Miłość to tajemnica, ale dla naukowców – jak się okazuje – to czysta chemia. Sekret związku chemicznego prawdziwej miłości wyjawia dr Kinga Kasperkiewicz z Wydziału Medycznego KUL. Z okazji walentynek ekspertka w dziedzinie chemii opowiada także o feromonach i zjawisku „świecenia się” zakochanych oraz o „syndromie złamanego serca”, czyli o całej chemiczno-biologicznej naturze miłości.
Czym jest miłość? Jak to tłumaczą naukowcy?
Miłość – z naukowego punktu widzenia – to nic więcej jak reakcja łańcuchowa, ściśle chemiczno-biologiczna, bardzo podobna do łańcuchowej reakcji polimeryzacji. Może nie brzmi to zbyt romantycznie, ale to jest naprawdę cały ciąg przemian biochemicznych – obejmujący zarówno system zewnętrznych bodźców, gdy np. mężczyzna dostrzega kobietę lub odwrotnie, jak i wewnętrznych procesów, jak piszą poeci - poruszeń serca.
Co jednak sprawia, że wśród tak wielu ludzi, zakochujemy się właśnie w tej jednej konkretnej osobie?
Przede wszystkim chodzi tu o zapach, a zapach to też chemia, czyli specyficzne lotne związki organiczne. Bardzo ważny jest nasz „naturalny zapach”, który posiada każdy człowiek, i w którym kryją się owe słynne feromony. Zapach dociera najpierw do nosa, potem do mózgu – narządu lemieszowo-nosowego aktywującego podwzgórze i jeżeli wszystko pasuje, niczym w słynnej zasadzie biochemicznej – tzw. „modelu zamka i klucza” – to wówczas zaczynamy interesować się drugą osobą, właśnie pod względem miłosnym. Co ciekawe, wówczas nawet nasze szare komórki zaczynają „świecić”, co wykazano w badaniach pozytonową tomografią emisyjną (PET).
Często mówi się o zakochaniu sercem lub rozumem, ale jak wygląda zakochanie się z chemicznego punktu widzenia?
Musimy pamiętać, że poszczególne substancje chemiczne, zwane neuroprzekaźnikami, inaczej działają na konkretne osoby, bo nasze mózgi są inaczej zbudowane w zależności od danej osoby – np. wielkość mózgu zależy nawet od masy naszego ciała. Co do zakochania sercem lub rozumem, to warto w tym miejscu przypomnieć podstawowe i różne rodzaje miłości, znane nam z psychologii, i tak wyróżniamy przecież miłość młodzieńczą, dojrzałą, namiętną, ale także miłość między przyjaciółmi i przyjaciółkami, między rodzicami a dziećmi, nawet miłość do własnego kraju.
Za uczucie miłości, która bywa dla nas tak interesująca, odpowiada substancja chemiczna zwana PEA (fenyloetyloamina), zwana też „narkotykiem miłości”. Ta substancja wraz z wzrostem jej zawartości w mózgu – w sytuacji zakochania się – pociąga za sobą kolejne zmiany. Wydzielają się noradrenalina, dopamina, serotonina i oksytocyna i są to reakcje łańcuchowe o przebiegu lawinowym, znane w chemii polimerów.
Miłość rzeczywiście często przebiega lawinowo, jak to się dzieje?
Podwyższone stężenie fenyloetyloaminy w mózgu objawia się np. wielką radością na widok ukochanej osoby, wzrostem aktywności, poczuciem mocy, że „możemy przenosić góry”. Ale też nadmierny wzrost stężenia tego związku „narkotycznego” wywołuje trudności w koncentracji, „ciągłe myślenie o ukochanej osobie”, również bezsenność czy zaburzenia łaknienia, a nawet stany niepokoju i depresji. Podwyższone stężenie w mózgu noradrenaliny z kolei przyspiesza bicie serca, zwiększa poziom glukozy we krwi, zwiększa ciśnienie, skurcz naczyń krwionośnych.
Natomiast związkiem, który odpowiada według badań naukowych za miłość na „śmierć i życie”, jest dopamina. Ten neuroprzekaźnik kontroluje nasze ciało oraz zdolność odczuwania przyjemności. Reguluje cały „system biochemiczny”, a gdy poziom dopaminy wzrasta, to spada poziom serotoniny. Dlatego często zdarzają się tzw. zaburzenia układu dopaminergicznego, ponieważ serotonina zapewnia poczucie spokoju oraz zdrowy sen. A jej niedobór powoduje uczucie zmęczenia, brak koncentracji i skupienia.
Z całą pewnością miłość nie zawsze pozytywnie wpływa na nasze życie. I to już zależy od „konstrukcji psychicznej” człowieka. Zdarzają się niestety przypadki tzw. „szaleńczej miłości”, gdy osoba zakochana jest w stanie zrobić wszystko, żeby być ze swoją ukochaną, nawet wbrew jej woli. Stalkuje ją, grozi, zastrasza, ale takie sytuacje zdecydowanie nie należy nazywać prawdziwą miłością.
A czy miłość ma datę ważności?
Tak, bowiem aktywność substancji chemicznych, odpowiadających za miłość, zmniejsza się z czasem. Tak już jest, że nasz organizm nie jest w stanie ciągle „działać w podwyższonej gotowości”, przychodzi zmęczenie psychiczne i fizyczne. Cały „ogień miłości” może się wypalić i po prostu przygasić. Ale – jak już wspomniałam – substancją, która odpowiada za uregulowanie całego „systemu biochemicznego” jest dopamina. To dzięki niej nasz organizm wytwarza oksytocynę i wazopresynę, które działają odprężająco, przeciwbólowo, przeciwzapalnie, regulująco i – co najważniejsze przy temacie naszej rozmowy o miłości – zapewniają poczucie więzi, również więzi na gruncie seksualnym i zapewniają akceptację drugiego człowieka, mimo upływającego czasu. Dzięki temu odpowiadają za rozkwit tzw. dojrzałej miłości pomiędzy partnerami.
Co się dzieje z nami, kiedy rozstajemy się z obiektem naszej miłości?
Jeżeli kochaliśmy kogoś bardzo mocno, to niestety może to skończyć się zespołem takotsubo, czyli tzw. „syndromem złamanego serca”. Pojawia się on u ludzi, którzy po rozstaniu doświadczają ciężkiego stresu emocjonalnego. U ok. 1-2 proc. przypadków objawia się on nawet tak jak u osób, które mają zawał serca, jednak po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji życiowej, okazuje się, że to właśnie zespół takotsubo.
Mimo wszystko, mimo tych różnych trudności, życzę wszystkim – z okazji zbliżających się walentynek – spełnionej miłości. Proszę też pamiętać, że jeżeli ktoś chce być kochany, to musi umieć kochać samego siebie. Bo tylko tak może doświadczać w pełni miłości z drugą osobą.
rozmawiała Monika Stojowska