Obaj kandydaci wypadli tak samo źle, myślę, że był to remis - ocenił debatę kandydatów na prezydenta RP politolog dr Wojciech Jabłoński z UW. To dopiero było preludium, przed - być może - decydującą debatą środową - uważa konsultant polityczny Eryk Mistewicz.
"Zamiast tego otrzymaliśmy wyrecytowane, prawdopodobnie wyuczone na pamięć formułki dwóch kandydatów, którzy siedzieli obok siebie, zamiast stać i się spierać. Nie doszło między nimi do żadnego dialogu" - powiedział Jabłoński.
Jabłoński zaznaczył, że formuła tej debaty była bardzo statyczna.
"Jedynym akcentem dynamicznym był ekran, który poruszał się w tle" - ironizował. "Poza tym nuda, nuda, nuda i myślę, że ta debata spowoduje, że frekwencja w głosowaniu za tydzień będzie najniższa w historii Polski po 1989 r., jeśli chodzi o wybory prezydenckie" - przewidywał.
Zdaniem Jabłońskiego, w debacie zawiodła zarówno jej organizacja jak i kandydaci. "Obaj kandydaci nie są osobowościami telewizyjnymi, a zatem trzeba było im stworzyć takie warunki, żeby przynajmniej - zgodnie z ustaleniami sztabów - można było między tymi kandydatami dostrzec jakiś kontrast, jakąś wymianę poglądów, dać im możliwość na zaprezentowanie chociażby jakiegoś ciekawego cytatu. Niestety to się nie udało" - uważa Jabłoński.
Także według Eryka Mistewicza, w debacie nie było wyraźnego zwycięzcy
"Jarosław Kaczyński bardzo sprawnie rozpoznał kamerę, do której powinien mówić, w związku z tym mówił do ludzi, czego nie wykorzystał Bronisław Komorowski - jego wypowiedzi były kierowane trochę w pustkę" - zauważył Mistewicz.
Zdaniem Mistewicza, rozstrzygnięcie może przynieść dopiero następna debata, zaplanowana w środę. "Tak naprawdę, to, co widzieliśmy, to preludium pozwalające sztabowcom odkryć luki w przygotowaniu konkurentów przed najważniejszą, determinującą, być może, wynik wyborczy, debatą w środę" - powiedział.
Mistewicz: słaba scenografia, za dużo dziennikarzy
"Oni nie porwali swoimi wypowiedziami, być może z uwagi na scenografię telewizyjną. Debaty tego typu w krajach europejskich, np. w Hiszpanii czy we Francji, toczone są za stołem, gdzie adwersarze patrzą na siebie. Wtedy aż iskrzy pomiędzy nimi. To też była pierwsza z europejskich debat, którą widziałem, którą prowadziła aż trójka dziennikarzy - to również utrudniało odbiór tego spotkania" - dodał Mistewicz.