Ola Lebedenko znalazła spokojną przystań po ucieczce z Ukrainy. Dziś w swoim pamiętniku pisze o kobiecie, która jej i jej rodzinie zapewniła bezpieczny dom. Historia właścicielki pensjonatu Stara Morawa – Zew Natury jest również bardzo ciekawa.
Dziś nowy dzień, w którym jestem wdzięczna... Jeśli masz możliwość obudzenia się i zobaczenia nieba i słońca, uważaj się za szczęśliwą osobę, bo nie każdy na ziemi ma dziś taką możliwość. Moje mieszkanie, w którym mieszkam z rodziną, jest bardzo ładne. To ośrodek rekreacyjny w stylu turystyki ekologicznej. Właściciele lokalu Ludmiła Bogach-Radomska i Damian Radomski są bardzo miłymi i sympatycznymi ludźmi. Otulili nas swoją troską i ciepłem. Rozgrzewali się, karmili i dawali niezbędne do życia rzeczy. Jestem im nieskończenie wdzięczna za taką opiekę.
Czujesz się wdzięczny i jednocześnie bezradny. Nie przywykłam do współczucia i tego, że wszystko jest mi dane. Czuję się dwojako. Jednocześnie bardzo się cieszę, że okazano człowieczeństwo mnie i mojej rodzinie, ale jednocześnie jestem jak małe dziecko, które sobie nie radzi. Uczucia mieszane...
Pensjonat jest bardzo przytulny i piękny. Sama atmosfera placówki inspiruje, jest cisza i spokój. Turystów tu zawsze jest dużo, rozumiem po co tu przyjeżdżają... Tu odpoczywa dusza i ciało. W mieście nie ma takiej atmosfery. Chciałabym tu przyjechać jako turysta z rodziną, a nie uchodźca, który się boi.
Siedzimy, pijemy herbatę z Ludmiłą i rozmawiamy. Jest bardzo inteligentną i wrażliwą kobietą, o życzliwych oczach, które pokazują jej szczerą duszę. Opowiada mi swoją historię...
„Ja, Ludmiła Bogacz-Radomska mieszkamy w górach od 4 lat. Wcześniej pracowałam 15 lat na uniwersytecie. Uczyłam studentów i prowadziłam badania. Zamieniliśmy nasze życie w miescie na życie w spokojnej wsi.Tu prowadzimy pensjonat. Jest to mój sposób na życie. A mąż pracuje nadal zdalnie jako informatyk. Lubię moją pracę. Choć jest wszędzie daleko i trzeba jeździć autem. Mamy fajnych gości. Z częścią z nich jesteśmy zaprzyjaźnieni. np. w pierwsze wakacje po wprowadzeniu lockdownu przyjechali do nas Polacy z Finlandii na 2 dni, ale że zamykały się granice, nie mogli kontynuować swojej podróży i tak zostali u nas na miesiąc. Dzięki nim my mogliśmy pojechać na wakacje w środku sezonu W 2001 roku byłam w Ameryce, ponieważ pracowałam jako opiekun młodzieżowy na obozie Camp America. Po zakończeniu obozu podróżowałam przez 2 tygodnie z ludźmi z różnych części świata. 11 września byłam na Manhattanie u koleżanki. Manhattan stał sie odciętą wyspą. Koleżanka nie chciała tam zostać, więc i ja się musiałam wyprowadzić. Wtedy pomocną dłoń podali mi Polacy, którzy mieszkali w Nowym Yorku. Nie miałam pieniędzy za bardzo, bo nie miałam pracy. Stać mnie było na jedzenie za 1 dolara dziennie. Nie mogłam wrócić wcześniej do domu, musiałam czekać na swój lot, ale ci Polacy mi pomogli. Pożyczyli pieniądze i dali mieszkanie za darmo. Było to trudne doświadczenie. Na początku nie mogłam skontaktować się z rodziną, wszystkie linie telefoniczne nie działały, ale jeden Polak dodzwonił się ze swojej części miasta do moich rodziców. Pomogli mi wrócić do domu. Teraz musimy pomóc tym, którzy są w gorszej sytuacji. Wszystkim. Nie mogę zrobić inaczej. Kropka.”
Słucham jej i łzy napływają mi do oczu. Nawet nie wiem, dlaczego znowu płaczę? Czy to z powodu trudnej historii Ludmiły, czy z powodu jej wielkiej miłości do ludzi i troski o nich? Znowu mam mieszane uczucia. Świecie, czy jesteś dla mnie taki duży i taki miły? Co mogę zrobić, aby świat utrzymał nieprzerwany łańcuch dobra, który przechodzi od jednej osoby do drugiej?
Tym razem odpowiedź brzmi w końcu: wiem. Po prostu musimy czynić dobro tym, którzy najbardziej tego potrzebują.
Ciąg dalszy nastąpi...