jeśli uda się otworzyć park, goście w tym roku będą mogli obejrzeć m.in. nową ścieżkę przyrodniczą i malinowy labirynt.
Kryzys związany z epidemią uderza także w największe ośrodki turystyczne jak położone koło Janowca Magiczne Ogrody. – Sytuacja jest bardzo trudna dla wszystkich, a sami, bez zgody rządzących, właściwie nie możemy nic zrobić. Najgorsze jest to, że nie wiemy, jak długo to potrwa, a w takich warunkach trudno podejmować decyzje. Możemy jedynie zagwarantować, że dostosujemy się do wszelkich rozsądnych wytycznych, takich jak zapewnienie masek, dezynfekowanie obiektów czy większe odległości między stolikami w ogródkach gastronomicznych – wylicza Cezary Bożemski, jeden ze współwłaścicieli puławskiej spółki FunPark, operatora Magicznych Ogrodów.
Władze firmy na razie zdecydowały o obniżeniu wysokości wynagrodzenia i czasu pracy kadry menedżerskiej oraz wstrzymali rekrutację na najbliższy sezon (w lecie zatrudniano dodatkowe 200 osób). Przedsiębiorstwo korzysta także z krótkich wakacji kredytowych, ale ponoszone koszty są tak wysokie, że utrata całego sezonu może postawić pod znakiem zapytania przyszłość firmy. – Nie wiemy, czy przetrwalibyśmy, jeśli do tego dojdzie. Niestety, nie mogę tego zagwarantować – przyznaje prezes Bożemski.
Problemy finansowe zaglądają w oczy także właścicielom małych gospodarstw agroturystycznych.
– Jest naprawdę ciężko. Sama mam kredyty w banku, które muszę spłacać i sporo zwierząt na utrzymaniu, które stanowią największą atrakcję gospodarstwa. Z pieniędzmi jest coraz bardziej krucho, więc mam nadzieję, że w czerwcu to wszystko ruszy – mówi Anna Antkowiak z Agroturystyki Przy Wąwozie w Karmanowicach. – Na szczęście na czerwiec mam już rezerwacje. Miłe jest także to, że niektórzy z tych najbardziej zaprzyjaźnionych turystów z Warszawy sami, z własnej inicjatywy, powysyłali mi po 100-200 zł, żebym mogła utrzymać zwierzęta.
Piotr Szałas, współwłaściciel puławskiego hotelu Prima, to jeden z nielicznych przedsiębiorców, który nie zamknął swojego obiektu. - Prawo zezwala nam na przyjmowanie gości, jeśli korzystają z podróży służbowych. Jest ich garstka, więc ekonomicznego uzasadnienia w tym nie ma, ale zdecydowaliśmy, że będziemy działać. Niestety, mimo tego, że jesteśmy u progu sezonu, rezerwacji właściwie nie mamy. Goście najczęściej pytają o wrzesień i październik, ale przyjazdu nie gwarantują - przyznaje przedsiębiorca. Zwolnień, na razie, podobnie jak inni nasi rozmówcy, nie planuje.
Jak tłumaczy nam puławski hotelarz, turystykę w regionie napędzają duże imprezy, wydarzenia artystyczne, które w tym roku najpewniej się nie odbędą. Tym samym nie przyjadą goście, na których zazwyczaj mogli liczyć. A to znaczy, że nawet możliwość normalnego funkcjonowania hoteli, bez uruchomienia całego ich otoczenia, nie wystarczy do osiągnięcia przedepidemicznej „normalności”.
Rezerwacji na razie nie ma
– Nie podjęłam akcji ze sprzedażą voucherów, którą pierwotnie planowałam, bo nie wiem, czy w ogóle przetrwamy i czy kiedyś otworzymy. Byłoby to więc nieuczciwe wobec tych, którzy kupiliby taki voucher – mówi właścicielka jednej z restauracji w Kazimierzu Dolnym. – Sytuacja jest tak naprawdę coraz gorsza, musimy płacić czynsz, rachunki i pracownikom, którzy są teraz na tzw. przestoju. Nawet jeśli się otworzymy w lecie, to na ile, jak to będzie funkcjonować, czy ktoś w ogóle przyjdzie, czy za chwilę na jesieni będzie druga fala epidemii i znowu będziemy musieli zamknąć? To, co się teraz dzieje, to markowanie, że się żyje.
Nasza rozmówczyni skorzystała z niskoprocentowego kredytu z urzędu pracy. – To 5 tys. zł na utrzymanie firmy. Taka jednorazowa pomoc nijak się jednak ma do moich miesięcznych kosztów prowadzenia działalności na poziomie kilkudziesięciu tys. zł, to kpina – zaznacza restauratorka. – Zawiesiłam też ZUS. Nikt jednak nie wie, co ZUS powie za trzy miesiące, czy nie trzeba będzie zwracać astronomicznych kwot. Nadal jest dużo znaków zapytania.
– Skupiamy się też na promocji Kazimierza, żeby turyści wiedzieli, że na nich czekamy. Prowadzimy fanpage na Facebooku "Co robić w Kazimierzu Dolnym". Publikujemy tam informacje i filmiki na temat atrakcji Kazimierza, a także bezpłatnie promujemy lokalnych przedsiębiorców. Każdy, kto działa w branży turystycznej, może się do nas zgłosić – mówi Elżbieta Skoczylas, która oferuje usługi turystyczne w Kazimierzu Dolnym, m.in. Nocne zwiedzanie Kazimierza. – Co do wsparcia ze strony państwa, na razie skorzystałam z odroczenia ZUS-u za luty, marzec, kwiecień i zawieszenia na kolejne trzy miesiące. Chcę też skorzystać z mikropożyczki na działalność w wysokości 5 tys. zł i będę składać wniosek o wsparcie w związku ze spadkiem przychodów już na poziomie 80 proc. Zobaczymy, jak to się przełoży na naszą sytuację. Niestety: na razie nikt z naszych klientów, na przykład firm, które chciałyby organizować imprezy branżowe, nie podjął decyzji o zarezerwowaniu konkretnych terminów, nawet tych bardziej odległych. Sądzę, że dopóki sytuacja związana z epidemią nie będzie stabilna, nikt nie będzie ryzykować. (kp)