Rozmowa z dr Wojciechem Magusiem, politologiem i medioznawcą z UMCS.
• W niedzielę czekają nas wybory samorządowe, czyli – jak mawiają politycy – najważniejszy sondaż wyborczy. W przypadku walki o fotel prezydenta Lublina badania sondażowe od początku wskazują jako faworyta obecnego prezydenta Krzysztofa Żuka. Ale te ostatnie pokazują rosnące poparcie dla Sylwestra Tułajewa i sugerują, że niemal na pewno dojdzie do drugiej tury. Czy taki scenariusz jest najbardziej prawdopodobny?
– Musimy poczekać do wyborów. Sondaże wyborcze mają to do siebie, że pokazują pewne tendencje i trendy. Jednak weryfikacja zawsze odbywa się przy urnach. Wydaje się, że dynamika kampanii może pokazywać na to, że dojdzie do drugiej tury. Wydarzenia ostatnich dni wskazują na właśnie takie rozwiązanie. Ale tak jak wspomniałem, z odpowiedzią musimy zaczekać do poznania ostatecznych decyzji wyborców.
• Jakie są to wydarzenia?
– Głównym wydarzeniem, które wpłynęło na to, że w Lublinie może dojść do drugiej tury, jest sobotni Marsz Równości. Spowodował on krytykę lidera sondaży, Krzysztofa Żuka. Krytykowały go środowiska centrowe i lewicowe, które otwarcie mówiły, że decyzja o odwołaniu manifestacji była zła. Ta sytuacja może skutkować pewnym przepływem elektoratu. Osoby, które chciały głosować na urzędującego prezydenta po wydaniu zakazu, mogą zdystansować się od tego głosu, co może przejawić się w absencji wyborczej przynajmniej w pierwszej turze.
• W ewentualnej drugiej turze może wydarzyć się wszystko?
– Na razie to tylko gdybanie, ale wydaje mi się, że Krzysztof Żuk może w niej odzyskać stracone wcześniej głosy. Wyborcy centrolewicowi mogą stwierdzić, że alternatywa dla Żuka w osobie Sylwestra Tułajewa z PiS jest dla nich mało atrakcyjna. Dlatego mogą wrócić ze swoim poparciem, wybierając – w swoim mniemaniu – mniejsze zło.
• A co z poparciem osób, które w pierwszej turze zagłosują na Jakuba Kuleszę z Kukiz’15, czy związanego ze środowiskami narodowymi Mariana Kowalskiego? Wydaje się, że ich wyborcom bliżej jest do Tułajewa, niż do Żuka.
– To prawda, ich elektorat prędzej zagłosuje na posła Tułajewa. Trzeba też pamiętać, że w ostatnich wyborach parlamentarnych w Lublinie PiS zdobyło ok. 40 proc. głosów i w drugiej turze kandydat tej partii może co najmniej powtórzyć ten wynik. Ale przepływ elektoratu Magdaleny Długosz z Lubelskiego Ruchu Miejskiego może powędrować raczej w kierunku prezydenta Żuka, szczególnie po ostatnich zapowiedziach dotyczących referendum w sprawie przyszłości górek czechowskich. To był wyraźny sygnał właśnie w tę stronę.
• Jeśli chodzi o inne miasta prezydenckie w regionie, to czy tu możemy dopatrywać się jakiś szczególnie ciekawych pojedynków?
– Najciekawsza batalia powinna mieć miejsce w Chełmie. Sondaże wskazują tam na wyrównaną rywalizację między obecną prezydent Agatą Fisz a kandydatem PiS Jakubem Banaszkiem, który otrzymuje wyraźne poparcie ważnych polityków partii rządzącej. Tu może dojść do niespodzianki. W pozostałych miastach dotychczasowi prezydenci utrzymują sondażowe poparcie na wysokim poziomie, które gwarantuje im dobry wynik w pierwszej turze i o ile nie pewną wygraną już w najbliższą niedzielę, to względny spokój przed drugą turą.
• W sejmiku województwa apetyt na samodzielne rządzenie ma Prawo i Sprawiedliwość. Ale badania wskazują, że do tego może zabraknąć niewielkiej liczby mandatów. Czy możliwe jest utrzymanie się przy władzy obecnej koalicji PO-PSL?
– Tu trzeba odwołać się do ostatnich sondaży CBOS, które pokazują wyraźną przewagę PiS. W przypadku województwa lubelskiego wskazują one na zdobycie 16 mandatów (do samodzielnego rządzenia w sejmiku potrzeba będzie co najmniej 17 radnych – przyp. aut.). Dynamika kampanii pokazuje, że PiS zależy na urwaniu kilku mandatów PSL. Główny nacisk działań wyborczych w regionie był skierowany na krytykowanie ludowców. Myślę, że w przypadku sejmiku województwa lubelskiego wynik PiS może być lepszy niż w wyborach prezydenckich w Lublinie, ale prawdopodobnie nie obędzie się bez konieczności prowadzenia rozmów koalicyjnych. Pamiętajmy też, że w sondażach często niedoszacowany jest wynik PSL.
• Jak można podsumować tegoroczną kampanię?
– Największym minusem jest jej upartyjnienie i przeniesienie ogólnopolskich konfliktów na poziom lokalny. Są to pierwsze wybory od trzech lat i widać pewną skumulowaną – niestety negatywną – energię w partiach parlamentarnych, które przeniosły ją na szczebel samorządowy. Pewną nowością jest to, że część kandydatów dystansowało się od swojej przynależności partyjnej i starało się albo nie eksponować szyldu partii, albo schować go w przypadku startu z własnego komitetu. Zauważalnym elementem jest też coraz większa brutalizacja kampanii. Zwłaszcza na finiszu widzimy próby atakowania konkurentów, nie tyle poprzez akcentowanie swoich atutów, ale budowanie swojej przewagi na dyskredytowaniu przeciwników i demoblizowaniu ich potencjalnych zwolenników.
• A kogo można uznać za wygranych tej kampanii?
– Wydaje mi się, że w Lublinie wygranymi mogą być ruchy miejskie i hasła programowe podnoszone przez aktywistów. Widać, że politycy zauważyli ten potencjał układając swoje listy wyborcze, ale też akcentując programowo znaczenie tych spraw. Wiąże się to z tym, że wybory samorządowe siłą rzeczy odpowiadają ideom związanym z ruchami miejskimi. W odpowiedzi na to pytanie wskazałbym też partie parlamentarne, które zyskują na polaryzacji przestrzeni społecznej. Jest ona dobra zarówno dla PiS, jak i PO. Pozostałe ugrupowania obecne w parlamencie nie były w stanie zaakcentować wyróżników, które dałyby wyborcom pewność, że mogą mieć alternatywę. Te wybory trzeba traktować jako swego rodzaju rozbiegówkę przed kolejnymi starciami, bo czeka nas dwudziestomiesięczny maraton wyborczy. To jeden z etapów przed najważniejszymi wyborami, jakimi będą przyszłoroczne wybory parlamentarne. Widać to było po aktywności w terenie polityków partii rządzącej, którzy bardzo angażowali się we wsparcie kandydatów. Liczba wizyt premiera i ministrów była naprawdę imponująca. Także liderzy ugrupowań opozycyjnych często gościli w regionie. Na pewno politycy mają świadomość, że słabszy wynik w wyborach samorządowych może rzutować na wynik batalii parlamentarnej.