(fot. Jacek Szydłowski)
– Wszystko tak naprawdę zależy teraz od dyscypliny ludzi i tego, jak się będą zachowywać, czy nie będą stwarzać ryzykownych sytuacji, kiedy ograniczenia zostaną poluzowane. A do tego na pewno dojdzie, chociażby ze względów ekonomicznych. Rozmowa z prof. Agnieszką Szuster-Ciesielską z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS w Lublinie.
• Czy możemy już mówić o drugiej fali epidemii koronawirusa, choć nadal walczymy z pierwszą?
– Z całą pewnością musimy się przygotować na drugą falę epidemii w okresie jesienno-zimowym. Dane epidemiologiczne wskazują, że krzywa zachorowań zaczęła się spłaszczać, ale wątpię, czy będziemy mieć do czynienia z całkowitym wygaśnięciem.
Wiemy już, że warunki atmosferyczne, jak wysoka temperatura czy wilgotność, wcale wirusowi nie przeszkadzają, czego potwierdzeniem jest klimat w Azji, w którym wirus świetnie sobie radził.
W związku z tym odradzam, przynajmniej w tym roku, wyjazdy zagraniczne, bo nie jesteśmy w stanie przewiedzieć, jaka będzie sytuacja epidemiologiczna w danym kraju. Mam tu na myśli nie tylko dalsze wyjazdy na przykład do Azji, ale też do popularnych wśród Polaków kierunków europejskich jak Włochy, Hiszpania, Portugalia. Będzie się to wiązało z dużym ryzykiem, którego lepiej nie podejmować.
• Czy druga fala epidemii będzie równie silna?
– Można przypuszczać, że nie będzie aż tak silna, bo część osób miała już kontakt z wirusem i wytworzyła pewną odporność. Pozostaje jednak pytanie nie tylko co do poziomu przeciwciał u takich osób, ale także ich skuteczności obronnych przy powtórnym kontakcie z wirusem.
Z opublikowanych niedawno badań chińskich naukowców wynika, że jest to bardzo indywidualna kwestia i u części ozdrowiałych pacjentów stężenie przeciwciał jest niskie. Nie można zatem z całą pewnością powiedzieć, że przechorowanie COVID-19 daje nam długotrwałą i skuteczną ochronę. Tak naprawdę potrzeba przynajmniej roku, żeby ocenić, jaka jest wartość tej ochrony i jak na wirusa będą reagować osoby, które już chorowały.
• A jak powinniśmy się zachowywać, kiedy ograniczenia zostaną zniesione i zaczną działać choćby kina i restauracje. Nadal powinniśmy zachowywać środki ostrożności?
– Wszystko tak naprawdę zależy teraz od dyscypliny ludzi i tego, jak się będą zachowywać, czy nie będą stwarzać ryzykownych sytuacji, kiedy ograniczenia zostaną poluzowane. A do tego na pewno dojdzie, chociażby ze względów ekonomicznych. Jednak mimo to powinniśmy cały czas mieć z tyłu głowy, że nadal nie jest bezpiecznie. W miarę możliwości powinniśmy utrzymywać dystans od innych osób, wybierać miejsca czy lokale mniej zatłoczone, mieć przy sobie środki dezynfekcyjne. Powinniśmy po prostu uważać.
• A noszenie maseczek?
– Nawet po zniesieniu ograniczeń będzie to na pewno inna rzeczywistość niż ta, którą do tej pory znaliśmy. Uważam też, że powinny cały czas obowiązywać zalecenia dotyczące maseczek, nie tylko w maju czy czerwcu, ale też kolejnych miesiącach.
Liczę na to, że ludzie zaczną sami podchodzić do tego odpowiedzialnie i z własnej woli będą się w ten sposób chronić. Sądzę, że w tym sezonie wakacyjnym powinniśmy ograniczyć wyjazdy, aby nie dopuścić do nagłego wzrostu zachorować jesienią. Pamiętajmy, że możemy mieć wtedy podwójny problem, bo obecna epidemia może się nałożyć ze wzrostem zachorowań na grypę. Nie wiemy, jaki będzie tym razem wirus grypy, mniej czy bardziej agresywny. Jednak przed wirusem grypy, a zwłaszcza groźnymi powikłaniami pogrypowymi, możemy się chronić poprzez szczepienia, a szczepionka przeciwko koronawirusowi nie będzie prędko dostępna.
Nowa broń w walce z koronawirusem
Lekarze z Kliniki Chorób Zakaźnych SPSK1 w Lublinie podali pierwszemu pacjentowi z COVID-19 osocze pobrane od ozdrowieńca, czyli osoby, która pokonała koronawirusa. Lubelscy zakaźnicy zaczęli tę terapię jako pierwsi w Polsce.
– U pacjenta narastały objawy chorobowe, pogarszały się m.in. parametry oddechowe, ale nie było jeszcze konieczności podłączenia do respiratora. Uznaliśmy, że to optymalny moment do podania osocza, kiedy zawarte w nim przeciwciała będą w stanie zneutralizować wirusa – tłumaczy dr hab. n.med. Krzysztof Tomasiewicz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych SPSK1 w Lublinie. Dodaje, że chodzi o mężczyznę w średnim wieku, w stanie, który można określić jako średnio ciężki.
Osocze zostało podane we wtorek, w środę badania wskazały już na lekką poprawę. – Spadła temperatura i poprawiły się niektóre parametry. Jesteśmy jednak na razie ostrożni z wyrokowaniem – mówi Tomasiewicz. – Na to trzeba jeszcze poczekać kilka dni.
Lubelska klinika, również jako pierwsza w kraju, na przełomie marca i kwietnia zaczęła testy leku, który ma pomóc pacjentom z najcięższym przebiegiem COVID-19. Lek, który podają lekarze, działa na układ immunologiczny i u kilku pierwszych pacjentów przyniósł bardzo dobre efekty.