Ocalał, bo przy wywożeniu i rozstrzeliwaniu Żydów wymknął się z piwnicy, „bez pożegnania z ukochaną mamą”. Przeżył dzięki fałszywej metryce, wychowany przez siostrę zakonną. Polacy i Żydzi, katolicy i wyznawcy judaizmu pożegnali w środę w Lublinie a później w Izbicy Jakuba Hersza Grinera – ks. infułata Grzegorza Pawłowskiego, który pokazał światu, że „można pogodzić bez zdrady żydowskość i chrześcijaństwo”.
– Żegnamy człowieka niezwykłego, unikalnego świadka dramatycznych wydarzeń XX wieku – powiedział arcybiskup Stanisław Budzik, metropolita lubelski, na wstępie mszy żałobnej w lubelskiej archikatedrze. – Jak sam mówił nosił w sobie dwa światy. Jakub Hersz Griner i Grzegorz Pawłowski, Polak i Żyd, katolicki ksiądz i sługa Mesjasza. Kochający obie swoje ojczyzny. Człowiek łączący narody, religie i kultury. Budowniczy pokoju. Człowiek niezwykłej mądrości i życzliwości. Na pomniku jaki sobie przygotował w Izbicy tak streścił swoje życie: Opuściłem najbliższych w obliczu ich zagłady, aby ratować swoje życie. Oddałem je w służbie Bogu i ludziom. Powróciłem na miejsce ich męczeńskiej śmierci.
Podczas II wojny światowej zginęli niemal wszyscy jego najbliżsi – ojciec, matka i dwie siostry. On sam ukrywał się u polskich rodzin.
Po wojnie był w sierocińcu prowadzonym przez zakonnice. – Tutaj pod opieką sióstr benedyktynek, z przełożoną siostrą Klarą, ukochaną, odnalazł rodzinną atmosferę. A siostra Klara stała się dla niego matką – opisywał w czasie homilii życie ks. infułata biskup Mieczysław Cisło.
W 1952 r. Pawłowski zdał maturę w liceum ogólnokształcącym w Puławach i postanowił wstąpić do seminarium duchownego. – Wiosną 1958 roku w tej katedrze (w Lublinie-red.) przyjął święcenia kapłańskie. Tutaj na tej posadzce gdzie stoi teraz trumna z jego ciałem leżał krzyżem oddając Bogu całkowicie swoje ocalone życie – dodał biskup Mieczysław Cisło.
Jako wikariusz ks. Grzegorz Pawłowski pełnił posługę w parafiach w Żółkiewce, Bobach, Chodlu, Kurowie i u św. Jakuba Apostoła w Lublinie. Studiował biblistykę w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W 1970 r. wyjechał do Izraela. Na miejscu witał go jego brat, o istnieniu którego ks. Pawłowski dowiedział się dopiero po 27 lat.
– Żal mi było opuszczać Polskę, wyruszałem z płaczem. Kochałem Polskę, byłem do niej przywiązany – cytował słowa ks. Pawłowskiego biskup Cisło. – Wyjeżdżałem w nieznane poniekąd wbrew własnej woli, pociągnięty jakimś wewnętrznym nakazem, czułem, że specjalnym powołaniem. Wjechałem z Polski jako Żyd i katolicki ksiądz.
W Ziemi Świętej kapłan pełnił posługę duszpasterską przez ponad pół wieku. – Z pewnością moje powołanie kapłańskie zrodziło się w dużej mierze dzięki temu bożemu kapłanowi – przyznał ks. dr Jacka Stefańskiego, wychowanek ks. infułata Grzegorza Pawłowskiego, który zwrócił uwagę na „wielką skromność, pokorę i gorliwość” ks. Pawłowskiego. – Podczas jednej z naszych rozmów, jeszcze w Izraelu zanim stamtąd wyjechałem powiedział, że do końca życia będzie spłacał dług względem Pana Boga za to, że zostawił go przy życiu – powiedział ks. Stefański.
Ks. Pawłowski zmarł 21 października w Jaffie. Miał 90 lat. Został odznaczony pośmiertnie przez prezydenta RP Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Więcej o życiu kapłana i jego pożegnaniu w Izbicy w piątkowym Magazynie