Zostawiła swój dom, męża, pracę i przyjaciół w Ukrainie. W Polsce, jak pisze Ola Lebedenko, znalazła nowych krewnych. Wciąż wspomina ludzi, którzy stanęli na jej drodze.
Moja nowa tymczasowa rodzina opiekuje się mną i moją kobiecą rodziną z Ukrainy. Jest nam dobrze. Powoli przyzwyczajam się do tego, że jest cicho, że nikt nie płacze i nie wpada w histerię. Umysł wciąż nie może uwierzyć, że to wszystko, co dzieje się ze mną to moje życie, a nie czyjaś historia z książki. Teraz mam nie tylko dobrych przyjaciół w Starej Morawie, ale także szczerych przyjaciół w Lublinie, gdzie mieszkałem przez cztery dni, gdzie zostawiłam kawałek serca.
W telefonie pozostało mi wiele wspomnień, chwil, które na zawsze pozostaną w mojej pamięci, nawet gdy zostaną wymazane z pamięci telefonu. Do mojej rodziny weszli ludzie, a mianowicie Ola Adamowicz, jej matka Ludmiła Adamowicz i Marcin. Mogę teraz śmiało nazywać ich krewnymi. Moja rodzina, nie tylko dla mnie, ale dla dużej liczby Ukraińców, którym dała schronienie. I ważny adres: "Liliowa 5 - Pomoc Ukraina".
To ludzie, którzy pracują bez snu i zapominają, że muszą jeść. Ich życie osobiste, ich rodzina zeszły na dalszy plan. Grupa przyjaciół, którzy zjednoczyli się w czystych intencjach i stworzyli dużą organizację pomocy uchodźcom z Ukrainy.
Dzięki nim wiele ukraińskich rodzin ma dach nad głową i jedzenie. Jestem dumna, że osobiście znam tych wspaniałych ludzi. Spisuję opowieść jednego z nich.
"Jesteśmy grupą osób, które poznały się tydzień temu, kiedy ja (Marcin) szukałem mieszkania dla ukraińskiej rodziny. Zaraz po wybuchu wojny przyjąłem 10 osób, które zostały w Lublinie i musiały zostać na jedną noc, aby odpocząć i wziąć prysznic. Kilka dni później poprosili mnie o pomoc dla swoich przyjaciół. Tak poznałem Olgę i Łukasza, którzy otworzyli swój ogromny dom dla uchodźców z Ukrainy.
Początkowo Olga chciała przyjąć 10 osób, ale 4 dni później przeprowadziła się z własnego domu do akademika, jej dzieci mieszkają u sąsiadów, a teraz już od dawna przyjmuje prawie 40 osób. Posiadamy również duży garaż z miejscem na 35 miejsc noclegowych na pobyty krótkoterminowe. Otrzymaliśmy zabawki dla dzieci, prysznice, gorącą herbatę, zupę i jedzenie dla nich. Po jednej nocy przewozimy ich do innych miast w Polsce i Europie. Pomagamy w zakwaterowaniu, transporcie oraz zapewniamy im bezpieczeństwo.
Naszym długoterminowym gościom pomagamy znaleźć pracę i miejsce do zabawy dla ich dzieci. Posiadamy również magazyn, w którym zbieramy ubrania, żywność, zabawki i wszystko dla naszych gości. Wszystkimi zebranymi prezentami dzielimy się z innymi osobami, które zapraszają Ukraińców do swoich domów."
Piszę to i rozumiem, że część mnie pozostała na "Liliowej 5" w Lublinie, wierzę, że wszyscy spotkamy się nie raz, bo już jesteśmy jak rodzina.
Robi się ciemno, patrzę przez okno w niebo, w stronę mojego kraju, życzę Ukrainie "Dobranoc, niech ta noc będzie w tobie spokojna".
A rano, to moja tradycja i nie tylko moja, sprawdzać migające światła na Facebooku (aktywność – red.) tych, którzy są na Ukrainie i wiedzą, że wszystko jest z nimi dobrze.
Ciąg dalszy nastąpi.