Kiedy Ola Lebedenko słyszy głośny dźwięk, drży, jest przerażona. Bo jej wszystko kojarzy się z wojną w ojczystej Ukrainie, z której musiała uciekać. Wie, że tak samo reagują ukraińskie dzieci. Ale te polskie, z którymi miała okazję się spotkać, są szczęśliwe, beztroskie. Uchodźczyni życzy im, by takimi pozostały.
Patrzę na góry i myślę: „Jakie są silne, jak odważne, ile widziały, ale stoją mocno i pewnie. Wielkość i piękno!”. Zastanawiam się: „A kim ja jestem? Jaka jestem? Silna czy słaba? Przez co jeszcze muszę przejść w życiu i czy przetrwam? Czy będę silny?" Odpowiedź brzmi oczywiście: „TAK”. I to bez wątpienia.
Bóg daje człowiekowi tyle cierpienia, ile może znieść w życiu. Ni mniej, ni więcej Kobiety są silne. To dla takich kobiet Ludmiła Bogach-Radomska wprowadziła kursy (trzy dni szkoleń, relaksacji i seminariów pod nazwą "Dzień Kobiet"). Ten mini-kurs daje uczestniczkom możliwość wyzwolenia się, podnosi wewnętrzny potencjał, który pozwala znaleźć spokój ducha i po prostu spędzić weekend w bardzo klimatycznym towarzystwie, w górach.
W takiej pracy jej pomagam. To dla mnie ciekawe doświadczenie. Bardzo lubię zdobywać nową wiedzę i nowe informacje. Znajomość z niesamowicie silnymi kobietami napełnia mnie od środka, dodaje siły i wiary. Tym razem Ludmiła zorganizowała seminarium, także z dziećmi. Matki, które nie mają możliwości pozostawienia swoich pociech w bezpiecznych domach, zabierają je ze sobą do pensjonatu „Stara Morawa. Zew Natury”. Tutaj dziećmi zajmują się animatorzy. Wszystkie dobrze się bawią. Jest pyszne jedzenie, a komfortowe warunki życia zapewniają dzieciom odpoczynek i dobrą atmosferę.
Oglądam beztroskie dzieci bawiące się w towarzystwie swoich rówieśników. One przy głośnych dźwiękach nie boją się, nie szukaj mamy, aby sprawdzić ich bezpieczeństwo. Dla mnie to nie jest już norma. Kiedy słyszę głośne dźwięki, wciąż się trzęsę i instynktownie chcę znaleźć bezpieczne miejsce. To działa natychmiast, automatycznie. Dzieje się na poziomie instynktu.
To jak szkoła przetrwania, przez którą przeszłam na Ukrainie. Ale dorosłam. Doceniam obecną sytuację. Myślę, że wszystko jest w porządku i moje działania są odpowiednie.
A co zrobić z małymi dziećmi, które spotykają się z okropnymi dźwiękami i ich konsekwencjami? Kiedy pociski wybijają okna, drzwi, ściany rodzimego domu... Kiedy uciekasz z płonącego domu. Kiedy ciągle się boisz. Jak utrzymać psychikę po tym doświadczeniu? Czy to może być już rana na całe życie?
Chcę otulić cierpiące z tego powodu dzieci, jakby przykryć je ciepłym kocem z muszelek i po prostu powiedzieć: „Jesteś bezpieczna, wszystko będzie dobrze z Tobą i Twoją rodziną”. Ale czy tak będzie w przypadku dziecka, które szczerze patrzy w oczy i czeka na słowo zbawienia? Znowu jestem smutna. I znowu mam mokre oczy....
Patrzę na szczęśliwe polskie dzieci, które spokojnie bawią się w swoją grę, na ich piękne i spokojne matki, w których pozytywne emocje ogarniają duszę. I szczerze się cieszę, że te dzieci nie znają wojny i życzę im spokojnego nieba nad ich głowami. Chcę wierzyć, że ta wojna wkrótce się skończy, a wraz z nią te cierpienia...
Ciąg dalszy nastąpi...