Rozmowa z Renatą Florek-Szymańską, chirurgiem z Lublina i członkiem Porozumienia Chirurgów.
• Czy liczba zgonów z powodu koronawirusa w Polsce jest zaniżona?
– Naszym zdaniem oficjalne statystyki nie odzwierciedlają rzeczywistości. Stąd apel Porozumienia Chirurgów do ministra zdrowia o oficjalne stanowisko w tej sprawie.
Naszą uwagę zwróciła stosunkowo niska śmiertelność w odniesieniu do liczby potwierdzonych przypadków, która na koniec marca wynosiła w Polsce mniej niż 5 proc., podczas gdy w innych krajach była ona znacznie wyższa, np. we Włoszech - na poziomie 11 proc. Symptomem, który zaczął nas poważnie niepokoić były doniesienia o niewyjaśnionych zgonach stosunkowo młodych, pracujących ludzi. Dotyczyło to np. osób, które wracały z zagranicy i umierały podczas kwarantanny w domach. Zaczęliśmy szukać przyczyny tej sytuacji i okazało się, że Polska nie dostosowała się do zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia, dotyczących stwierdzania zgonu z powodu Covid-19 u osób, które przed śmiercią nie miały wykonanych i potwierdzonych wynikiem pozytywnym testów na obecność koronawirusa.
• Czyli była podawana inna przyczyna śmierci?
– Lekarze rodzinni, którzy głównie stwierdzają zgon, w takich przypadkach nie mieli stosownych regulacji prawnych, żeby takie zgony właściwie kwalifikować. W dokumentacji dotyczącej zgonu lekarz musi wypełnić trzy pola dotyczące przyczyny bezpośredniej, wtórnej i wyjściowej zgonu. Chodziło o przyczynę wyjściową. Nie można była wpisać Covid-19, jeśli pacjent nie miał wykonanego testu, mimo że miał objawy, które wskazywały na to właśnie zakażenie.
• Apel Porozumienia Chirurgów coś zmienił?
– 1 kwietnia opublikowano wytyczne, na podstawie których lekarz rodzinny może wpisać Covid-19 jako wyjściową przyczynę zgonu na podstawie objawów. Nie ma już warunku wykonania testu potwierdzającego zakażenie. Zostało to więc prawnie uporządkowane, zobaczymy jak to będzie wyglądało w praktyce. Zależało nam na tym, żeby ludzie mieli świadomość jaka jest rzeczywista sytuacja epidemiologiczna i jaki jest poziom zagrożenia.
Jako lekarze dostrzegamy fakt, że zabrakło odpowiedniego przygotowania i procedur związanych z epidemią. Takie wytyczne powinny być przygotowane dużo wcześniej. W momencie wystąpienia zagrożenia wystarczyłoby dostosować je do konkretnej sytuacji, a tak trzeba było tworzyć wszystko od zera.
• Państwo działa „na żywioł”?
– Tak to wygląda. Jednym z przykładów mogą być maseczki. Początkowo resort zdrowia stał na stanowisku, że nie są one konieczne dla wszystkich, tylko dla osób, które mają kontakt z chorymi. Dopiero teraz zmienił zdanie. A każdy lekarz wie, że w przypadku chorób zakaźnych przenoszonych drogą kropelkową maseczka jest koniecznością, bo zmniejsza zasięg rozprzestrzeniania się wirusa. Dlatego apelowaliśmy o obowiązek noszenia maseczek w miejscach publicznych już w marcu. Spójrzmy na Czechów, którzy taką regulację wprowadzili jako jedni z pierwszych. Gdybyśmy zrobili podobnie, bylibyśmy kilka kroków do przodu.